Economist (07.08.2015)

 

Renata Kim zaniepokojona demonstracyjną religijnością Dudy. „Może się modlić codziennie. W prywatnej kaplicy”

Renata Kim zaniepokojona demonstracyjną religijnością Dudy. „Może się modlić codziennie. W prywatnej kaplicy” Fot. „Newsweek”

Wydaje się, że kilkadziesiąt godzin od zaprzysiężenia to zbyt mało, aby wyciągać wnioski z prezydentury Andrzeja Dudy. Jednak polityk ten nie tylko teraz, ale i w czasie kampanii wyborczej dawał wyraźnie do zrozumienia, że będzie się trzymał blisko Kościoła. Dziś pojawia się jedynie pytanie, jak blisko. – Martwię się – mówi Renata Kim, szefowa działu Społeczeństwo tygodnika „Newsweek”.

Pierwsze godziny prezydentury Andrzeja Dudy za nami. Pani pierwsze wrażenia?

Renata Kim: Rozczarowanie. A najbardziej zdenerwował mnie list, który Andrzej Duda wysłał do „Gazety Wyborczej”. Choć gdy zobaczyłam dzień wcześniej jego zapowiedź, bardzo się ucieszyłam.

Bo?

Pomyślałam, że to fajny, pojednawczy gest. Że będzie dobrze, bo nowy prezydent próbuje pisać do czytelników „Wyborczej”, czyli także do mnie.

Kiedy czar prysł?

Szybko, a z każdym kolejnym zdaniem i akapitem irytowałam się coraz bardziej. Najpierw dowiedziałam się, że trzeba odbudować Polskę, a ja nie uważam, że Polska jest w ruinie, nie wymaga odbudowy. Później przeczytałam, że prezydent Duda dotrzyma wszystkich swoich obietnic wyborczych i tu ogarnęło mnie przerażenie.

Dotrzymanie obietnic nie jest typowe dla polskich polityków. Co tu może przerażać?

Przez całą kampanię wyborczą bardzo się martwiłam jego obietnicami. Wydawały mi się szalenie populistyczne i totalnie bez pokrycia. Co więcej, tak kosztowne, że wręcz niemożliwe do zrealizowania i rujnujące gospodarkę.

Co konkretnie?

Chociażby przywrócenie niższego wieku emerytalnego, co kosztowałoby polski budżet kilkanaście miliardów złotych rocznie. Wprowadzenie reformy podwyższającej wiek emerytalny nie było łatwe, ale konieczne. A tu przychodzi nowy prezydent i zapowiada, że wyrzuci wszystko do kosza.

Kolejna rzecz: Andrzej Duda zapowiada, że będzie bronił naszej tożsamości kulturowej i historycznej. A mnie się nie wydaje, by polskiej kulturze cokolwiek zagrażało. Raczej boję się, że zamkniemy się w naszym narodowo-patriotycznym piekiełku i będziemy pieczołowicie pielęgnować najróżniejsze „tradycje”.

Tak jak posłowie prawicy bronili się przed konwencją antyprzemocową, pod bałamutnym hasłem, że ona niszczy tradycyjną rodzinę. I dlatego doszłam w końcu do wniosku, że list prezydenta do „Gazety Wyborczej” wcale nie był pojednawczy. Wręcz przeciwnie, to jest list, w którym Andrzej Duda po raz kolejny przypomniał swoje stanowisko w wielu ważnych sprawach i zapowiedział, że będzie je forsować. To jeszcze bardziej nas podzieli.

Czy powinno się publikować takie listy? Z jednej strony jest to forma komunikacji ze społeczeństwem, z drugiej sprytne unikanie pytań dziennikarzy.

Podzielam zdanie naczelnego GW Jarosława Kurskiego, który napisał, że łatwiej jest wysłać „gładki” list, niż usiąść przy stoliku z redaktorami „Gazety Wyborczej” i odpowiadać na wszystkie trudne pytania. To nie jest żadna metoda komunikacji z obywatelami. A media nie są od tego, aby publikować czyjeś listy, tylko aby zadawać trudne pytania i zmuszać do odpowiedzi na nie.

Odnośnie podziałów, wczoraj odbyły się dwie głośne msze. Jedna dla Bronisława Komorowskiego, druga dla Andrzeja Dudy.

Ja w ogóle uważam, że prezydent, który jest osobą religijną i ma głęboką potrzebę uczestnictwa w nabożeństwach, może to robić codziennie w prywatnej kaplicy w Pałacu Prezydenckim. Te rozbuchane uroczystości z udziałem biskupów, doskonale pokazały, że nie istnieje w Polsce rozdział państwa od Kościoła. A w tym samym czasie ustępujący prezydent ma skromną mszę u sióstr wizytek zorganizowaną dzięki inicjatywie zwykłych obywateli. To świadczy o tym, że polityka dzieli także Kościół.

Jak wobec tego powinien zachować się prezydent?

Na pewno głównym akcentem zaprzysiężenia prezydenta nie powinna być msza w Kościele. Szanuję głęboką religijność prezydenta Dudy, ale nie powinien jej manifestować tak ostentacyjnie. Zachowując wszelkie proporcje: jestem protestantką, co niedzielę chodzę do Kościoła i bardzo uważnie słucham mojego pastora, ale nie przyszłoby mi do głowy, żeby żeby każdy sukces zawodowy uświetniać uroczystym nabożeństwem.

Jak pani widzi przyszłość niekatolików w Polsce Andrzeja Dudy?

Buntuję się przeciwko takiemu stawianiu sprawy, jak to zrobił prezydent Andrzej Duda, który kilka dni temu powiedział: Gdy my, katolicy, dojdziemy do władzy, to Polska będzie lepiej rządzona. To aroganckie stwierdzenie, które dzieli ludzi na katolików – lepiej myślących, bardziej kochających ojczyznę, lepiej sprawujących urzędy – i tych, którzy nie są katolikami, w domyśle są gorsi. Uważam, że jeśli w kraju jest choć jeden człowiek, który nie określa się jako katolik, to takiego zdania wypowiadać nie można. A mamy przecież w Polsce protestantów, muzułmanów, prawosławnych i ateistów.

I oni są dziś pani zdaniem dyskryminowani?

Pracowałam kiedyś z kolegą, który był ateistą. I proszę mi wierzyć, pn naprawdę cierpiał, kiedy każda uroczystość państwowa była uświetniana mszą. Kiedy biskupi mówili władzom, jak mają uchwalać ustawy, kiedy zabierali głos w sprawach, które nie dotyczyły życia religijnego Polaków tylko polityki. Ten kolega uważał, że to go dyskryminuje, jako niewierzącego obywatela tego kraju. Przestrzeń publiczna powinna być możliwie wolna od religijnych akcentów.

Ale nie powinniśmy też przeceniać możliwości prezydenta w tej sprawie. Nawet, gdyby chciał, to problem niedostatecznego rozdziału państwa od Kościoła obserwujemy od lat.

