Duda (05.06.2015)
Grabaż: Mam coraz mniej siły na bycie owcą w stadzie Gądeckiego

Krzysztof „Grabaż” Grabowski (TOMASZ STAŃCZAK)
Abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański i przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, poświęcił swoją homilię na zakończenie procesji w Bożego Ciała świętowaniu i walce o wolną niedzielę.
Diagnoza sytuacji, którą przedstawił, była bardzo pesymistyczna. – Dzisiaj nawet w krajach, w których świąteczny charakter tego dnia jest zagwarantowany ustawowo, ewolucja sytuacji ekonomiczno-społecznej doprowadziła w wielu przypadkach do głębokich przemian w zachowaniach zbiorowych – mówił abp Gądecki i skrytykował m.in. weekendowe wyjazdy, w których nie ma czasu dla Boga.
– Niestety, kiedy niedziela zatraca pierwotny sens i staje się jedynie zakończeniem tygodnia, zdarza się czasem, że horyzont człowieka staje się tak ciasny, że nie pozwala mu dostrzec nieba. Od chrześcijan oczekuje się, by nie mylili świętowania niedzieli, która powinna być prawdziwym uświęceniem Dnia Pańskiego, z tzw. zakończeniem tygodnia, rozumianym jako czas odpoczynku i rozrywki. Świętować znaczy nie tylko nie pracować, ale także coś czcić – mówił abp Gądecki.
Grabaż zareagował na te słowa na swoim profilu na Facebooku.
– Dowiedziałem się, że ostatnio mojemu ulubieńcowi, abp. Gądeckiemu, nie podobają się niedzielne zakupy oraz weekendowe wyjazdy rodaków za miasto. Mam coraz mniej siły na bycie owcą w stadzie tego pasterza. Czy można zawiesić swoje „katolstwo” do czasu pojawienia się na arcybiskupim stolcu kogoś bardziej na czasie? – skomentował Grabaż.
Także w innych miastach nie obyło się bez kontrowersyjnych wypowiedzi duchownych: o gender, konwencji antyprzemocowej i in vitro.
– Przygotowywana jest w polskim parlamencie niezwykle liberalna ustawa o metodzie in vitro. Stosując tę metodę, nie można zapominać, że łączy się ona także z selekcją, niszczeniem lub zamrażaniem na długi czas ludzkich zarodków. A więc jest to metoda niemoralna, nie do przyjęcia przez chrześcijan i przez ludzi szanujących fundamentalne prawo każdej ludzkiej istoty do życia – mówił w Krakowie kard. Stanisław Dziwisz.
Z kolei abp Sławoj Leszek Głódź w Gdańsku ostrzegał: – Laicyzacja, wrogie chrześcijaństwu ideologie (…) oddziałują na kształt ustawodawstwa, na resortowe ciche zarządzenia i dyrektywy, na programy szkolne promujące treści dewiacyjne, których nie sposób zaaprobować ludziom wierzącym.
Makowski: Co mówią kazania hierarchów z okazji Bożego Ciała? O świecie nic, ale o ich mentalności wszystko
Genderyzm, in vitro i polityka – te tematy przewijały się przez przemówienia arcybiskupów w świąteczny czwartek. – Co te wszystkie kazania mówią nam o świecie, w którym żyjemy? Nic. Za to wszystko o mentalności kaznodziejów – pisze na swoim blogu Jarosław Makowski, filozof i teolog.
– Widać brak zrozumienia, że Kościół traci wiernych tylko wtedy, kiedy odchodzi od Ewangelii. (…) Kościół w Polsce jawnie pracuje już na rzecz jednej siły politycznej – Prawo i Sprawiedliwość. Bo, jak łatwo się domyśleć, przyjmując kryteria hierarchów, działacze PiS to „ludzie sumienia”. Reszta to „ludzie bez sumienia”. Ani Pan Jezus, ani Matka Boska nie mają partyjnych legitymacji podpisanych przez Jarosława Kaczyńskiego – zauważa publicysta.
Jego zdaniem biskupi „swoimi politycznymi kazaniami niszczą pracę setki dobrych, oddanych i żyjących Ewangelią duszpasterzy”. – Ich ciężka praca jest niweczona przez serie takich kazań, jak te wczorajsze, które z Dobrą Nowiną miały tyle wspólnego, co pięść z okiem – pisze na swoim blogu Makowski.
