Jaja (04.06.2015)
Głosowaliśmy „dla jaj”? Zacznijcie z nami rozmawiać, to się dowiecie, czemu jesteśmy wkurzeni [MŁODZI PO 11 MAJA]

Głosowanie w Obwodowej Komisji Wyborczej nr 4 przy ulicy Paderewskiego w Toruniu (MIKOŁAJ KURAS)
Jako jeden z młodych ludzi, o których i do których Waldemar Kumór napisał „Młodzi, naiwni, bez obciachu”, czuję się w obowiązku wziąć moich rówieśników w obronę. Nie tylko w odpowiedzi na ten artykuł, ale w ogóle w odpowiedzi na to, co o młodych się mówi i pisze od 11 maja.
Po 11 maja mówi się o nas jak o nowo odkrytym gatunku ssaków
Po pierwsze, mam wrażenie, że wynik wyborów prezydenckich (zarówno w pierwszej, jak i w drugiej turze) ma jeden – być może dla ludzi mojego pokolenia najważniejszy – skutek. Politycy, dziennikarze i publicyści dostrzegli w końcu 20- i 30-latków. Mało tego, młodzi ludzie znaleźli się praktycznie z dnia na dzień (po wynikach I tury) w centrum uwagi. Nagle okazało się, że ci młodzi „wkurzeni” mogą przesądzić o wygranej jednego kandydata (a raczej o porażce drugiego). Do tej pory wzmianka o młodych sprowadzała się do jednego ze słupków w powyborczych statystykach w kategorii „Podział głosów ze względu na wiek”. Teraz jest inaczej i myślę, że tej zmiany nie da się już cofnąć. Dostrzeżono, że my też mamy głos i to na tyle mocny, żeby – jak napisał Kumór – „politycy zaczęli się nam podlizywać”. To dobrze.
Z drugiej strony mam wrażenie, że od 11 maja mówi się o nas trochę jak o nowo odkrytym gatunku ssaków albo dzikim plemieniu Indian z amazońskiej puszczy. Nagle politolodzy, socjolodzy i dziennikarze zaczęli się drapać po głowach i analizować, dlaczego ci młodzi tak zagłosowali.
Nie prowadziłem statystyk, ale „na oko” średnia wieku tych komentatorów to jakieś 50 lat. Nie zauważyłem, żeby przez ostatnie trzy tygodnie w dyskusji o młodych wypowiedział się jakiś 30-latek. Jasne, wśród moich rówieśników nie ma pewnie tak wielu osób mających coś sensownego do powiedzenia, ale jeśli się o kimś mówi z taką częstotliwością i tak skrupulatnie analizuje jego wyborcze zachowania, to warto zaprosić go do dyskusji.
Zamiast tego widzę ludzi starszych ode mnie o co najmniej jedno pokolenie, którzy tłumaczą, dlaczego zagłosowałem tak, a nie inaczej. To tak, jakbym ja dywagował, dlaczego tak, a nie inaczej zagłosowali emeryci.
Mamy wyjść na ulicę i protestować? A niby czemu nie w internecie?
Kumór pisze, że dla nas wybory to tylko „wydarzenie na Facebooku” pod tytułem „Odwieź Bronka do Budy Ruskiej”, do którego dla hecy się przyłączyliśmy. A może przyłączyliśmy się, żeby pokazać, jak jesteśmy wkurzeni.
A że w takiej formie? Wy, starsi, sądzicie, że jak się nam coś nie podoba, to powinniśmy wyjść na ulicę i protestować. Ale dla nas, dla których internet (który jest częścią naszego życia, odkąd pamiętamy) to równie ważne miejsce do protestu.
Jak pokazała kampania wyborcza, Bronisław Komorowski miał w głębokim poważaniu wirtualny świat. Mam wrażenie, że szef sztabu wyborczego ustępującego prezydenta na pytanie od podwładnego: „Co robimy z kampanią w sieci?”, tylko machnął ręką i wrócił do zapraszania kolejnego aktora albo sportowca, który na wiecu wyborczym powie, że „podoba mu się ostatnie 5 lat prezydentury pana prezydenta”. Super. A mnie się podoba nowy „Mad Max”.
Nie twierdzę, że inni kandydaci mieli o wiele lepszą e-kampanię. Ale to z Twittera Bronisława Komorowskiego, jego błędów językowych, nowomowy i dziwnych wpisów naśmiewali się internauci. Tak samo z filmików z Bronkobusa czy innych wpadek, które w wersji wideo stały się viralami (szybko zyskującymi popularność filmikami przesyłanymi między sobą przez internautów).
