Tusk (03.05.2015)
Pewnie będzie II tura

Bronisław Komorowski, Andrzej Duda (Fot. Franciszek Mazur, Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)
Badanie TNS koresponduje z piątkowym sondażem Millward Brown dla „Faktów” TVN. Tu prezydent stracił 3 pkt proc. (ma 42 proc.). Wprawdzie kandydat PiS Andrzej Duda ostatnio w sondażach stoi (TNS daje mu 25 proc., MB – 27 proc.), ale do wymarzonych przez sztab Komorowskiego 50 proc. (dających wygraną już 10 maja) – daleko.
Prezydent Komorowski zdaje się przyjmować do wiadomości, że wybory nie rozstrzygną się w jednym starciu. W radiowej Jedynce mówił, że rozstrzygnięcie w dwóch turach „jest normą demokracji”. I jeśli będzie II tura, to weźmie udział w debacie z rywalem. Bo taka debata, a nie debata 11 kandydatów, będzie merytoryczna.
W trakcie kampanii wiece prezydenta przerywali stronnicy PiS, a potem głównie aktywiści Janusza Korwin-Mikkego i nacjonaliści. W czwartek w Stargardzie Szczecińskim zagłuszali go gwizdami i okrzykami: „Komoruski” i „WSI”. Bronisław Komorowski wołał do krzykaczy: – To wy organizujecie przemysł nienawiści wobec prezydenta.
W ostatnich dniach prezentował się na tle mundurów – podczas uroczystości Dnia Flagi 2 maja i rocznicy Konstytucji 3 maja. Na pl. Zamkowym w Warszawie mówił o zagrożeniu ze Wschodu i przekonywał, że dążenie do zgody, modernizacja sił zbrojnych i odpowiedzialna polityka zagraniczna dają Polakom gwarancję bezpieczeństwa. Nie dodał, że właśnie taką politykę uosabia.
W tym czasie Andrzej Duda objeżdżał bez wytchnienia południe kraju. W Tarnowie mówił, że chce naprawić system prawny, na Podhalu – że zmieni konstytucję, by umocnić suwerenność. W sobotę w Strachocinie przemawiał w kościele, obiecując ochronę polskiej ziemi.
Ryszard Czarnecki z PiS komentował w Radiu ZET, że był to ołtarz polowy, ale zaraz przyznał, że spora część duchowieństwa popiera jego partię i Dudę.
To istotne stwierdzenie, bo w niedzielę na Jasnej Górze przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki przypomniał nauczanie Kościoła ws. in vitro i przestrzegł, że kto świadomie je neguje, pozbawia się „jedności z Kościołem”. Wezwał, by głosować na tych, których poglądy nie sprzeciwiają się wartościom katolickim. A Komorowski deklarował, że in vitro popiera.
Czarnym koniem wyborów może się okazać muzyk rockowy Paweł Kukiz. Jego notowania wystrzeliły w końcu kwietnia nawet do 11 proc. (sondaż TNS Polska). Kukiz próbuje jednoczyć oburzonych z lewa i z prawa. Wzywa do wprowadzenia okręgów jednomandatowych i chce „zwrócić państwo obywatelom”, nie precyzując jak. Ostatnio zaostrza ton – piętnuje „układ z Magdalenki” i „neoarystokrację”, która rządzi Polską, a zarobkową emigrację Polaków nazywa „eksterminacją narodu”.
Nie wiadomo, kogo Kukiz poprze w II turze ani jakie są jego polityczne plany. Twierdzi, że będzie walczył o Polskę do jesieni – co oznacza próbę tworzenia jakiejś formacji politycznej.
Tydzień Tuska. Trudne szczyty

Donald Tusk (VINCENT KESSLER / REUTERS / REUTERS)
Idea „uchylania drzwi” przez Junckera wywołała otwartą polemikę m.in. ze strony Manfreda Webera (z bawarskiej CSU), czyli szefa klubu centroprawicy będącej najważniejszym filarem Junckera w Parlamencie Europejskim. – Kto myśli, że rozwiążemy problem przez otworzenie drzwi, ten oszukuje sam siebie – replikował Weber.
Spodobał mu się natomiast pomysł kwot przy podziale imigrantów, które wpisano w rezolucję europarlamentu podsumowującą ostatni szczyt UE. Ale z kolei kwoty nie podobają się Polakom, a premier Ewa Kopacz oręduje za „dobrowolnością” przy dzieleniu się imigrantami (miejmy nadzieję, że nie chodzi o sposób na wykręcenie się od współodpowiedzialności za problemy Południa).
To sprawiło, że europosłowie PO i PSL – wbrew własnemu klubowi centroprawicy – nie poparli rezolucji o szczycie imigracyjnym. Wyjątkiem jest Róża Thun (głosowała za). Cała reszta polskiej centroprawicy (PO, PSL) wstrzymała się od głosu oprócz Jarosława Wałęsy (głosował przeciw) i Czesława Siekierskiego (nie brał udziału w głosowaniu).
Głównym konkretem szczytu UE było potrojenie pieniędzy na unijną operację patrolowania granicy morskiej Włoch, Malty i Grecji. Tusk, którego zadaniem jest wypracowywanie kompromisów między przywódcami 28 krajów Unii, niejako w ich imieniu musiał zatem wysłuchiwać – prócz sporów rodzimej centroprawicy – wielu europoselskich krytyk za mało ambitną odpowiedź UE na kryzysy imigracyjny. Tusk próbował bronić się cytatami z włoskiego premiera Mattea Renziego (centrolewica) i maltańskiego premiera Josepha Muscata (centrolewica), którzy jako pierwsi wezwali do zwołania nadzwyczajnego szczytu UE o imigracji, a potem mówili o jego wynikach z zadowoleniem.
Inne pytanie, ile w tym zadowoleniu Renziego i Muscata było urzędowego optymizmu na użytek własnej opinii publicznej. Niemal każdy przywódca chce przecież wracać ze szczytów z Brukseli z własnym „sukcesem”. I to za każdym razem.
Tusk razem z Junckerem uczestniczyli w ostatni poniedziałek w szczycie UE-Ukraina w Kijowie. Tam na Tuska spadło niemiłe zadanie, by klarownie wyjaśnić Ukraińcom, że Unia nie ma i nie będzie mieć ochoty na żadną pokojową misję wojskową w tym kraju, do której wzywał prezydent Petro Poroszenko. Natomiast Juncker – to inny przykry punkt kijowsko-brukselskich relacji – potwierdził, że sprawa wejścia Ukrainy do UE to nie jest kwestia przewidywalnej przyszłości. Może przyszło mu to łatwiej, bo – jak się wydaje – to także jego osobisty pogląd.