Cały wpis Makowskiego TUTAJ>>
Kościół wziął rozwód z ludźmi [BLOG]
Archidiecezja prostuje relację „Gazety Wyborczej”. Dziennik miał popełnić „przesadną nadinterpretację”

Słowa, jakie kard. Stanisław Dziwisz wypowiedział podczas uroczystości Bożego Ciała, były przytaczane m.in. przez „Gazetę Wyborczą”. Wygląda jednak na to, że relacja dziennika nie odznaczała się precyzyjnością. Ks. Robert Nęcek, rzecznik archidiecezji krakowskiej, opublikował bowiem sprostowanie, w którym zasugerował, że „Wyborcza” dopuściła się „przesadnej nadinterpretacji”.
Oświadczenie ks. Nęcka, przytaczane przez redakcję „Gościa Niedzielnego”, dotyczy tego, co kard. Dziwisz mówił podczas czwartkowych uroczystości o obecnym na nich prezydencie elekcie Andrzeju Dudzie.
Według „Wyborczej” kardynał powiedział: „Liczę, że pokładane w Andrzeju Dudzie nadzieje się spełnią i od sierpnia w Polsce będzie lepiej”. Kard. Dziwisz miał wymienić sierpień, ponieważ to właśnie w tym miesiącu prezydent Duda zostanie zaprzysiężony.
Co powiedział kard. Dziwisz?
Ks. Nęcek przekonuje jednak, że metropolita krakowski powiedział coś innego. Z jego relacji wynika, że w Boże Ciało kard. Dziwisz odniósł się do prezydenta elekta dwukrotnie. Po raz pierwszy zrobił to w katedrze wawelskiej, kiedy miało miejsce rozpoczęcie liturgii.
– Cieszymy się, że jest wraz z nami prezydent elekt, dla którego prosimy od Boga o pomoc w spełnieniu wszystkiego, o czym marzy społeczeństwo. Niech to marzenie stanie się rzeczywistością – powiedział wówczas metropolita krakowski.
Po raz drugi kard. Dziwisz wspomniał o obecności Dudy, gdy uroczystości dobiegały końca.
– Nie tylko, że wypada mi podziękować, ale czynię to z całego serca. Za obecność Rodziców i Pana Prezydenta elekta. Kraków jest Jego miastem – oznajmił kardynał.
Jak więc w tym kontekście rozumieć słowa „Gazety Wyborczej”, w której napisano, że Metropolita Krakowski powiedział: „liczę, że od sierpnia w Polsce będzie lepiej”. Czy nie jest to przesadna nadinterpretacja słów krakowskiego biskupa, która wywołała niepotrzebne zamieszanie i burzę? Czytaj więcej
Nie tylko „Wyborcza”
Co ciekawe, identyczną nadinterpretacje popełnił portal Niezalezna.pl, którego redakcja raczej nie przepada za „Gazetą Wyborczą”.
Kardynał Dziwisz w czasie swojego wystąpienia odniósł się do obecności Andrzeja Dudy. – Witamy prezydenta elekta. Liczymy, że pokładane w nim nadzieje się spełnią i od sierpnia w Polsce będzie lepiej – powiedział metropolita krakowski. Nawiązał w ten sposób do daty, w której Andrzej Duda rozpocznie swoje urzędowanie – nastąpi to 6 sierpnia. Czytaj więcej
Źródło: Gosc.pl
Robert Biedroń: Nie będę mesjaszem polskiej lewicy

Wyniki wyborów prezydenckich pokazały, że polska lewica nie jest w stanie wystawić obecnie nikogo, kto mógłby zdobyć poparcie szerokiego grona wyborców. Brak lewicowego lidera idzie w parze z rosnącą popularnością Roberta Biedronia. Były poseł nie zamierza być jednak „mesjaszem lewicy”.
O tym, że lewica czeka na przywódcę, który wydźwignąłby ją z kryzysu i ponownie umieścił na pierwszym planie polskiej polityki, Biedroń powiedział w wywiadzie, jakiego udzielił „Gazecie Wyborczej”.
– Lewicy potrzeba teraz kogoś, kto poprowadzi lud na barykady, jak za rewolucji francuskiej. Kto uwiedzie ludzi, jak uwiódł swojego czasu Donald Tusk czy, swój elektorat, Jarosław Kaczyński – zauważył prezydent Słupska.
Biedroń przyznał, że dostrzega kogoś, kto mógłby się sprawdzić w takiej roli. Nie chciał jednak wymienić żadnych nazwisk. Podkreślił jedynie, że nie ma na myśli samego siebie. Były poseł skupia się bowiem na rządzeniu Słupskiem, z którym stworzył „trwały, monogamiczny związek partnerski”.