Co więc dostali młodzi ludzie? Spoty w telewizji, której nie oglądają, i przemówienia kojarzące się albo z nudnym kazaniem w kościele albo ze słuchaniem starego wujka na imieninach, który opowiada, jak to się kiedyś uciekało przed milicją.
Z drugiej strony młodzi ludzie mieli Andrzeja Dudę, który z podwiniętymi rękawami koszuli rozdawał kawę pod stacją metra. Myślę, że wielu z nas miało gdzieś programy wyborcze i polityczny rodowód. Młodzi chcieli po prostu mieć fajnego prezydenta, trochę na wzór Baracka Obamy, a nie starego wujka, który opowie anegdotę z polowania.
I jeszcze ta narracja: Młodzi są marionetkami w rękach PiS/Kukiza
Hasło „Zgoda i bezpieczeństwo”? W internecie królują informacje typu „polityk A zmiażdżył polityka B” albo „polityk A bredzi o tym i o tamtym”. Jaka więc zgoda? Bezpieczeństwo? O Ukrainie w mediach już ani widu, ani słychu. Gdy rozmawiam ze znajomymi, jakoś nikt nie zagadnie przy piwie: „Uff, dobrze, że prezydentem jest Bronisław Komorowski. Z nim czuję się bezpieczny”. Słupki, PKB, nowe autostrady to wszystko jest ważne, ale co z tego, kiedy przekazuje się je urzędniczą nowomową? Tak się nie rozmawia z młodymi ludźmi.
I na koniec, chyba najważniejsza rzecz. Kumór pisze: „Mam wrażenie, że wyniki wyborów i aktualne sondaże świadczą, że stajesz się ofiarą cynicznych polityków i bierzesz udział w owczym pędzie. Bo liczyli (i się nie przeliczyli), że jesteś wkurzony i masz pamięć rybki pamiętającej jedynie ostatnie okrążenie akwarium”.
Te dwa zdania oddają chyba całe zdziwienie i oburzenie „starych”. My, młodzi, jesteśmy marionetkami, których PiS/Kukiz wykorzystują do walki z PO. A może jesteśmy po prostu wkurzeni obecną wyalienowaną władzą? Bardziej młodych przekonuje Kukiz, który mówi: „Razem możemy to i to zrobić, żeby było nam lepiej”. Nam, nie „Polkom i Polakom”, jak mówi większość polityków.
Głosowaliśmy „dla jaj”? Czemu zabieracie nam prawo bycia rozczarowanymi?
Młodzi zagłosowali dla jaj, dla hecy, na złość, z nudy? Nie słyszałem nigdy, żeby mówiło się o emerytach, że zagłosowali „dla jaj”. Może tak głosowaliśmy, bo mieliśmy powody do wkurzenia? Dając nam etykietki roszczeniowych, znudzonych, robiących coś dla hecy, Wy, starzy, odbieracie nam prawo do bycia zwyczajnie rozczarowanymi i wkurzonymi na rządzących. Prawo do zagłosowania jako pełnoprawni wyborcy, świadomi tego, przy kim stawiają krzyżyk.
Zakładam, że żaden młody człowiek nie lubi być stawiany pod ścianą. A w tych wyborach trochę tak było. „Trzeba zagłosować na Komorowskiego, bo jak nie, to przyjdzie PiS i nas zje”. Czyli nawet kiedy kompletnie mi się dany kandydat nie podoba, to i tak wyboru nie mam. Czytając niektóre komentarze, zarówno te przed, jak i powyborcze, miałem wrażenie, że traktujecie nas jak dzieci specjalnej troski, które roztropni i mądrzy rodzice pouczają, na kogo powinny głosować, albo jaką głupotę zrobiły, oddając głos na kogoś innego. Jasne, jesteśmy młodzi, pewnie nie zdajemy sobie sprawy ze wszystkich konsekwencji naszych wyborów, ale takie jest prawo bycia młodym. Młodzi zwykle widzą świat bardziej czarno-białym. „Obecna władza mi się nie podoba, to na nią nie głosuję”, a nie „obecna władza mi się nie podoba, ale i tak na nią zagłosuję, bo jeśli tego nie zrobię, to prawdopodobnie…”.