Kiedy senator Kogut mówi, że jak tylko PiS dojdzie do władzy, to ustawa o in vitro zostanie napisana ponownie wspólnie z Episkopatem, to prezydent powinien zaprotestować. Powinien też mówić „stop”, gdy hierarchowie straszą posłów ekskomuniką, jeśli nie przyjmą ustawy w danym kształcie, gdy wysyłają w tej sprawie list do prezydenta. To jest niedopuszczalne. Kościół ma prawo przemawiać do swoich wiernych i ich nauczać z ambony, ale co oni zrobią z tymi naukami, to ich sprawa. Kościół nie ma prawa pouczać urzędników państwowych, jak powinni głosować.

Czy w orędziu Andrzej Dudy słyszała pani coś skierowanego do ludzi młodych? 20, 30-latków.

Nie słyszałam. Jedyna rzecz skierowana do młodych dotyczyła wyłącznie osób, które wyjeżdżają za granicę. To rzeczywiście problem, że młodzi Polacy zamiast zatrudniać się i mieszkać w Polsce emigrują. Ale nie wydaje mi się, aby prezydent miał możliwość zmiany tego stanu. Poza tym, jak się niedawno okazało, problem ten nie jest aż tak gigantyczny, jak się do tej pory wydawało. Już nie mówi się o 2 milionach, tylko 560 tysiącach Polaków, którzy wyemigrowali do Londynu, a reszta wyjeżdża i wraca. Robienie z tego najważniejszego problemu społecznego nie jest trafne.

Problemem społecznym bez wątpienia jest natomiast to, że polskie dzieci nie dojadają. Prezydent Duda powiedział o nim, na co politycy Platformy Obywatelskiej zareagowali buczeniem. 

Jest problem, o którym od lat mówią socjologowie i eksperci zajmujący się zjawiskiem niedożywienia. Pamiętam, że pisaliśmy o tym w okolicach 2006 roku, jeszcze gdy pracowałam w „Dzienniku”. Panował wówczas mit, że najuboższą grupą w Polsce są emeryci. Za radą ekspertów zwróciliśmy wówczas uwagę, że to właśnie dzieci są bardziej zagrożone ubóstwem niż starsi ludzie.

Czyli prezydent Duda słusznie zwraca na to uwagę. 

Nie odkrył niczego nowego. I wydaje mi się, że winą za tą sytuację nie należy obarczać wyłącznie polityków PO, bo nie pojawił się w ostatnich ośmiu latach. Można natomiast oskarżać rządząca koalicję winą za to, że nie zrobiła wystarczająco wiele, by ten problem rozwiązać.

Ale to nie usprawiedliwia buczenia w czasie prezydenckiego orędzia. 

Platforma zareagowała w ten sposób, bo całe wczorajsze orędzie było wielkim oskarżeniem pod jej adresem. Z tego, co mówił prezydent Duda wyraźnie wynikało, że w tym kraju nic się nie udało, wszystko było źle i dopiero on w czasie najbliższych pięciu lat prezydentury wszystkie te problemy załatwi.

Jaka będzie prezydentura Andrzeja Dudy do czasów najbliższych wyborów prezydenckich?

Myślę, że błyskawicznie się okaże, że pan prezydent, który pod pozorem spotykania się ze swoimi wyborcami będzie jeździł po Polsce, tak naprawdę robi kampanię wyborczą PiS-owi. Szkoda, bo powinien starać się udowodnić, że jest także moim prezydentem, a nie tylko zwolenników PiS-u.

Poza tym zamiast jeździć po kraju powinien się teraz uczyć – wszystkiego, co powinien wiedzieć człowiek na tym stanowisku. Przecież on nie ma wielkiego doświadczenia politycznego. Był politykiem z drugiego szeregu PiS wyciągniętym na czas kampanii prezydenckiej jak królik z kapelusza. Został prezydentem dzięki bardzo sprawnej kampanii, która jednak opierała się w większości na składaniu pustych obietnic. Ale Andrzej Duda nie jest, bo nie może być przygotowany do pełnienia najwyższego urzędu w państwie.

Co by pani radziła prezydentowi?

Radziłabym mu, aby jak najszybciej zebrał grono ekspertów i z ich pomocą wszystkiego się nauczył się: jakie ma kompetencje, jakie obowiązki, jak należy się poruszać w polityce krajowej i międzynarodowej. Po to, by w pierwszych miesiącach prezydentury unikać błędów i gaf. I jeszcze bym radziła mojemu prezydentowi, by nie obiecywał rzeczy, które są niemożliwe do spełnienia. A także, by nie zapomniał, że w Polsce mieszkają ludzie, którzy na niego nie głosowali. Aby ich do siebie przekonać, nie wystarczy wysłać listu do Gazety Wyborczej.

renataKimKrytykuje

naTemat.pl

Kardynał Nycz wzywa rektora kościoła sióstr wizytek. Za słowa księdza na mszy w intencji Komorowskiego

jagor, 07.08.2015
Metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz wezwał na rozmowę księdza Aleksandra Seniuka, rektora warszawskiego kościoła sióstr wizytek – podaje Polskie Radio. Chodzi o słowa księdza rektora z czwartkowej mszy w intencji Bronisława Komorowskiego, jego małżonki i całej rodziny.
Kardynał Kazimierz Nycz

Kardynał Kazimierz Nycz (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

 

Podczas mszy ks. Seniuk przypomniał, że w ciągu ostatnich tygodni pod adresem ustępującego prezydenta padło „wiele niesprawiedliwości, także bardzo podłych.”

– I niestety, były one wypowiadane przez ludzi, których nazywamy ludźmi Kościoła. Zostały przez nich samych wypowiedziane i innych, z ich błogosławieństwem. Słowa, które nigdy nie powinny się pojawić w ustach takich ludzi. Święte słowa miłość i miłosierdzie były poniewierane wśród słów nikczemnych. I nikt mnie nie przekona, że taki język może płynąć z serca przemienionego. Płynie z serca kamiennego – mówił rektor.

„Nie jesteśmy biskupami, my jesteśmy kapłanami”

– My, tzn. Andrzej Luter, Staszek Opiela, Kazik Sowa i jeszcze inni, którzy mi zgłaszali z przykrością, że nie mogą przybyć (…), nie jesteśmy episcopoi (z gr. biskupi), my jesteśmy presbyteroi – kapłani (…) i czujemy odpowiedzialność za te niesprawiedliwości rzucane na pana (…). Wyobraźmy sobie, jak pana, panie prezydencie, ranią te słowa zwłaszcza dotyczące pana wiary, sumienia, wierności Kościołowi. Więc proszę przyjąć, panie prezydencie, pani Anno (…) i mówię to w imieniu, myślę, wielu kapłanów – przepraszamy was, prosimy o wybaczenie nam i także tym wszystkim, którzy nie wiedzą, co czynią – dodał rektor, co zebrani przyjęli długimi brawami.

Dziś ksiądz Przemysław Śliwiński, rzecznik archidiecezji warszawskiej, przypomniał, że na mszy nie ma miejsca na politykę. – Kościół jest i musi pozostać miejscem apolitycznym – powiedział, wyjaśniając powód wezwania ks. Aleksandra Seniuka, rzecznik archidiecezji.