Deklaracja Biedronia z pewnością zawiedzie tych, którzy widzą w nim przyszłego prezydenta Polski. Takich osób nie brakuje, o czym świadczy spora popularność, jaką po drugiej turze wyborów prezydenckich cieszył się w internecie hashtag #robertmusisz, który namawia byłego posła do ubiegania się w 2020 roku o urząd głowy państwa.
O rosnącej popularności prezydenta Słupska pisaliśmy dwa tygodnie temu.
źródło: Wyborcza.pl
Skandal z gdańską „Ostatnią Wieczerzą”. Pokaz na Expo odwołany
Dwie wieczerze
Telefon dzwoni, gdy malarz Maciej Świeszewski, profesor gdańskiej ASP, jest w drodze na lotnisko w Gdańsku. Jest 27 kwietnia, za chwilę ma wsiąść do samolotu lecącego do Mediolanu. Targi Expo zaczynają się za cztery dni. Zamówiona 17-metrowa ciężarówka z chłodnią wyruszyła właśnie po „Ostatnią Wieczerzę”.
– Decyzją polityczną wyjazd obrazu został wstrzymany – informuje głos urzędnika w słuchawce.
Świeszewski dowiaduje się, że prezentacja jest wstrzymana, bo „obraz obraża uczucia najwyższego”. Artysta uważa, że chodzi najprawdopodobniej o wicepremiera i ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego.
Zaproszenie do udziału w światowej wystawie Expo Maciej Świeszewski dostaje na początku grudnia ubiegłego roku. „Ostatnia Wieczerza” ma być częścią ekspozycji pawilonu polskiego przez cały czas trwania imprezy – od maja do końca października. Pod pismem podpisuje się komisarz generalny sekcji polskiej Sławomir Majman, który odpowiada za zawartość programową prezentacji.
Na początku roku okazuje się, że obraz jest za duży – polski pawilon trzeba przebudować, żeby wygospodarować dodatkową przestrzeń (potrzebne jest wnętrze o wysokości sześciu metrów). W kwietniu, podczas spotkania z wiceprezesem Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (agencja organizuje udział Polski w Expo), malarz dowiaduje się, że pomieszczenie jest gotowe.
– Specjalnie dostosowaliśmy pawilon do potrzeb pana obrazu – słyszy prof. Świeszewski.
Czasu jest coraz mniej, dlatego urzędnicy proszą malarza o pomoc w sprawach logistycznych. Świeszewski sam płaci za konserwację obrazu (konieczna przed transportem), szuka spedytora, wynajmuje fachowca, który zajmuje się pakowaniem płótna, rusztowań i ram. Kupuje bilety do Mediolanu dla siebie i dla stolarza. Rezerwuje hotel.
Tegoroczne Expo odbywa się pod hasłem „Wyżywienie planety, energia dla życia”. Bierze w nim udział 147 krajów. Organizacja wystawy kosztuje nasz kraj 60 milionów zł. Polski pawilon ma być najbardziej włoskim spośród zagranicznych prezentacji na Expo (tak można przeczytać w oficjalnej prezentacji wystawy). Gdańska „Ostatnia Wieczerza” nawiązywać miała do słynnego fresku Leonardo da Vinci, zdobiącego ściany kościoła Santa Maria delle Grazie w Mediolanie.
Wałęsa i Judasz
Malarz tworzył swoje dzieło dziesięć lat. Za pracownię służył kościelny chór, bo trudno było znaleźć miejsce, w którym zmieściłoby się płótno takich rozmiarów, jakie zaplanował. Prace malarskie poprzedził studiowaniem ewangelii, kabały, filozofii oraz sesją fotograficzną, która odbyła się w gdańskim teatrze.
Na pustej teatralnej scenie dwadzieścia lat temu stanął stół nakryty białym obrusem. Na nim chleb, wino, jabłka, gruszki i faszerowany szczupak. Za stołem zasiedli znajomi malarza, głównie artyści i naukowcy.
Na obrazie przy stole (długim, jak ten z dzieła Leonarda da Vinci) w roli apostołów wystąpili: profesor genetyki Janusz Limon oraz jego brat Jerzy – anglista i teatrolog, aktor Jerzy Kiszkis, poeta Władysław Zawistowski, ksiądz Krzysztof Niedałtowski, malarze Kiejstut Bereźnicki, Jacek Tylicki i Krzysztof Izdebski, pisarze Stefan Chwin i Paweł Huelle, syn malarza Aleksander Świeszewski oraz – jedyny polityk w tym gronie – Jan Kozłowski.