My już rządów PiS nie pamiętamy. Jedyne, co większość z nas pamięta z tamtego okresu, to to, że trzeba było nosić obciachowy mundurek w szkole. Dlatego jeśli nie chcecie, żebyśmy głosowali na PiS czy Kukiza, to przestańcie nas tym PiS-em straszyć, a zacznijcie z nami rozmawiać o umowach śmieciowych, naprawie szkolnictwa wyższego i pomocy dla młodych rodziców.
Co mnie obchodzą JOW-y, kiedy nie wiem, czy za miesiąc będę jeszcze pracował? Jak mam myśleć o założeniu rodziny, kiedy pracuję od jednej umowy-zlecenie do drugiej? O tym zacznijcie z nami rozmawiać, a zapewniam Was, że wtedy nie będziemy głosować na Kukiza. Tylko błagam, nie jak z ambony.
Oszukani, zagubieni, sfrustrowani i bezradni młodzi upomnieli się o odszkodowanie [LIST]
Drodzy Młodzi Przyjaciele,
trzy lata temu opublikowałem w „Wyborczej” list do Was: młodych, wykształconych bezrobotnych „Zostaliście oszukani”. Główną tezą było stwierdzenie, że wspólnie – rodzice, wychowawcy, nauczyciele akademiccy i politycy – oszukaliśmy Was, wmawiając, że uzyskanie dyplomu ukończenia studiów (a nie zdobycie wiedzy) jest gwarancją sukcesu życiowego. Jednocześnie zarzuciłem części z Was, że w wielu przypadkach zostaliście oszukani, bo chcieliście być oszukani. „Dobro nauki, to nie dobrobyt naukowców” – pisałem.
Ostatnie wydarzenia pokazały, że ci oszukani, zagubieni, sfrustrowani i bezradni upomnieli się o odszkodowanie. Rząd przeznaczył na to 2,5 mld złotych w formie finansowania 100 tys. pracy. Oznacza to średnie obciążenie każdej polskiej 4-osobowej rodziny kwotą ok. 250 zł. I słusznie, bo za błędy wychowawcze i za nieuczciwość należy płacić. Miejmy nadzieję, że pomoże to Wam w zdobyciu umiejętności, na które w przyszłości będzie popyt.
Idzie nowa rewolucja
Wasze żądania idą jednak znacznie dalej, wzywacie do zmiany systemu prawnego. Trudno mi Was nie wspierać, ponieważ kiedyś sam brałem udział w największej przygodzie mojego życia, w zrywie „Solidarności”, który po kilku latach walki zmiażdżył realny socjalizm. Pamiętam wątpliwości starszych w 1980 r. Mówili nam: „Co wy robicie, nie pamiętacie, jak było za okupacji niemieckiej, nie doceniacie odbudowy Polski po wojnie, która skończyła się zaledwie 35 lat temu”. I oto minęło następne 35 lat i szykuje się nowa rewolucja.
Drodzy młodzi przyjaciele, zmieniajcie system, ale nie dajcie się oszukać jak dzieci. Zmiana ekipy rządzącej może być środkiem, ale nie celem samym w sobie. To jest stare jak świat oszustwo cynicznych rewolucjonistów twierdzących, że jak usuniemy tyrana, to czeka nas raj na Ziemi. To nie tak.
Przyjdzie następna ekipa, może nieco lepsza, może nieco gorsza, ale na pewno bardziej wygłodniała. System nie zmieni się. Chyba że obok wyrażania marzeń, życzeń i oczekiwań zaproponujecie sposoby na to, jak je osiągnąć, to znaczy, co i jak zmienić.
Na razie wymyśliliście JOW-y. Nie wiem, czy to jest to mądry pomysł, ale porównując efektywność działania Senatu i samorządów, wyłonionych w okręgach jednomandatowych, z impotencją Sejmu, nabieram przekonania o sensowności takiego rozwiązania.
Osiągnęliście wspaniały sukces – zostanie przeprowadzone w tej sprawie referendum, co jeszcze miesiąc temu wydawało się całkowicie nierealne. Przekonajcie społeczeństwo, aby się wypowiedziało po Waszej myśli.
W 1980 r. było łatwiej. Zgadzaliśmy się, że trzeba pogonić komunistów, a potem zlikwidować cenzurę, wprowadzić wolność zrzeszania się w związki zawodowe i w partie polityczne, otworzyć granice, wprowadzić liberalną gospodarkę czy wyjść z Układu Warszawskiego. Udało się wspaniale.