 

kardynałNycz1

gazeta.pl

Agnieszka Zacharewicz-Dylik, czytelniczka „Wyborczej”, odpowiada prezydentowi Dudzie: Życzę ogromnej pokory i tolerancji

Agnieszka Zacharewicz-Dylik, 07.08.2015
Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„Życzę Panu, Panie Prezydencie, żeby zajął się Pan, wraz ze swoim rządem, ważnymi, ludzkimi sprawami. In vitro, aborcję i związki partnerskie oraz leczenie leczniczą marihuaną proszę zostawić ludzkim sumieniom. My nie jesteśmy idiotami, Panie Prezydencie” – pisze w liście do Prezydenta RP Agnieszka Zacharewicz-Dylik.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
W przededniu zaprzysiężenia prezydent Andrzej Duda napisał list do czytelników „Wyborczej” (dzień wcześniej napisał inny list do czytelników „Gazety Polskiej”).

Czytelnicy „Wyborczej” odpowiadają na list prezydenta Andrzeja Dudy.

Panie Prezydencie,

a ja Panu życzę ogromnej pokory i tolerancji. Takiej, jaką muszą mieć rodzice więcej niż jednego dziecka. W tym miejscu zastanawiam się, czy jest szansa, żeby zrozumiał Pan, przez co przechodzi i co musi rodzic kilkorga dzieci. Ja mam troje. Oprócz opieki prawnej, zdrowotnej i materialnej dzieci potrzebują troski. Potrzebują czasu i uwagi swoich rodziców, ale też nauczycieli, dalszej czy bliższej rodziny. Nie można ich zbyć byle czym. Nie da się nakarmić trójki jedną bułką. Nie da się ich nigdzie zawieźć na rowerze jednocześnie. Każde ma inny trening, zainteresowania, choroby. Inny wzrost, różnią się płcią, więc nie chodzą w tych samych ubraniach.

Mój syn jest już dorosły. Po trzech latach rzucił studia i postanowił być kucharzem. Bardzo się ucieszyłam, że pasja będzie jego pracą. Od dwóch lat pracuje w różnych restauracjach bez umowy o pracę.

Córki jeszcze się uczą. Mówią nam, że szkoła jedynie realizuje program, że nie wynoszą z niej wiedzy. Starsza za rok kończy gimnazjum, a już się śmieje, że studia to obciach, i wyjeżdża stąd, bo chce być rysownikiem, co u nas nie ma przyszłości. Najmłodsza na razie się uczy. Ma czerwony pasek. Ale pytana z matematyki czy angielskiego nie bardzo wie, o czym mówi… Jedno z moich dzieci ma zdiagnozowane ADHD. Przeszło przez piekło szkolno-przedszkolno-środowiskowe.

Życzę Panu, Panie Prezydencie, żeby zajął się Pan wraz ze swoim rządem ważnymi, ludzkimi sprawami. In vitro, aborcję i związki partnerskie oraz leczenie leczniczą marihuaną proszę zostawić ludzkim sumieniom. My nie jesteśmy idiotami, Panie Prezydencie.

Drodzy Czytelnicy „Wyborczej”!
List prezydenta elekta Andrzeja Dudy adresowany jest – za naszym pośrednictwem – do Was. Jeśli chcecie się do niego odnieść, to przysyłajcie swoje odpowiedzi drogą elektroniczną na adres listy@wyborcza.pl. Najciekawsze listy – ale tylko te podpisane imieniem i nazwiskiem wraz z podanym miejscem zamieszkania – opublikujemy.

Czytelnicy „Wyborczej” odpowiadają prezydentowi Dudzie

Dr Rafał Nakonieczny Proszę nie uprawiać hazardu, ryzykując nasze pieniądze
Bartosz Stodulski Panie Prezydencie, Polska wcale nie potrzebuje rewolucji
Lech Chęciński In vitro to metoda doskonała? Nie wiem. Lepszej nie ma
Piotr Frąckowiak Ten kraj nie jest ruiną, nie potrzebuje naprawy

 

 

CzytelnicyGW

wyborcza.pl

Makowski o Andrzeju Dudzie: To będzie prezydentura między kropidłem a smartfonem

dżek, 07.08.2015

GRZEGORZ CELEJEWSKI

– Andrzej Duda jest liderem „miękkiej charyzmy”. Wie, że nie będzie głównym rozgrywającym wielkiej polityki. Ale może próbować ocieplać wizerunek PiS – komentuje Jarosław Makowski, filozof i publicysta.
Dobrze pamiętamy te obrazy z czasu tuż po katastrofie smoleńskiej. Wczoraj na Krakowskim Przedmieściu znów pojawiły się zdjęcia Lecha i Marii Kaczyńskich, Jana Pawła II, flagi, krzyże, rozmodlony tłum z różańcami, okrzyki „Nasz prezydent” – czy to zapowiedź atmosfery, jaka będzie towarzyszyć prezydenturze Andrzeja Dudy?- Dzień zaprzysiężenia nowego prezydenta to był dzień triumfu prawicy. Mocno scalona mitem smoleńskim wspólnota zgromadziła się pod hasłem „niech nas zobaczą”. Pojawia się jednak dysonans, by nie rzec, zgrzyt – ta atmosfera swoistego rewanżu politycznego po latach porażek kłóci się z tym, co i jak mówił Andrzej Duda np. w Sejmie – zauważa Jarosław Makowski, filozof i publicysta.

 

Jego zdaniem prezydent Duda opanował sztukę lawirowania – inaczej mówi w gronie „przyjaciół” – czyli tej wspólnoty, którą łączą wartości „Bóg, honor, ojczyzna”, a inaczej w sytuacjach oficjalnych czy wywiadach (np. w wywiadzie dla PAP powiedział, że in vitro ma być legalne).Andrzej Duda jest ciekawym przykładem mieszanki tradycjonalizmu i nowoczesności – dlatego, w przekonaniu Makowskiego, jego prezydentura będzie rozpięta między kropidłem a smartfonem.

Z jednej strony prezydent Duda wyraźnie manifestuje swoje przywiązanie do wiary i Kościoła, który w Polsce, na tle Europy, ma iście konserwatywno-narodowy sznyt. Z drugiej – ten sam Duda po wyczerpującym dniu organizuje czat z internautami, co ma do niego przekonać młodszych wyborców i pokazać, jaki jest nowoczesny – mówi w rozmowie z Tokfm.pl Jarosław Makowski.

Zdaniem Makowskiego może być tak, że pod płaszczykiem nowoczesności, których symbolem w jego ręku staje się smartfon i tablet, będzie podejmował radykalne działania, wynikające z jego tradycjonalistycznego podejścia do życia społecznego, gdzie państwo i Kościół są nauczycielami moralności, np. może podjąć próbę cofnięcia ustawy o in vitro.