Posypały się gromy, że na obrazie religijnym malarz sportretował znajomych i kolegów.
– Dlaczego z obrazu zniknął prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który siedział za stołem podczas sesji w teatrze? – dociekali ci, którzy doszukiwali się drugiego dna.
– Jeden z apostołów powinien mieć twarz Lecha Wałęsy – wytykali ci, którzy na wszystkim znają się lepiej.
– Który to Judasz? – pytali ci, którzy chcieli wiedzieć więcej. (- Każdy z nas może być dziś Judaszem – odpowiadał im malarz).
Mało kto zwracał uwagę na unoszące się nad głowami apostołów symboliczne olbrzymie motyle i pszczoły, latające ryby, leżącego na stole homara, konika morskiego i łeb żyrafy.
Portret ludzkości
Zanim przyszła nagroda episkopatu – za „osiągnięcia w dziedzinie kultury chrześcijańskiej” – przez gazety, programy telewizyjne, radiowe i czasopisma branżowe przetoczyła się dyskusja, czy „Ostatnia Wieczerza” jest wielką sztuką czy monstrualną porażką (i nie o rozmiar obrazu chodziło). W teczce poświęconej „Ostatniej Wieczerzy” malarz uzbierał do dziś kilkaset wycinków prasowych.
„Obraz kreowany na arcydzieło okazał się uroczym kiczem” – to jedna z łagodniejszych opinii. „Przeładowany detalami kolorowy koszmarek” – to inna. Dostało się i malarzowi: „nadworny portrecista gdańskich oligarchów”. Na stoczniowej ścianie powstał pastisz dzieła: ostatnia wieczerza, podczas której przy jednym stole z Jezusem siedzą Lech Kaczyński, Władimir Putin i Benedykt XVI.
W dyskusji do pieca dorzucał sam malarz. Twierdził, że nie uznaje współczesnych artystów awangardowych, a obierania ziemniaków w Zachęcie nie można nazwać sztuką.
Obrońcy podkreślali symbolikę obrazu, wieloznaczność i doskonały warsztat malarski. „Jest to portret całej ludzkości, a nie zabawa w rozdzielanie zaszczytnych ról znajomym z podwórka. Jak wszyscy ludzie związani ze swoją małą ojczyzną, artysta wierzy, że oś świata przebija jego miasto” – pisał ks. Krzysztof Niedałtowski (jeden z apostołów). Z podziwem o obrazie wyrażał się Gunter Grass. Daniel Kuspit, amerykański krytyk sztuki, uznał go za arcydzieło.
„Ostatnia Wieczerza” trafiła na karty literatury. W powieści pod tym samym tytułem pisarz Paweł Huelle (także jeden z apostołów) opowiada o przygotowaniach do sesji zdjęciowej, na którą malarz zaprasza przyjaciół, prosząc, by użyczyli twarzy apostołom.
Cztery lata zajęło Sylwestrowi Latkowskiemu nakręcenie filmu o Świeszewskim i jego obrazie. Muzykę skomponował Leszek Możdżer. W jednej ze scen odkryty obraz, zapakowany na ciężarówkę, jedzie pustymi ulicami Gdańska w niewiadomym kierunku. Perypetie „Ostatniej Wieczerzy” wydają się nie mieć końca.
Dookoła świata
Stryjeczny pradziadek malarza, Aleksander Świeszewski, należał do Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, które zainicjowało powstanie galerii (tej samej, w której kilkanaście lat temu Julita Wójcik obierała ziemniaki). Jeden z jego pejzaży kupił do swojej kolekcji Ludwik II, król Bawarii. Z rodziną spokrewniony był malarz Władysław Ślewiński, który w Paryżu był towarzyszem Paula Gauguina.
W latach 60. Świeszewski wyjechał z rodzicami na Kubę. Po powrocie do Trójmiasta skończył Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Gdańsku. W Paryżu zajmował się konserwacją obrazów XIX-wiecznych mistrzów, dzieł Delacroix i Courbeta.
– Właśnie wtedy wpadłem na pomysł tworzenia wielkich obrazów. W Luwrze wykonałem pierwszy szkic do „Ostatniej Wieczerzy” – opowiada Świeszewski.