Od 1990 r. Polska przeżyła najlepsze ćwierćwiecze w swojej 1000-letniej historii. Ale weterani „Solidarności” osiedli na laurach. Nie dziwcie się. Ja za „komuny” zarabiałem 17 dolarów miesięcznie, plus kartki na mięso, masło, cukier, wyroby czekoladopodobne, wódkę i papierosy. Teraz zarabiam 1700 dolarów, co prawda bez kartek, ale to mi całkowicie wystarcza. Nie wiem, co i jak trzeba przebudować i nie bardzo się palę do rewolucyjnych zmian. To Wasze zadanie – trzymam kciuki.
Spiszcie pomysły, wtedy zobaczycie, że sprawy się komplikują. Na przykład, jest atrakcyjny projekt, aby skrócić wiek emerytalny. Ale jeśli się go wprowadzi w życie, to czy aby go sfinansować należy obniżyć wysokość emerytur czy też podwyższyć Wasze składki? A może zrobić to na kredyt, który kiedyś będziecie musieli spłacić? Zastanówcie się, a może przeliczcie. Wszystkie potrzebne dane są w sieci. Nie dopuście, aby politycy myśleli za Was. Rozkwit Polski, jeżeli ma nastąpić, to musi być oparty na Waszym sukcesie.
Jak wygrać?
Pozwólcie, że teraz zdradzę Wam tajemnicę, jak osiągnąć osobisty sukces zawodowy. Tego nie powie Wam żaden polityk, boby go natychmiast wyrzucili z partii. Nie mówią Wam tego nawet rodzice czy nauczyciel, bo obawiają się, że ich wyśmiejecie. Ja też nie spodziewam się Waszych oklasków. Nie zależy mi na Waszych głosach, zależy mi nas Was. Posłuchajcie.
Podstawą sukcesu życiowego jest wykształcenie, aby je zdobyć, trzeba się rzetelnie uczyć. Programy 5-letnich studiów magisterskich są tak skonstruowane, że aby opanować przewidziany materiał jednego kierunku, przeciętnie zdolny człowiek powinien pracować 40 godzin tygodniowo przez 5 lat. I to nie ma znaczenia, że w wielu przypadkach do otrzymania dyplomu wystarczy wykazanie się kompetencjami społecznymi i umiejętnością pracy w grupie.
Wymagajcie od siebie więcej niż wymagają profesorowie, bo, zrozumcie, że oni są pośrednio płaceni od liczby wydanych dyplomów. Czasami wydaje mi się, że politycy wszystkich opcji z premedytacją dążą do tego, aby w naszym państwie było jak najwięcej inżynierów, którzy nie wiedzą, dlaczego samoloty unoszą się w powietrzu, ekonomistów, którzy mają problemy z procentami, prawników, nieznających zasad logiki, dziennikarzy, którzy uzyskali świadectwa maturalne po wykazaniu się zdolnością do rozumienia tekstów pisanych na poziomie 30 proc. czy też księży nieznających Ewangelii.
Największym ciosem zadanym społeczeństwu było usunięcie na wiele lat matematyki z listy obowiązkowych przedmiotów maturalnych. Skutki tego odczuwamy do tej pory. Podsumowując, zapewniam Was, że głęboko wierzę w to, że ciężki wysiłek studiowania przez 5 lat jest gwarancją, o ile nie przytrafią się jakieś nieszczęścia losowe, otrzymania dobrej pracy.
Następnie, w każdej pracy, na każdym stanowisku, należy pracować uczciwie, na 100 proc. swoich możliwości, stale się uczyć i ciągle szukać nowego, lepiej płatnego i bardziej ambitnego zajęcia. I w końcu, nie można pić, ćpać i łajdaczyć się. Są to warunki wystarczające do osiągnięcia sukcesu na miarę swoich zdolności. Niestety nie są to warunki konieczne, bo zdarza się, że sukces osiągnie również nieuk, leń i degenerat.
Na podstawie własnych doświadczeń życiowych jestem głęboko przekonany, że jest to znana od stuleci najpewniejsza i najprostsza instrukcja obsługi naszego życia. Jestem świadom, że nie jest ona ani szczególnie atrakcyjna, ani bardzo innowacyjna. No cóż, przykro mi, ale taki mamy Świat. Powodzenia.