– Andrzej Duda jest liderem „miękkiej charyzmy”. Wie, że nie będzie głównym rozgrywającym wielkiej polityki w najbliższych latach. Bo tym jest Jarosław Kaczyński. Ale może, co już widać gołym okiem, próbować ocieplać wizerunek PiS. Zapowiadana przez niego podróż po Polsce, zamiast podróży po europejskich stolicach, jest elementem tej miękkiej kampanii PiS przed jesiennymi wyborami – dodaje Makowski. – Kampanii, której celem jest pozyskanie centrowego elektoratu.

 

TOK FM

Pomnik smoleński. Andrzej Duda dostał odpowiedź od ratusza

japan, 07.08.2015
– Pomnik smoleński na pewno nie stanie przed Pałacem Prezydenckim – mówi w rozmowie z RMF FM Bartosz Milczarczyk, rzecznik warszawskiego ratusza. Odpowiada tym samym na sugestie nowego prezydenta Andrzeja Dudy, który wielokrotnie podkreślał, że monument powinien stanąć w miejscu, gdzie pięć lat temu zbierały się tysiące ludzi, oddając hołd ofiarom katastrofy.
Andrzej Duda chciałby, by pomnik smoleński stanął przed Pałacem Prezydenckim

Andrzej Duda chciałby, by pomnik smoleński stanął przed Pałacem Prezydenckim (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta)

Andrzej Duda już w majowym wywiadzie dla RMF FM podkreślał, że jego zdaniem pomnik smoleński powinien się znaleźć na Krakowskim Przedmieściu.- Uważam, że ten pomnik – upamiętniający ofiary tragedii smoleńskiej – powinien stanąć w miejscu, które jest symbolem dla Polaków. Symbolem tamtej tragedii, tamtego zdarzenia, tych dni, które nastąpiły później. Czyli powinien stanąć na Krakowskim Przedmieściu, koło Pałacu Prezydenckiego – mówił.- Jeżeli będą ze mną prowadzone rozmowy, a wierzę w to, że tak będzie, to z całą pewnością będę się opowiadał za tą opcją. Myślę, że tak po prostu powinno być. Myślę też, że w gruncie rzeczy takie jest oczekiwanie większości polskiego społeczeństwa. To jest to miejsce, które się kojarzy, i wydaje mi się, że ono jest miejscem jak najbardziej godnym – dodawał.

Ale stołeczny ratusz nie pozostawia wątpliwości. – Nie ma takiej możliwości ze względów konserwatorskich. Układ urbanistyczny Krakowskiego Przedmieścia i Traktu Królewskiego jest układem zamkniętym – mówił w piątek w rozmowie z RMF FM rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk.

 

gazeta.pl

Środa: Jesteśmy świadkami narodzin nowej politycznej religii. Ureligijnienie PiS i upolitycznienie religii

klep, 07.08.2015
Prof. Magdalena Środa

Prof. Magdalena Środa (Fot. Kamila Kubat / Agencja Gazeta)

– Jesteśmy świadkami narodzin nowej politycznej religii. To nie ma nic wspólnego z krzyżem, Jezusem czy chrześcijaństwem. To jest ureligijnienie PiS i upolitycznienie religii. To nowy fenomen – mówi o atmosferze podczas zaprzysiężenia prezydenta Andrzeja Dudy prof. Magdalena Środa.

 

Podczas uroczystości towarzyszących zaprzysiężeniu prezydenta Andrzeja Dudy przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu pojawił się krzyż znany ze smoleńskich rocznic. Wszystkiemu towarzyszyły tłumy rozemocjonowanych zwolenników nowego prezydenta. Wielu z nich przygotowało transparenty „Habemus presidentem” czy „nasz prezydent”. W portalach społecznościowych pojawiły się komentarze, że atmosfera przypomina tę znaną z maja 2010 roku, tuż po katastrofie smoleńskiej.

Nowa polityczna religia

Czy wyborcze zwycięstwo tchnęło w zwolenników smoleńskich teorii spiskowych nowe życie? Prof. Magdalena Środa, etyczka z UW, sugeruje, że chodzi o coś więcej.

– Jesteśmy świadkami narodzin nowej politycznej religii. To nie ma nic wspólnego z krzyżem, Jezusem czy chrześcijaństwem. To jest ureligijnienie PiS i upolitycznienie religii. To nowy fenomen – przekonuje w rozmowie z Tokfm.pl.„Ten krzyż będzie totemem PiS”Zdaniem naszej rozmówczyni trzeba będzie się przyzwyczajać do takich obrazków jak wczorajszy. – Niektórym się wydawało, że Krakowskie Przedmieście jest miejscem roszczeń co do pomnika, zamknięcia pewnej sprawy zgodnie z wizją PiS. Ale to jest tak naprawdę nowa polityczna religia. Razem z symboliką, wyznawcami, rytuałami i lokalnymi bohaterami – wyjaśnia prof. Środa. – To miejsce, gdzie będą świętowane wszelkie sukcesy. Ten krzyż będzie totemem PiS, gdzie będzie się symbolicznie dobijało wrogów, wyrażało radość z powodu kolejnych ustaw – mówi.

Czy jednak ludzie z Krakowskiego Przedmieścia, postrzegani często jako instrument w rękach PiS, nie są już niezależną grupą? – Nie sądzę, żeby to było sterowane przez PiS, to podlega pewnym procesom autonomizacji, powoli się wymyka. Choć przekaz ideowy jest wspólny. Obawiam się, że to będzie ośrodek nienawiści i niechęci do innych – stwierdziła prof. Środa.

Zobacz także

 