W wieku 41 lat malarz sprzedał jedną ze swoich prac i pojechał w podróż dookoła świata. „Ostatnią Wieczerzę” zaczął malować po powrocie do Polski.
W kościele św. Jana, gdzie odbył się pierwszy pokaz, obraz nie mógł zostać na stałe – świątynia przechodziła remont. Trafił do Gdańskiego Parku Naukowo-Technologicznego. Trzy lata temu wyjechał do Brukseli, na wystawę w Królewskim Muzeum Sztuki. Zobaczyło go tam 10 tysięcy osób. W Trójmieście w ostatnim czasie nie było zbyt wiele okazji, żeby oglądać „Ostatnią Wieczerzę” – najczęściej pozostawała schowana.
– Mam mnóstwo telefonów od ludzi, którzy pytają, gdzie można mój obraz zobaczyć – mówi Świeszewski. – Niestety, nie wiem, co im odpowiedzieć.
Pusta ściana
Na rozpoczęcie wystawy Expo leci do Mediolanu ksiądz Krzysztof Niedałtowski.
– Chciałem zorganizować spotkania i dyskusje towarzyszące pokazowi „Ostatniej Wieczerzy”, zbudować wokół tego wydarzenia program intelektualny – mówi ks. Niedałtowski. – Byłem jednym z pierwszych gości w polskim pawilonie. Na piętrze, gdzie miał być znaleźć się obraz, stał ekran, na którym leciała prezentacja polskiego jedzenia. Ściana przygotowana dla „Ostatniej Wieczerzy” była pusta. Od komisarza generalnego dowiedziałem się, że obraz przyjedzie, ale w innym terminie.
Niedałtowski zwiedza także pawilony innych państw. W watykańskim ogląda „Ostatnią Wieczerzę” Tintoretta.
Do środy żaden z organizatorów polskiej wystawy Expo nie odpowiedział na telefony i maile Świeszewskiego z prośbą o wyjaśnienie sytuacji. Odpowiedź przyszła dzień po tym, jak „Wyborcza” poprosiła o komentarz Ministerstwo Gospodarki. Resort prosi profesora o rozważenie możliwości prezentacji na Expo innego obrazu.
Rachunki
– „Ostatnia Wieczerza” nigdzie się nie mieści – mówi ks. Krzysztof Niedałtowski. – Nie chodzi tylko o gabaryty obrazu. Nie mieści się też w głowach, rozsadza ramy mentalne. Liberałowie obawiają się jej, bo wyraża treści liberalne. Prawa strona posądza autora o herezję.
Gdańska „Ostatnia Wieczerza” na zamieszaniu z wyjazdem do Mediolanu nie straci. O obrazie znów jest głośno. Koszty poniósł malarz. W sumie 20 tysięcy zł. Jak policzył, tyle kosztowały przygotowania do wyjazdu. Kto ureguluje rachunki, na razie nie wiadomo.
***
Ostatnie Wieczerze
Najbardziej znane przedstawienie „Ostatniej Wieczerzy” to fresk Leonardo da Vinci z końca XV wieku, który znajduje się klasztorze przy kościele Santa Maria delle Grazie w Mediolanie. O sto lat późniejszy jest obraz włoskiego malarza Jacopa Tintoretta, zamówiony dla kościoła San Giorgio Maggiore w Wenecji. Chrystusa z apostołami podczas wieczerzy paschalnej przedstawiali również Hans Holbein, El Greco, Rubens, Salvador Dali oraz Andy Warhol.
Biskup Pieronek: W Polsce nie będzie małżeństw homoseksualnych. Nie ma takiej zawieruchy w umysłach, jak w Irlandii

– To jest głoszenie Ewangelii i przeciwstawianie się temu, co jest przeciwko niej – mówi o homiliach poruszających tematy in vitro czy gender biskup Tadeusz Pieronek. Jak twierdzi, żaden z hierarchów, którzy w Boże Ciało wypowiadali się w tych kwestiach, „nie przekroczył granicy”.
Czy Boże Ciało powinno być dla duchownych okazją, by wypowiadać się na temat in vitro, związków partnerskich, gender czy konwencji antyprzemocowej? Wczorajsze kazania właśnie te sprawy poruszały.