*Jan Stanek jest profesorem Instytutu Fizyki im. Mariana Smoluchowskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie
O czym mówili kościelni hierarchowie w Boże Ciało? O in vitro, ideologii genderyzmu, referendum w Irlandii i Conchicie „Parówce” [CYTATY]
Kard. Stanisław Dziwisz, Kraków
fot.AG
„Polska woła o ludzi sumienia w polityce i sprawach społecznych. Liczę, że pokładane w Andrzeju Dudzie nadzieje się spełnią i od sierpnia w Polsce będzie lepiej”.
„Przygotowywana jest w polskim parlamencie niezwykle liberalna ustawa o metodzie in vitro. Stosując tę metodę, nie można zapominać, że łączy się ona także z selekcją, niszczeniem lub zamrażaniem na długi czas ludzkich zarodków. A więc jest to metoda niemoralna, nie do przyjęcia przez chrześcijan i przez ludzi szanujących fundamentalne prawo każdej ludzkiej istoty do życia”.
„Została już ratyfikowana i podpisana konwencja o przemocy. Przemocy trzeba przeciwdziałać, ale nie przez przyjęcie założeń bazujących na fałszywej ideologii gender. Prowadzi to do zmian niszczących małżeństwo, rodzinę, wychowanie dzieci i tradycję. Szkoda, że głos biskupów polskich i katolików świeckich nie został wysłuchany w tej sprawie”.
o uroczystościach czytaj więcej na krakowskich stronach „Gazety Wyborczej” >>
Kard. Kazimierz Nycz, Warszawa
fot.AG
„Patrzymy z niepokojem na rodziny także wtedy, kiedy się próbuje podważyć w Europie, w Polsce też czasem, tożsamość małżeństwa i rodziny. Ostatnie referendum w Irlandii w sprawie związków partnerskich tej samej płci [referendum dotyczyło legalizacji małżeństw jednopłciowych – red.], a zwłaszcza jego wynik w tak bardzo katolickim kraju jeszcze 30 lat temu, są poważnym ostrzeżeniem dla całej Europy”.
„Dziękujemy Panu Bogu, że to wszystko się zakończyło [II wojna światowa, kardynał odniósł się do 70. rocznicy jej zakończenia – red.], ale dziękujemy Panu Bogu przede wszystkim za pokój, pamiętając o tym, a ostatnie dwa lata nam to przypomniały także w Europie, że pokój nie jest dany raz na zawsze. Pokój jest zawsze zadawany człowiekowi i kolejnym pokoleniom”
czytaj więcej o uroczystościach Bożego Ciała w Warszawie >>
Abp Stanisław Gądecki, Poznań
fot.AG
„Nawet jeśli nie uda się doprowadzić do zamknięcia w niedzielę marketów, to człowiek wolny i uformowany, przechodząc tego dnia obok nich, nie zrobi zakupów”
o uroczystościach czytaj więcej na poznańskich stronach „Gazety Wyborczej” >>
Abp Sławoj Leszek Głódź, Gdańsk
fot.AG
„Laicyzacja, wrogie chrześcijaństwu ideologie (…) oddziałują na kształt ustawodawstwa, na resortowe ciche zarządzenia i dyrektywy, na programy szkolne promujące treści dewiacyjne, których nie sposób zaaprobować ludziom wierzącym”
„To w rodzinę wymierzona jest przewrotna ideologia genderyzmu. I z ducha tej ideologii wyrosła już tzw. konwencja przemocowa, która ukazuje religię, rodzinę i tradycję jako źródło patologii, zła, przemocy i to się wmawia. To przeciw polskiej rodzinie wymierzone są przeciągające ulicami naszych miast agresywne, prowokacyjne, tzw. parady równości i ostatnio w Gdańsku, ku zgorszeniu, ku obrazie wartości, które wyznają katolicy, obywatele naszego kraju”
czytaj więcej o uroczystościach Bożego Ciała w Gdańsku >>
Bp Jan Piotrowski, Kielce
„Niech ziemia świętokrzyska będzie ziemią bogatą dobrymi obyczajami i piękną kulturą regionu, bez szabatu i czarownic. Bez gorszących propozycji kulturalnych i ośmieszania tego, co tworzy piękno tej ziemi” [w najbliższym czasie w Kielcach odbędzie się – finansowane ze środków publicznych – widowisko „Sabat Czarownic”, w którym ma wziąć udział Conchita Wurst; Kościół odnosi się do tego przedsięwzięcia bardzo krytycznie – red.]