TOK FM

Habemus Dudam, habemus Pupam oraz jogurt i smalec

Tomasz Piątek, 07.08.2015

Tydzień kończy Piątek

TYDZIEŃ KOŃCZY PIĄTEK. Habemus Dudam. „Jego zaprzysiężenie to święto Przemienienia Pańskiego. Oby ta prezydentura była początkiem naszego przemienienia narodowego. Obyśmy przyjmowali dar przebóstwienia” – napisał na fejsie Terlikowski. A powyżej zamieścił zdjęcia poszarpanych płodów.
Państwo powiedzą, że to cios poniżej pasa: zaczynać felieton od płodów. I jeszcze od Terlikowskiego. Ja jednak go cenię. Fajnie, że wśród naszych bojowych katolików jest jeden, który w to wszystko wierzy. Trzeba bardzo wierzyć, żeby pokazywać coś takiego obok własnej twarzy.Dobrze by było, gdyby inni mentorzy mieli równie silną wiarę w swoje własne nauczanie. Biskup bydgoski Jan Tyrawa demaskuje ideologię gender jako wywodzącą się od Marksa i Engelsa (bo to dwa geje były, jak rozumiem – i co gorsza, brodaci hipsterzy). Ale teraz uroczyście poświęcił gniazdo homoseksualizmu gorszego od nazizmu, czyli sklep Ikea w Bydgoszczy. Państwo zapewne pamiętają, że polscy katolicy mieli bojkotować tę firmę. Bo w swych katalogach pokazuje ona zdjęcia gejów urządzających sobie jej meblami wspólne gejowskie mieszkanie! Chociaż może niepotrzebnie czepiam się biskupa. Może on poświęcił tylko te krzesełka, na których nie usiądzie gejowska pupa? Zakładam, że będą one wystawione na sprzedaż ze specjalną wywieszką. Np. „Nur für hetero”.Pupa, proszę Państwa. Na przykład Zdzisław Pupa. Tak nazywa się senator PiS, który widzi misie. A dokładnie poszukuje pigułki leczącej ludzi z „widzimisię zmiany płci”. Misie o Bardzo Małym Rozumku i Misie na Miarę Naszych Możliwości znowu objawiły się w Senacie. Tym razem przy okazji ustawy o uzgodnieniu płci. Kolega Pupy, senator Jan Maria Jackowski, oświadczył, że „zwolennik zmiany płci” musi być równocześnie „zwolennikiem eutanazji”. A miłośnik jogurtu musi być również fanatykiem smalcu, dodałbym. Ale takie uszczypliwości od dawna nie robią wrażenia na katolikach wojujących. Oni są dumni, że znaleźli się po drugiej stronie logiki. Ten sam Jan Maria Jackowski w swej przemowie próbował wczuwać się w schizofreników. Jego zdaniem mają oni więcej płci do uzgodnienia, bo mają więcej osób w głowie. Jak rozumiem, senator coś o tym wie. W końcu Jan Maria.Jednak zostawmy Senat. Habemus Pupam, ale przede wszystkim Dudam. Podczas mszy po zaprzysiężeniu ktoś nawet trzymał transparent z hasłem „HABEMUS PRESIDENTEM” (poprawnie powinno być: „PRAESIDENTEM”). „Krew jego dawne bohatery, a imię jego czterdzieści i cztery. Prezydentura wraca w godne ręce dokładnie 1944 dni po śmierci Lecha Kaczyńskiego” – napisał na Twitterze Jacek Kurski. Biedak: ciągle wierzy, że ciemny lud go kupi. Dodałbym, że Duda nastał równo 1918 lat po śmierci św. Klemensa, papieża męczennika. Zaś czytane od tyłu nazwisko prezydenta brzmi Adud, a tak się nazywał wielki perski szach (szach-mat, panie Jacku). Dodałbym jeszcze wiele rzeczy, ale wiadomo: jogurt, smalec, druga strona logiki.

W Sejmie nasz nowy prezydent zapowiedział, że dla obrony dobrego imienia Polski stworzy: „…specjalną instytucję, która będzie miała obowiązek tego dobrego imienia bronić na całym świecie”. Miałbym nawet nazwę dla takiej instytucji. Niech będzie to „Polacja”. Czyli Polaków globalna policja. Patrolująca cały świat i pilnująca, by wszędzie był dla nas szacun.

W kampanii wyborczej Duda przedstawiał siebie jako dziedzica pierwszej „Solidarności” i rzecznika źle zarabiających pracowników. Byłem więc ciekaw, czy teraz powie coś np. o Lidlu, z którego „dyscyplinarnie” wyrzucono związkowców. I to właśnie działaczy „Solidarności”. Ale w sejmowym orędziu Duda chciał już pomagać przedsiębiorcom. Bo oni cierpią, uciśnieni przez opresyjne państwo. I są twórcami powszechnej pomyślności (zapewne jedynymi – jak ten woźnica, co woła: „Przywiozłem węgiel!”, gdy koń dodaje: „I to sam!”). Rozumiem, że bycie prezydentem wszystkich Polaków jest trudne i trzeba jakoś to sobie podzielić. Przed wyborami troszczyć się o pracowników. A po wyborach o pracodawców.

W ramach elastycznego jednoczenia narodu prezydent zstąpił nawet do otchłani. Listownie: napisał do czytelników „Wyborczej”, apelując o porozumienie ponad podziałami. Panie Prezydencie, prosiłbym o konkrety. W swoim liście pisze Pan: „Mocniejszych gwarancji wymagają również prawa obywatelskie”. A ja od dwóch miesięcy bezskutecznie błagam Pana o poparcie – choćby tylko werbalne – dla starań o uwolnienie jasnogórskiego więźnia sumienia. Człowieka, który rzucił żarówką z atramentem w szybę pancerną chroniącą obraz tzw. Matki Boskiej Częstochowskiej. I od trzech lat siedzi w więzieniach i psychuszkach za poplamienie szkła. Bez wyroku.

Przepraszam. Znów domagam się konsekwencji, a przecież jogurt i smalec. Wojujący katolicy są po drugiej strony logiki. A po której stronie wiary? Wyżej napisałem, że Terlikowski wierzy w to, co mówi. Ale potem zobaczyłem, jak podpisał swoje zdjęcia płodów: „Powinni je obejrzeć ci wszyscy, co twierdzą, że aborcja to usunięcie komórek. Jeśli to ich nie przekona, to znaczy, że mają nie tylko serce z kamienia, ale i zaćmę na oczach. Widać świetnie uformowane ręce i nogi dzieciaczków”. W jak złej wierze trzeba działać, żeby barbarzyńską późną aborcję utożsamiać z zabiegami wykonanymi w pierwszych dniach ciąży, kiedy naprawdę usuwa się tylko blastocystę? Czyli mikroskopijną ilość komórek?

Terlikowski najwyraźniej dobrze wie, że komórkę trudno pokazywać jako człowieka. Gdyby to zrobił na fejsie, wyśmiałaby go nawet „patriotyczna” gimbaza. Podobnie jak on ściemniają ci fanatycy, którzy protestują przeciw in vitro. Na swych transparentach nie pokazują zamrożonej blastocysty. Tylko kilkumiesięczne płody pokryte soplami lodu.

Za pomocą takich oszustw wmawiają nam, że in vitro i wczesna aborcja to rzeź i szlachtowanie. A prawda jest taka, że to polski zakaz aborcji prowadzi do rzezi. Bo prowadzi do późnej aborcji. Załatwienie nielegalnego zabiegu, nawet farmakologicznego, zabiera wiele czasu – bo jest on nielegalny. W tym czasie zarodek rośnie i staje się uformowanym płodem. Gorzej: w aptekach dostępne są specyfiki (niby na artretyzm), które dość łatwo zabijają płody – ale najłatwiej te większe i bardziej podobne do człowieka. Pisałem o tym w „Wysokich Obcasach” (reportaż: „Aborcja to takie polowanie”).

Dlatego każdy, kogo obchodzi los płodów, powinien walczyć o bezpłatną i łatwo dostępną aborcję w pierwszym miesiącu ciąży. Bo wtedy usuwa się zarodek pozbawiony nawet zaczątków układu nerwowego. A nie – rozwinięty płód.

I to byłby mój kolejny apel do prezydenta Dudy. Kolejny apel, który nie zostanie wysłuchany.