Tak, to dobra okazja, by zajmować w tych kwestiach stanowisko. To jest głoszenie Ewangelii i przeciwstawianie się temu, co jest przeciwko niej. Jeśli mówimy o sobie jako o ludziach “wolności”, to trzeba zakładać, że każdemu wolno mówić, co myśli i do czego jest przekonany. Jeśli strona jednopłciowców i homoseksualistów ma prawo głosić swoje tezy, to Kościół tym bardziej. Nie ma tu naruszenia żadnych standardów.
Kardynał Kazimierz Nycz mówił na przykład, że referendum w Irlandii w sprawie związków partnerskich jest “poważnym ostrzeżeniem dla Polski”. Myśli ksiądz, ze Polacy przejdą taką drogę jak Irlandczycy?
Nie, to nie jest scenariusz dla Polski. Nie sądzę, by przegłosowanie małżeństw homoseksualnych przez społeczeństwo miało u nas jakiekolwiek szanse. Nie widzę, by w Polsce była taka zawierucha w ludzkich umysłach. Świadczą o tym chociażby masowe pochody rodzinne w różnych miastach.
Kardynał Dziwisz mówił z kolei o in vitro – “niemoralna, nie do przyjęcia przez chrześcijan metoda”. Ksiądz się pod tym podpisze? Czy to nie jest wykluczanie tych, którzy z in vitro korzystają?
To nie jest wykluczanie, to jest zajęcie generalnego i zasadniczego stanowisku w stosunku do samej metody. Ta metoda jest niemoralna, to oczywiste. Nie oznacza to jednak, że potępiamy ludzi, którzy z niej korzystają. To bardzo ważne rozróżnienie, które często się pomija.
Kard. Dziwisz witał prezydenta elekta i mówił, że liczy, iż pokładane w nim nadzieje się spełnią. Słusznie? Może powinien trzymać się od polityki z daleka.
Ja pokładam nadzieję nie w Andrzeju Dudzie, ale w Bogu. Jeśli chodzi natomiast o tę wypowiedź, to na pewno nie jest politykowanie. Co jest złego w tym, że ktoś powie, że pokłada nadzieje w polityku, który został prezydentem? Każdy obywatel ma możliwość opowiedzenia się za kimś. Dlaczego ograniczenia miałyby dotyczyć duchownych? Jedni mogą mówić wszystko bezkarnie i daje się temu rozgłos, a księżom prawo głosu się odbiera. Naprawdę mnie to dziwi.
Czyli duchowni powinni opowiadać się po stronie konkretnego polityka, np. startującego w wyborach?
Duchowni nie powinni zajmować się polityką w takim sensie, by namawiać do głosowania na takich czy innych kandydatów. Granica między swobodą wypowiedzi a politykowaniem jest prosta. Można pokładać w kimś nadzieję, witać przyszłego prezydenta, wyrażać sympatię czy liczyć na dobrą prezydenturę. Nie można natomiast mówić, że tego czy innego należy wybrać. Żaden z naszych hierarchów przy okazji Bożego Ciała granicy nie przekroczył.
„Nas o głos na Komorowskiego nikt nie poprosił”. Dlaczego prezydent przegrał z Dudą na Podkarpaciu?

Kampania wyborcza kandydata PiS na Prezydenta RP. Andrzej Duda 2 maja 2015 r. z wyborcami po mszy w sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Strachocinie koło Sanoka na Podkarpaciu (JERZY CHABA)
– Tak źle jak teraz jeszcze nie było – pan Zbigniew czeka na bus do Niska. Jedzie do pośredniaka. – Śmieciami jesteśmy. Nie ma tu bytu żadnego, przyszłości. Tylko co przebieglejsi mają lepiej. I ci, którzy załapali się na dotacje.
Ale czy wszystko od razu się zmieni? – Musimy jeszcze wygrać jesień i pewnie jakiegoś koalicjanta wziąć. Od razu miodu nie będzie, wiadomo, dużo pracy nas czeka. Prostej recepty nie ma, ale trzeba próbować – uważa.
Bezrobocie w Jeżowem sięga 20 proc. – Ale mamy w gminie sto firm. Jesteśmy zagłębiem dekarskim – wójt Marek Stępak wypręża z dumą pierś.
Właściciele firm w Jeżowem to także wyborcy PiS. – Oczekują zmian. Ułatwień, niższych podatków i obciążeń zusowskich. Powstała u nas w Jeżowem Biedronka, z tego powodu kilka rodzinnych sklepów musiało się zamknąć – wójt wskazuje na bolączki gminy.