„Żyjemy w dziwnych czasach. Świat generuje głód nowinek i informacji, ale nie zaspokaja potrzeb codziennego chleba, pracy i sprawiedliwości. Świat generuje głód konsumpcji, a zaniedbuje naszą polską ziemię, która staje się ziemią niczyją i bezpłodną”
o uroczystościach czytaj więcej na kieleckich stronach „Gazety Wyborczej” >>
Grobelny, Paetz i Mikołajczak na procesji Bożego Ciała
Abp Gądecki krytykuje weekendowe wyjazdy i dziękuje Grobelnemu
Wolna niedziela nie tylko dla katolików
W jego ocenie od 1990 r. z różnych przyczyn nie udało się zakazać handlu w niedzielę w kraju, który nazywa się katolicki. Dlaczego? – W miastach wytworzył się specyficzny zwyczaj robienia zakupów w niedzielę czy wręcz codziennych wizyt w supermarketach. Po okresie komunistycznej ascezy konsumpcyjnej próbujemy nadrobić stracony czas. Poza tym zachłysnęliśmy się wolnością, zapominając, że przy okazji tracimy coś bardzo cennego. Na wolnej niedzieli zyskamy wszyscy. Po pierwsze, człowiek wypoczęty lepiej pracuje. Po drugie, niedziela jest po to, by nabrać dystansu do tego, co się robi, zastanowić się nad sensem swojego działania – tłumaczył wiernym arcybiskup.
Przewodniczący KEP przekonywał również, że przedstawiane w debacie publicznej argumenty na rzecz wolnej niedzieli od pracy nie powinny mieć charakteru religijnego. – Kiedy stanowimy prawo, tworzymy je dla wszystkich. Pracując nad nowymi normami prawnymi, trzeba przedłożyć argumenty, które trafią nie tylko do katolików. Walcząc o wolną niedzielę, musimy wiedzieć, że już od średniowiecza tzw. służby publiczne były wyłączone z nakazu świętowania. Do dobrego tonu należy zmaganie się o wolną niedzielę i jej świętowanie. Potrzebny jest prawdziwy ruch społeczny. Zaczątki są już obecne: funkcjonuje Przymierze na rzecz Wolnej Niedzieli. Działa także Społeczny Ruch Świętowania Niedzieli. Ideę popiera Akcja Katolicka, a o podjęcie inicjatyw duszpasterskich apelował Jan Paweł II – wyliczał abp Gądecki.
„W niedzielę nie robię zakupów”
Jak zatem w jego ocenie przeżywać niedzielę? – Ważna jest troska o godne sprawowanie liturgii, upowszechnianie różnych wzorców odpoczynku i realizacja form wolontariatu. Ukazywanie form dobrze przeżytej niedzieli w sensie psychicznym, społecznym i ekonomicznym. Organizowanie w parafiach różnorodnych form spędzania wolnego czasu. Propagowanie w Polsce obchodzonego w różnych krajach Europy Międzynarodowego Dnia Wolnej Niedzieli 3 marca. Wtedy to w 321 r. cesarz Konstantyn wydał dekret ustanawiającym niedzielę dniem wolnym od pracy – wyliczał duchowny i wskazał też na Społeczny Ruch Świętowania Niedzieli, który dąży do zapisu konstytucyjnego uznającego niedzielę jako dzień wolny od pracy.
Arcybiskup zachęcał także do propagowania idei „W niedzielę nie robię zakupów”. – Celem tej akcji nie jest żadna walka, ale formacja. Nawet, jeśli nie uda się doprowadzić do zamknięcia w niedzielę marketów, to człowiek wolny i uformowany, przechodząc tego dnia obok nich, nie będzie robił zakupów. Potrzeba wielu działań duchownych i świeckich, które będą budować kulturę niedzieli. Nie możemy pozostawić rzeczy w takim stanie, jakim są. Potrzebna jest zmiana myślenia, odwagi i metod ewangelizacji – zakończył arcybiskup.
Podziękowania dla Grobelnego i prof. Mikołajczaka
W homilii nie nawiązał w ogóle do budzącego emocje społeczne pomnika Wdzięczności i figury Chrystusa, która miała stanąć na pl. Mickiewicza. Znamienne były jednak jego podziękowania dla prezydenta… Ryszarda Grobelnego. Były prezydent Poznania z małżonką brali udział w procesji. Podziękował także m.in. prof. Stanisławowi Mikołajczakowi, który stoi na czele Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności. Hierarcha wyraził nadzieję, że jeśli „Pan Bóg pozwoli, to 12 czerwca pomodlimy się pod figurą w uroczystość Najświętszego Serca Jezusa”.
[…] Jaja (04.06.2015) […]