Posts Tagged ‘Monika Olejnik’

Kmicic z chesterfieldem

Rząd PiS nie wykonuje niewygodnych dla siebie wyroków ETPC (Europejskiego Trybunału Praw Człowieka). Teraz przestał również respektować zabezpieczenia Trybunału w Strasburgu. – Jawna odmowa wykonania środka tymczasowego jest sprawą bez precedensu – mówi prawnik.

Środki tymczasowe są pilnymi zaleceniami dla państw, które są stronami europejskiej konwencji praw człowieka. Trybunał w Strasburgu wydaje je, aby zapobiec poważnemu i nieodwracalnemu naruszeniu konwencji, a władze mają obowiązek się do tych środków zastosować.

Najczęściej chodzi o wstrzymanie wydalenia z kraju albo ekstradycji. W sprawach polskich normą stały się ostatnio wnioski o zagwarantowanie prawa do rzetelnego procesu.

Jak informuje ETPC, od stycznia 2022 r. polscy sędziowie skierowali do trybunału 60 wniosków o zabezpieczenie. Prosili o to w 29 sprawach dotyczących prób pozbawienia ich immunitetów, zawieszania, przenoszenia na inne stanowiska. W 17 sprawach ETPC zdecydował o zabezpieczeniach. Tyle że Polska nie chce się już do nich stosować.

Więcej o Monice Olejnik >>>

55 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej uważa…

View original post 54 słowa więcej

 

Należy ciągle przypominać pamiętny wstępniak Tomasza Lisa w Newsweeku z 22 maja 2022 roku.

Przejdzie do historii piśmiennictwa polskiego.

Więcej >>>

McCleofas

Monika Olejnik wygrała w sądzie z TVP. Teraz telewizja publiczna musi opublikować przed głównym wydaniem „Wiadomości” przeprosiny.

Więcej o procesie Moniki Olejnik z TVP >>>

 

View original post

 

GRABIEC MA RACJĘ. ZAKŁAMANIE I NIEUCZCIWOŚĆ. OTO CAŁY PiS.

KOMU BILET, KOMU? BO JADĘ… DO DOMU 🙂

Pawłowicz przegrała proces, który wytoczyła Olejnik

W swoim felietonie w „Gazecie Wyborczej” Monika Olejnik zacytowała Pawłowicz, która w grudniu 2014 r. krzyczała na sali obrad do posłów i ówczesnego marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego: „Ty chamie, stul pysk!” i „Zamknij ryj!”. Przeczytawszy artykuł, Pawłowicz pozwała Olejnik za to o ochronę dóbr osobistych, żądając przeprosin. Twierdziła, że tak nie mówiła, bo takich wypowiedzi nie ma… w stenogramie sejmowym!

Sąd Apelacyjny w Warszawie nie uwierzył posłance PiS i podtrzymał decyzję Sądu Okręgowego, który orzekł, że Olejnik nie ma za co przepraszać Pawłowicz. Na rozprawie w SA odtworzono zapis wideo obrad Sejmu z grudnia 2014 r., gdy poseł Dariusz Joński z SLD chciał przerwy w związku z zachowaniem Pawłowicz i jej „nieparlamentarnymi słowami”. Z kolei Andrzej Rozenek mówił, że Pawłowicz „zamieniła Sejm w bar” i prosił o przerwę, by mogła „wynieść brudne naczynia”. – „Takie zaczepiania nie powinny mieć miejsca” – krzyczała wtedy Pawłowicz, apelując o reakcje prowadzącego obrady Sikorskiego i twierdząc, że w ogóle się nie odzywała.

Zeznając w Sądzie Apelacyjnym, Pawłowicz „szła w zaparte” i próbowała wykpić się ze słów, które wypowiedziała w Sejmie. – „To kłamstwo” – powiedziała i dodała, że Olejnik dopuściła się „bardzo dużego nadużycia dziennikarskiego i nie sprawdziła tego u źródła”, a oparła się na pomówieniach osób, które są jej przeciwnikami. Olejnik odparła, że Pawłowicz nigdy nie chciała z nią rozmawiać, ani przyjąć zaproszenia na wywiad.