Zobacz także

habemusDudam

wyborcza.pl

Zobacz Księżyc i Ziemię z odległości 1,5 miliona kilometrów

Michał Rolecki, 07.08.2015
Zdjęcie Księżyca podczas tranzytu przez tarczę Ziemi

Zdjęcie Księżyca podczas tranzytu przez tarczę Ziemi (NASA/NOAA)

Niezwykłe zdjęcia Księżyca przechodzącego przed tarczą Ziemi robią wrażenie. Wykonał je satelita DSCOVR, który bada wiatr słoneczny.
Satelita Deep Space Climate Observatory (DSCOVR) znajduje się ok. 1,5 mln km od Ziemi w punkcie libracyjnym, gdzie równoważą się siły przyciągania Słońca i Ziemi. W takim punkcie satelita może pozostać i nie będzie go przyciągać żadne z tych dwóch ciał.Zawieszony tam bada wiatr słoneczny, czyli strumień cząstek unoszących się ze Słońca. Za pomocą kamery Earth Polychromatic Imaging Camera (EPIC), obserwuje też Ziemię, dostarczając danych o powłoce ozonowej, pokrywie roślinnej, wysokości chmur i zawieszonych w atmosferze aerozolach.Dwa razy w roku, gdy orbita satelity przecina płaszczyznę orbity Księżyca, może wykonać niezwykłe zdjęcie: drugiej, niewidocznej strony Księżyca podczas tranzytu, czyli przejścia naszego satelity przez tarczę Ziemi.Kolorowe zdjęcia powstają z nałożenia na siebie jednokolorowych obrazów, wykonanych w paśmie światła czerwonego, niebieskiego i zielonego. Ponieważ są wykonywane w odstępie 30 sekund, z prawej strony tarczy Księżyca widać efekt ich złożenia.

Kliknij, aby otworzyć większą animację w nowym oknie

Kamera EPIC nie pracuje jeszcze na pełnych obrotach, ma ją rozpocząć w przyszłym miesiącu. NASA będzie wtedy regularnie zamieszczać zdjęcia z satelity na stronie internetowej.

DSCOVR powstał w ramach współpracy NASA, Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (NOAA) i Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Monitorowanie wiatru słonecznego jest bardzo ważne dla bezpieczeństwa satelitów (oraz, w przypadku burzy słonecznej, także infrastruktury na powierzchni Ziemi).

Zobacz także

wyborcza.pl

Ryszard Petru odwiedził Śląsk. „W tym miejscu mogą być takie małe Niemcy”

Ryszard Petru przekonuje, że na południu Polski mogą powstać "małe Niemcy"
Ryszard Petru przekonuje, że na południu Polski mogą powstać „małe Niemcy” Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

W piątek Ryszard Petru gościł w Katowicach, gdzie poinformował, kto zajmie pierwsze miejsca na dwóch listach NowoczesnejPL. Przy okazji ekonomista wypowiedział się na temat potencjału Śląska oraz sąsiadujących z nim regionów.

– W tym miejscu mogą być takie „małe Niemcy” Europy Środkowo-Wschodniej, bo naprawdę stać nas na to, umiemy to robić, tylko musimy przestać montować dla innych i sami wytwarzać, a takie możliwości tu są – oznajmił Petru, którego cytuje „Rzeczpospolita”.

petruNaSląsku

Lider NowoczesnejPL zauważył, że przebiegająca przez południe Polski autostrada A4 mogłaby być „autostrada przedsiębiorczości”. Kluczową rolę w budowie „małych Niemiec” odgrywałby rzecz jasna Śląsk.

– Śląsk przedsiębiorczością stoi, a nie górnictwem. Oczywiście region ma olbrzymią tradycję górniczą, którą trzeba szanować, ale to jest potencjalne zagłębie polskiego przemysłu – zauważył cytowany przez Onet.plekonomista.

Petru odniósł się także do orędzia prezydenta Andrzeja Dudy, któremu przy okazji pogratulował. – Zaniepokoiła mnie jego wypowiedź o tym, że „budżet się nie rozwali”. (…). Przed takim stwierdzeniem wypadałoby policzyć. Mam apel do wszystkich polityków, nie tylko prezydenta. Policzmy, a później się wypowiadajmy, bo to może by groźne dla Polski – powiedział lider NowoczesnejPL.

„Jedynką” stowarzyszenia w Katowicach będzie Monika Rosa. W Gliwicach z pierwszego miejsca wystartuje Marta Golbik. Sylwetki kandydatek przedstawiono na facebookowym profilu NowoczesnejPL.

UwagaOtoJedynki
UwagaOtoJedynki1
O tym, że w Polsce może być „jak w Niemczech”, Petru mówił już wcześniej. Kilka tygodni temu przypomnieliśmy w związku z tym, że stereotypowy obraz Niemiec jest nieco przeidealizowany.
źródła: „Rzeczpospolita”, Onet.pl

naTemat.pl

Kwaśniewski: Kohabitacja w oku cyklonu

Rozmawiała Renata Grochal, 07.08.2015
Prezydent wygłasza orędzie przed Zgromadzeniem Narodowym

Prezydent wygłasza orędzie przed Zgromadzeniem Narodowym (KUBA ATYS)

Nowy prezydent to szansa, żeby zaproponować w polityce międzynarodowej kilka rzeczy świeżych i zobaczyć, jaki będzie odzew. W niektórych może być całkiem niezły, w większości sprawy zaszły za daleko, żeby ktoś robił gesty wobec nowego prezydenta Polski. Rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim, prezydentem RP w latach 1995-2005.
RENATA GROCHAL: Jak się panu podobało orędzie prezydenta Andrzeja Dudy?ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI: Z pewną nadzieją słuchałem głosu o budowaniu wspólnoty i wzajemnego szacunku, co wydaje się zadaniem ogromnym i trudnym. Jak bardzo trudnym, przekonałem się, wyjeżdżając z Sejmu – tam były grupy pod sztandarami „Gazety Polskiej” i środkowy palec, który mi pokazywano. To było właśnie to budowanie szacunku.To wszystko robią ludzie, którzy w rubryce „religia” piszą, że są bardzo wierzący. Zaplecze polityczne Andrzeja Dudy musi wykonać wielki wysiłek, jeśli tu rzeczywiście coś ma się wydarzyć. Bo jeżeli z jednej strony będą słowa o szacunku, a z drugiej – taka absolutnie bezmyślna agresja, to nic z tego nie będzie.Mam nadzieję, że prezydent mówi o tym z przekonaniem i będzie to robił, także wpływając na swój obóz polityczny.Prezydent mówił, że chce odbudować wspólnotę jak za czasów „Solidarności”.– Akurat do tego można się przyczepić, bo to jest ahistoryczne. Czegoś takiego już zbudować się nie da, za wiele rzeczy się stało. Chyba wobec jakiegoś zewnętrznego zagrożenia – oby to się nigdy nie stało. Wtedy można by mówić o podobnym wybuchu takiej wspólnoty, solidarności.

Żyjemy w państwie demokratycznym, w którym spór, dyskusja, różne podejścia, różne partie są czymś normalnym. Chodzi o to, żeby przy tym autentycznym sporze zachować zasady szacunku. Tego nam brakuje.

Jak pan ocenia buczenie posłów PO?