Gminą rządzi od jesieni zeszłego roku. Startował jako kandydat PiS, wygrał w drugiej turze, pokonując PSL–owskiego wójta, który był tu 22 lata. Cztery lata wcześniej, reprezentując lokalny komitet, Stępak przegrał.
Dwa tysiące ludzi za granicą
Gospodarstwa w Jeżowem są zadbane, domy z nowymi, kolorowymi elewacjami. Czysto, dostatnio. Paradoks? Nie, część tego bogactwa płynie z zagranicy. Spośród 10 tys. mieszkańców za granicę wyjechało już 2 tys.
Ten temat wychodzi nawet podczas rozmowy z dyrektorką szkoły w centrum Jeżowego. Szkoła odremontowana rok temu, przy niej dwa place zabaw, jeden z rządowego programu Radosna Szkoła. Ale tu jak w zwierciadle odbija się sytuacja mieszkańców. Liczba dzieci spada. Jeszcze w 2002 r. było 500 uczniów. Teraz – 250.
Obiady finansowane przez opiekę społeczną ma 70 proc. z nich. Wielu z nich to eurosieroty. Przynajmniej jeden rodzic pracuje za granicą, przeważnie ojcowie.
Pomysły rządowe? Nie podobają się tu. Weźmy sześciolatki. – Mam podania od rodziców całego oddziału przedszkolnego, 14 dzieci, o odroczenie. Wszyscy pojechali do poradni psychologiczno-pedagogicznej – mówi dyrektor szkoły Katarzyna Sudoł.
Krótkie życie jednego baneru
Kampania w Jeżowem? – Spotkań z mieszkańcami nie było. Wystarczyły zwykłe rozmowy – wójt Stępak tylko się uśmiecha. – A podczas rozmów ludzie powtarzali: „Czas na zmiany”. Ponieważ to było także moje hasło z kampanii samorządowej, rozmowy kleiły się wyśmienicie.
Plakaty Dudy wiszą w Jeżowem do dziś, nikt ich nie poniszczył. – Dudy było pełno. Każdy we wsi dostał list od niego, były rozdawane gazety, odezwy. A Komorowskiego nie było wcale. Ani jednego plakatu. A powinien wszędzie szukać poparcia, także w gminie Jeżowe, a nie odwracać się od takich miejscowości plecami – ocenia Lidia Błądek.
W powiecie niżańskim szefem PiS jest Sylwester Daśko. O kampanii nie musimy rozmawiać – wystarczy zajrzeć na jego profil na FB. Od marca pełno na nim uśmiechniętego Dudy, a jeszcze więcej ostrych publikacji na temat prezydenta Komorowskiego zaciąganych z prawicowych mediów i ośmieszających go memów.
Gabriel Lesiczka z PSL rządził gminą do ub. roku. Teraz, przed drugą turą wyborów prezydenckich, był za Komorowskim. – W naszej gminie jako jedyny powiesiłem na płocie baner prezydenta Komorowskiego. Wisiał tylko do nocy. A potem? Zniknął. Żadnej innej kampanii nie było – mówi Lesiczka.
Co się tam u was dzieje?
Duda zebrał w Jeżowem 4149 głosów. Wyborcy Bronisława Komorowskiego nie mogą tego zrozumieć.
– Znajomy z zachodniej Polski dzwoni do mnie i krzyczy do słuchawki, przepraszam, że przeklnę: „K…, co się tam u was dzieje?”. A ja nie umiem tego wytłumaczyć. Córkę ze studiów ściągnęliśmy, żeby zagłosowała. A wynik, sami widzicie: 369 głosów za Komorowskim – mówi Grzegorz Rutkowski.
Zrozumieć, co się stało, próbują oboje, z żoną Dorotą, lekarką: – 30 proc. naszych pacjentów wyjechało w ostatnich latach do pracy za granicą. Dużo pokrzywdzonej młodzieży tu jest, bez przyszłości. Do tego silny wójt i starosta z PiS. To wszystko może się składać na sukcesy PiS – mówią małżonkowie.
Wójt Stępak dokładnie wie, dlaczego PiS odnosi tu takie sukcesy. – To wynik umiłowania ojczyzny, który z kolei wywodzi się z wiary katolickiej i przywiązania do Kościoła. Także postać świętego Jana Pawła II bardzo silnie na nas oddziałuje. Mocne u nas zawsze były ruchy solidarnościowe – wylicza.