Trzyosobowy skład Sądu Apelacyjnego orzekł, że apelacja Pawłowicz nie jest zasadna, a wyrok Sądu Okręgowego odpowiada prawu, choć dopuścił się on pewnych uchybień (np. nie obejrzał zapisu wideo na rozprawie, co naprawił SA). Według SA, takie wypowiedzi, jak posłanki PiS, mogą być negatywnie oceniane w przestrzeni publicznej, stąd wniosek, że nie doszło do naruszenia jej dóbr.

Pawłowicz nie zostanie więc przeproszona (bo przecież nie było za co!), a sąd nakazał jej zwrócenie Olejnik 3,2 tys. zł kosztów procesu.

CZY ZA 500 ZŁOTYCH MIESIĘCZNIE POLACY POZWOLĄ IM KRAŚĆ MILIARDY?

GDZIE JEST KOŚCIÓŁ GDY PAŁUJĄ LUDZI NA KONTRMIESIĘCZNICACH? GDZIE JEST KOŚCIÓŁ, GDY PREZYDENT I PiS ŁAMIĄ KONSTYTUCJĘ? MODLI SIĘ? TO ZA MAŁO

Waldemar Mystkowski pisze o kardynale Nyczu i Andrzeju Saramonowiczu.

Krótka rozmowa między klechą a twórcą

Sąd Najwyższy raczej nie jest Sądem Ostatecznym (SO). Przynajmniej ten ostatni nie interesuje posłów PiS w wymiarze legislacyjnym. Powinien interesować hierarchów Kościoła katolickiego, ale jaki oni mają wpływ na obsadę zwierzchności SO? Żadnego.

Hierarchowie jednak czasami interesują się sprawami doczesnymi. Złośliwi mówią, że tylko doczesnymi. W takim wypadku strofuję: nie każdy jest Tadeuszem Rydzykiem, który robi z dłoni piramidkę, wymieni numer konta w swoich mediach i manna z kieszeni owieczek wpada do jego sakiewki. Ta manna zrobiła go jednym z najbogatszych Polaków, zmieścił się na liście „100” tygodnika „Wprost” i jak wieści niosą: pnie się coraz wyżej po tej drabinie jakubowej, tj. krezusowej.

Zaś kardynał Kazimierz Nycz troska się o los owieczek przed Sądem Ostatecznym, ale też Sądem Najwyższym. Metropolita warszawski w czasie homilii wygłosił, że „nikt nie przypuszczał, że w czasie obchodów jubileuszu Sąd Najwyższy tak bardzo znajdzie się w centrum zainteresowania”.
Mało tego ogłosił: – „Proszę Boga, by nie został zachwiany fundament trójpodziału władzy”. Co na to Bóg? Raczej się nie dowiemy, bo młyny sprawiedliwości niebieskiej mielą powoli, a Kaczyński tymczasem może chwycić nas wszystkich za twarz i orzec, że „mordom zdradzieckim” to się należy.

Do dialogu między kardynałem a Bogiem postanowił wtrącić swoje trzy obole twórca Andrzej Saramonowicz (och, ten Platon miał rację, aby poetów przegnać ze swojego idealnego państwa). Jak to twórca, Saramonowicz z Nyczem przeszedł od razy na ty: „Ty się, Kazik, nie zasłaniaj Bogiem, tylko podwiń rękawy sutanny i się zabierz za rozwalanie tej góry głupoty, nieprawości, pustosłowia i obłudy, którą razem z innymi klechami sypałeś przez ostatnie 27 lat”.

Saramonowicz to nie Bóg, choć ponoć stworzony na obraz i podobieństwo, więc z tego zapośredniczenia ma prawo zwrócić kardynałowi uwagę, aby „bez owijania w kardynalską bawełnę powiedział o niemoralności pisowskiej władzy w Polsce. A jeśli nie, to niech nam głowy nie zawraca”. Trudno, aby kardynał prosił (modlił się) Saramonowicza, lecz ten za friko udzielił mu rady bez modlitwy. Gdyby ów hierarcha i inni posłuchali tej mądrej rady – piszę świadomie: mądrej – to część góry głupoty runęłaby i Kaczyński nawet nie pomyślałby o zaprowadzeniu niemoralnego reżimu.

W taki to sposób porozmawiali sobie klecha i twórca – Kazik i Jędrek.