– To było złamanie dobrych zasad, ale o wiele mniejsze niż w 1995 roku nieobecność ustępującego prezydenta na zaprzysiężeniu, co przeżyłem na własnej skórze. Czy nieobecność prawie całej partii PiS na zaprzysiężeniu Bronisława Komorowskiego. To tamte demonstracje miały druzgocący skutek. Buczenie nie jest ładne, ale ta ceremonia w sensie standardów była wyżej, a nie niżej.

Prezydent mówił, że trzeba naprawić służbę zdrowia, podnieść poziom życia wielu rodzin, że wiele dzieci nie dojada, że trzeba sprowadzić młodzież, która wyjechała. Zabrzmiało jak kontynuacja „Polski w ruinie”.

– W jakimś sensie, choć łagodniej. Ta część wystąpienia była sumą doświadczeń kampanijnych Andrzeja Dudy. Ponieważ głównie te tematy żyły w spotkaniach z ludźmi, on je w ten sposób wymienił. Można łatwo przewidzieć, że to będą główne wątki kampanii parlamentarnej PiS.

Czy Duda tym przemówieniem włączył się w kampanię PiS?

– Jeżeli tak, to bardzo delikatnie. On będzie w gorszej sytuacji za chwilę. W partii jest poczucie, że są głównymi twórcami sukcesu Dudy, i teraz jest czas spłaty. Będzie oczekiwanie wielu liderów list w regionach, że pojawi się tam prezydent i wesprze. A jeżeli to zrobi, i to szeroko, to zarzut o partyjności tej prezydentury będzie miał potwierdzenie. Jeżeli tego nie zrobi czy będzie wybierał niektóre okazje, to będzie w partii żal.

Ale nie mam wątpliwości, że sam wybór Dudy jest wielkim wsparciem dla PiS. To przełomowy moment. Porażka Bronisława Komorowskiego będzie niezwykle drogo kosztowała obóz PO, i to przez lata.

Prezydent powiedział, że polska polityka zagraniczna potrzebuje korekty. Mówił o konieczności zwiększenia obecności NATO w Polsce. To postulat realistyczny? Rząd PO-PSL wynegocjował obecność rotacyjną żołnierzy NATO.

– Stopień zagrożenia w regionie wzrósł, polityka rosyjska będzie kontynuowana, więc to ma sens. Ale bardzo szybko Duda spotka się z oporem w wielu stolicach, które uważają, że nie należy Rosjan dodatkowo drażnić i prowokować. Kto wie, czy to, co się udało rządowi – czyli obecność rotacyjna i ćwiczenia wojsk NATO – to wszystko, co można osiągnąć. Dobrze, że o tym prezydent powiedział, ale szybko się przekona, jak bardzo to jest trudne do zrealizowania.

Prezydent mówił, że Polska powinna być obecna w sprawie Ukrainy, ale czy to nie jest trochę zaklęcie, bo prezydent Poroszenko nie upomina się o naszą obecność przy stole negocjacyjnym?

– Nie ma dziś możliwości, żeby Polska usiadła przy tym stole. Ukraińcom zależy na utrzymaniu obecnego formatu normandzkiego, który jakoś tam działa. Starania, by to zmienić, szybko mogą się okazać nieskuteczne. Tu nawet nie chodzi o Poroszenkę, tylko o stronę rosyjską – nie byłaby zadowolona, że Polska jest przy tym stole.

Ale nowy prezydent to szansa, by zaproponować kilka rzeczy świeżych i zobaczyć, jaki będzie odzew. W niektórych może być niezły, w większości prawdopodobnie sprawy zaszły za daleko, żeby ktoś robił gesty wobec nowego prezydenta Polski.

Ewa Kopacz proponuje, by prezydent zwołał Radę Gabinetową. Zaczyna się kohabitacja, będą rafy?– Ja przez cztery lata współpracowałem z rządem Buzka i to się da zrobić. Tutaj jest o tyle gorzej, że początek tej kohabitacji jest w oku cyklonu, a kampania wyborcza ma to do siebie, że słowa są raczej twarde niż miękkie, różnice wyolbrzymiane, a nie łagodzone, emocje ogromne, ktoś wygra, ktoś przegra, tu nie ma remisu. Poziom kohabitacji będzie zależał od dwóch osób – od Andrzeja Dudy i Ewy Kopacz.Ja bym zaczął nie od Rady Gabinetowej, tylko – i to powinna być inicjatywa prezydenta przyjęta przez panią premier – że dziś czy w sobotę odbywa się spotkanie zakończone wyjściem do dziennikarzy, poinformowaniem o ustaleniach, jednym z nich może być zwołanie Rady Gabinetowej, ale na konkretny temat.Prezydent złoży w Sejmie dwa projekty – o podniesieniu kwoty wolnej od podatku i obniżeniu wieku emerytalnego. Może to jest dobry temat dla Rady Gabinetowej?– Ale najpierw musiałby być papier, bo dyskusja o samej idei nie ma sensu. Coraz więcej ekonomistów uważa, że warto rozważyć podniesienie kwoty wolnej od podatku, ale trzeba wyliczyć, ile to by kosztowało. Jeśli chodzi o obniżenie wieku emerytalnego, to jest fatalna propozycja; przy polskiej demografii to igranie z ogniem. Maksimum tego, co można zrobić, to uzależnienie przechodzenia na emeryturę od stażu pracy.Czy Duda będzie potrafił się uniezależnić od Jarosława Kaczyńskiego?

– Ja powiedziałem na początku prezydentury, że chcę być prezydentem wszystkich Polaków. Andrzej Duda w swoim orędziu tego nie powiedział. To, czy będzie niezależny, można ocenić tylko po czynach.

Tadeusz Mazowiecki mówił w 1989 r., że nie będzie premierem malowanym. Zaraz po wyborze zażądał usunięcia speclinii do pierwszego sekretarza PZPR i nie pozwolił założyć takiej gorącej linii z Wałęsą.

Czyli Duda powinien wykasować z telefonu komórkowego numer do prezesa?

– A przynajmniej go nie nadużywać.