Według niego Komorowski zraził sobie mieszkańców Jeżowego także tematem in vitro. – Bo dla nas tutaj największą wartością jest ochrona życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci – ocenia. Ludzie oczekują na poprawę, na lepsze jutro. Bardzo wsłuchiwali się w propozycje prorodzinne Andrzeja Dudy, zasiłki, zwiększenie pieniędzy na oświatę, ochronę ziemi – wylicza.
O co niepokorny nie zapytał prezydenta elekta

O co Samuel Pereira nie zapytał Andrzeja Dudy? (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)

A to przecież „Gazeta Polska” przez lata snuła wizje na temat zamachu w Smoleńsku. Pereira nie zapytał prezydenta elekta o zamach, nie zapytał o wrak, nie dowiedziałam się, czy prezydent elekt zadzwoni do prezydenta Putina z żądaniem oddania go. Bo przecież kiedy mieszkał w Belwederze Komorowski, to wrak był na wyciągnięcie ręki, brakowało tylko dobrej woli.
Niepokorny nie pyta prezydenta elekta o to, czy ujawni aneks o WSI, a przecież jest to postulat prawicy i wiceprezesa Antoniego Macierewicza, to oni krzyczeli, że Komorowski ukrywa raport.
Niepokorny nie pyta o to, co z Polską, która jest opleciona przez WSI, ani o to, jak prezydent elekt Duda powstrzyma to zjawisko.
Niestety, frankowicze mogą się czuć zawiedzeni, gdyż nie dowiedzieli się, w jaki sposób prezydent elekt spełni swoją obietnicę z kampanii wyborczej – a obiecywał, że będą spłacać kredyty według kursu z dnia, w którym je brali.
Niestety, Samuel Pereira nie dociekał, czy nieobecność Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza pomogła prezydentowi elektowi w zwycięstwie.
Dziennikarz zapytał nieśmiało o partię Petru, ale o Kukiza już nie, a to przecież Kukiz poprowadził młodzież na Pałac, dzięki czemu zasiadł w nim Duda.
Nie wiemy, czy prezydentowi elektowi zadrży ręka, kiedy będzie mianował na premiera Pawła Kukiza, bo ten, jak wiadomo, jest przeciwko religii w szkole, a Kościół powinien żyć z tacy, nie z budżetu państwa.
Nie padło pytanie o JOW-y i referendum ani o to, czy prezydent Duda chce, żeby premierem był Jarosław Kaczyński.
Pytania można byłoby mnożyć. Ale cóż, widać „niepokorny” był mocno onieśmielony, przecież po raz pierwszy miał ekskluzywny wywiad z prezydentem elektem.
Z lekkich pytań można było zadać te o los tchórzofretki i o to, czy elekt zgodzi się, żeby jego córka wzięła udział w „Tańcu z gwiazdami”.
Jak prezydenta elekta będą otaczać wazeliniarze, to wiele się nie dowiemy.
Biskupi w Boże Ciało mówili o gender i in vitro. „Obsesja seksualności”
– Kościół nie dostrzega wielu problemów – nierówności, lęku egzystencjalnego czy agresji w społeczeństwie – mówiła w TOK FM dziennikarka TVP Karolina Lewicka. Hierarchowie wczoraj podczas święta Bożego Ciała mówili o zakupach w niedzielę, pigułce po, in vitro i „ideologii genderyzmu, która niszczy rodzinę”.
– Polski Kościół mówi o seksualności i prokreacji. Zastanawiam się, z czego to wynika. Poza tym zaangażowanie polityczne nie jest nawet ukrywane. Jedność chrześcijaństwa nie tkwi w praktyce politycznej – komentowała dziennikarka w Poranku Radia TOK FM. – To chyba Polski nie dotyczy – ironizował Jacek Żakowski. – Poza tym jakbym miał tyle nieruchomości, to też bym przeżywał inaczej. Kościół ma pół Krakowa! – wykrzyknął.
Andrzej Duda: Beata Szydło doskonale nadaje się do roli premiera

Beata Szydło i Andrzej Duda podczas uroczystości Niedzieli Palmowej w Lipnicy Murowanej w Małopolsce(MICHAŁ ŁEPECKI)
Prowadzący audycję dopytał, czy to Beata Szydło powinna kierować rządem po jesiennych wyborach, na co Andrzej Duda opowiedział: – Jak ktoś mnie pyta, czy Beata Szydło byłaby dobrym kandydatem, który pozwalałby na realizację tej dobrej zmiany i czy by sobie z tym poradziła, to tak, jestem przekonany, że by sobie poradziła.
Więcej TUTAJ .