Zobacz także

czyPrezydent

wyborcza.pl

Abp Dzięga i jego rewolucja moralna. Episkopat, in vitro i komunia

Dominika Wielowieyska, 07.08.2015
Abp Andrzej Dzięga

Abp Andrzej Dzięga (Fot. Artur Kubasik / Agencja Gazeta)

Może w ramach rewolucji moralnej powołajmy inspekcje na kształt tych robotniczo-chłopskich, które będą śledzić polityków, którzy przyjęli komunię i dochodzić, kto był ich spowiednikiem
W naszym życiu publicznym doszliśmy do takiego punktu, w którym politycy, dziennikarze, biskupi szpiegują i roztrząsają kwestię, kto przystępuje do komunii św., a kto nie. To coś zdumiewającego i oburzającego, że bardzo osobista relacja między osobą wierzącą a spowiednikiem została wywleczona na światło dzienne.Teraz biskupi chcą, aby ordynariusz badał każdy przypadek, czy jakiś polityk popierający obecną ustawę o in vitro ma prawo przystępować do tego sakramentu. Jakim prawem? Gdzie jest tajemnica spowiedzi? I jak to możliwe, że w praktyce piętnuje się tych, którzy zmienili stan prawny w naszym kraju: z prawa, które dopuszczało niszczenie zarodków, na prawo, które zakazuje tego robić. Żadnej logiki w tym nie ma. To polowanie na tych polityków, których się nie lubi.Abp Andrzej Dzięga, szef Rady Prawnej Episkopatu, ogłosił swoje stanowisko, w którym czytamy: „Grzech popełniony publicznie, jakim jest udział w stanowieniu prawa naruszającego godność życia ludzkiego, stanowi szczególną formę zgorszenia”. Przewodniczący Rady Prawnej KEP stwierdza też, że za głosowanie za ustawą dopuszczającą in vitro lub jej podpisanie nie grozi automatycznie ekskomunika.”Pan Prezydent RP i parlamentarzyści, którzy poparli ustawę dotyczącą in vitro, równocześnie publicznie wyrazili swoje poglądy, które stały się źródłem poważnego zgorszenia wielu wiernych”, co „jest postawą lub zachowaniem, które prowadzi drugiego człowieka do popełnienia zła (kkk, 2284). Kto z katolików świadomie i dobrowolnie podpisuje się lub głosuje za dopuszczalnością metody in vitro, tym samym podważa communio, czyli swoją pełną wspólnotę z Kościołem katolickim” (kpk, kan. 204-205, 208-214).”W omawianym przypadku trzeba pamiętać, że grzech popełniony publicznie, jakim jest udział w stanowieniu prawa naruszającego godność życia ludzkiego, stanowi szczególną formę zgorszenia. Z tej racji, taka osoba powinna ze swej strony powstrzymać się od przystępowania do komunii świętej, dopóki nie zmieni publicznie swego stanowiska”.A tu nagle problem. Prezydent Duda opowiedział się właśnie za legalnością in vitro w wywiadzie dla PAP. W świetle przywołanego przez abp. Dzięgę przepisu prawa kanonicznego o in vitro Andrzej Duda nie ma prawa przystępować do komunii św. Przepis ten bowiem nie różnicuje, na jakich zasadach in vitro ma się odbywać, ma być po prostu nielegalne i tyle.

Spodziewam się więc, że abp Dzięga natychmiast publicznie potępi nowego prezydenta za przystąpienie do sakramentu komunii. Powinien też potępić Jarosława Gowina, który przygotował projekt o in vitro dopuszczający stosowanie tej metody. Projekt ten wówczas nie był akceptowany przez Episkopat. Zaraz, zaraz… Może dlatego, że wtedy Gowin był politykiem Platformy Obywatelskiej?

A dlaczego biskupi nie potępili posłów prawicy, którzy głosowali za ustawą antyaborcyjną, która dopuściła przerwanie ciąży w przypadku gwałtu czy wady płodu? Przecież to niezgodne z nauką Kościoła. Dlaczego biskupi nie odmówili komunii św. tym posłom PiS, którzy opowiedzieli się przeciwko wprowadzeniu do konstytucji ochrony życia od poczęcia forsowanej przez Marka Jurka?

Wcześniej Episkopat w swoim komunikacie sprzed kilku miesięcy przedstawił kilka punktów, które powinny być uwzględniane w ustawie o in vitro, np. zakaz mrożenia zarodków, in vitro dostępne tylko dla małżeństw. Jak to? Jeżeli biskupi forsują takie rozwiązanie, to znaczy, że opowiedzieli się pośrednio za legalnością in vitro pod jakimiś warunkami. To chyba złamali przepis prawa kanonicznego, konkretnie: kpk, kan. 204-205, 208-214.

I pytanie: kiedy można przystępować do komunii? Jak się spełni wszystkie te postulaty z listy biskupów czy wystarczy tylko spełnić połowę? I gdzie to jest sprecyzowane w prawie kanonicznym? Bo takiego przepisu abp Dzięga nie wskazuje.

Może w ramach rewolucji moralnej powołajmy inspekcje na kształt tych robotniczo-chłopskich, które będą śledzić polityków, którzy przyjęli komunię, będą piętnować i dochodzić, kto był ich spowiednikiem, kto im na to pozwolił. Postuluję powołanie specjalnego trybunału dla tych spowiedników. Jest tylko jeden szkopuł. Rewolucja czasami zjada własne dzieci. Także ta moralna.

Zobacz także

problemArcybiskupa

wyborcza.pl

„Economist”: Polska bogata i bezpieczna. Pod rządami Dudy to dziedzictwo jest zagrożone

Wah, 07.08.2015
Artykuł w dzisiejszym

Artykuł w dzisiejszym „The Economist”

W najnowszym wydaniu magazynu „The Economist” pismo ostrzega przez zapowiedziami nowego prezydenta Polski. „Polska nigdy nie była tak bogata, bezpieczna i wolna. Z Dudą u władzy jej dziedzictwo jest zagrożone” – czytamy w najnowszym wydaniu tygodnika.
W komentarzu zatytułowanym „Niemiecki test” tygodnik podkreśla, że w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej Polska dobrze radzi sobie z kryzysem gospodarczym, od 2007 r., początków rządów Platoformy Obywatelskiej, PKB naszego kraju wzrosło o 33 proc., a Polska jest wiarygodnym partnerem na arenie międzynarodowej. Ale jak pisze „jednocześnie Polacy mają dość”.”Polacy mają dość. Bronisław Komorowski przegrał walkę o reelekcję. Premier Ewa Kopacz jest coraz bliżej porażki w październikowych wyborachparlamentarnych” – czytamy w tygodniku. „Polacy stają przed niebezpieczeństwem. Po pozbyciu się nijakiego rządu kraj może wrócić na drogę nieufności i populizmu, a imponujące osiągnięcia mogą zostać zapomniane” – zauważa autor komentarza, przypominając lata „kiepskich” rządów PiS naznaczone kampanią antykorupcyjną i emocjonalną polityką zagraniczną.”Economist” pisze, że prawdziwym testem dla nowego prezydenta Polski będą relacje z Niemcami. Przypomina, że lider Prawa i Sprawiedliwości, z którego wywodzi się Duda, wielokrotnie formułował poważne oskarżenia m.in. pod adresem Angeli Merkel. Podkreśla, że nic nie ucieszy Rosjan bardziej niż pogorszenie relacji na linii Warszawa-Berlin.”Polska jest obecnie większym partnerem handlowym Niemiec niż Rosja. Daje to Polsce wpływ, ale musi być on używany mądrze. Nie przez napady złości, ale rozmowy” – zaznacza tygodnik.Dodaje także, że wyrażane przez Polaków pragnienie politycznej zmiany jest zrozumiałe. „Demokracja potrzebuje jednak dwóch odpowiedzialnych partii, a nie tylko jednej. Andrzej Duda musi udowodnić, że nie jest maskotką Jarosława Kaczyńskiego” – podsumowuje „Economist”.

Zobacz także

 

wyborcza.pl

Dodaj komentarz