Niedziela 1.10.2017 19:00 cała Polska. SUWEREN wychodzi na ulice powiedzieć głośne NIE! dla demontażu trójpodziału władzy w PL

>>>

Tu chyba niektórzy kompletnie nie rozumieją, że Majdan to protest absolutnie pokojowy. Taki był. Strzelała władza.

to zdrada narodowa. PiS nie reprezentuje interesów Narodu Polskiego. Odpowiedzą za to.

GS: Blokujemy prace Sejmu. Nawołujemy do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Będzie parlamentarne nieposłuszeństwo!

„PiS dokonuje zamachu. Jarosław Kaczyński twierdzi, że to zamach na interesy sądów, a nie na ich niezawisłość. Poważnie? To Sąd Najwyższy decyduje o ważności wyborów” – pisze Monika Olejnik w komentarzu w „Gazecie Wyborczej”.

Dziennikarka w ostrym komentarzu stwierdza, że Jarosław Kaczyński, który co miesiąc czci pamięć zmarłego brata, w nosie ma to, co on myślał i mówił. I cytuje słowa prezydenta Kaczyńskiego o Krajowej Radzie Sądownictwa, której utworzenie uznał on za ważny krok na drodze powstawania demokratycznego państwa prawa.

– Dla Jarosława sądy to patologia, którą należy w całości wykorzenić. Wtórował mu Ziobro, prawiąc z mównicy sejmowej i przewinach sędziów. A czy wśród polityków nie ma złodziei, nie tych, którzy biją żony, zdradzają, co po pijaku jeżdżą samochodami, unikają kar? – pyta Monika Olejnik w „Gazecie Wyborczej”.

Zwraca również uwagę na kadrowy aspekt proponowanych zmian w Sądzie Najwyższym i to, że o pozostaniu obecnych sędziów SN na stanowisku ma decydować minister sprawiedliwości.

– PiS robi zamach na wszystko, pozostał tylko Sąd Ostateczny. A póki jesteśmy na Ziemi? Orwell. I jego słowa: „Normalność nie jest kwestią statystyki” – konkluduje dziennikarka.

Po 28 latach Kaczyński nam gwarantuje normalne wybory. Chce się zacytować jego brata – „……..dziadu”.

Waldemar Mysatkowski pisze o wyrokach, które już zapadaja wg woli Kaczyńskiego.

Wyroki w pisowskiej Burkina Faso już zapadają

Pierwsze owoce republiki bananowej – po zniesieniu niezależności władzy sądowniczej – już właśnie spadają nam z wysoka, tj. z tychże sądów.

Siedmiu obywateli zostało skazanych na karę grzywny (pięciu obywateli ma zapłacić 300 zł, a dwóch po 400 zł i 500 zł) za blokowanie limuzyn w grudniu ubiegłego roku, które dostarczały szeregowego posła Jarosława Kaczyńskiego, aby dostał się na grób brata na Wawelu.

Blokada miała miejsce przed Bramą Herbową, przez którą nikt nie wjeżdża (ostatnio hitlerowski gubernator Hans Frank). Wjazd Kaczyńskiego miał znamiona buty, upartyjnienia żałoby i sprywatyzowania narodowego Panteonu, przy okazji okazania jako marionetek z namaszczonych przez siebie wysokich urzędników administracji państwowej, aby znali miejsce w szeregu.

Blokujący, którzy usiedli na trotuarze, zostali siłą usunięci przez policję. Znamienne, iż najpierw prokuratura uznała to, że Kaczyński „przybył na Wawel jako osoba prywatna, a nie poseł”. Tym samym odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie jego znieważania. Ale… i tutaj dotykamy sedna prawa republiki bananowej, zmieniono kwalifikację czynu, uznając go za chuligański.

Dzieje się to w sytuacji, gdy władze PiS i transmitujące jej decyzje media narodowe (czyt. gadzinówki) pozbawiają władzę sądowniczą niezależności, nazywając ją ustami swoich medialnych klakierów – kastą, tudzież sędziowską kliką.

Suwerenowi w obecnej sytuacji wszystko można wmówić – i tak się dzieje. Można zaprzeczyć działaniom praw fizyki, można wmówić, że republika bananowa w Burkina Faso to standard demokracji.

Wreszcie Kaczyńskiemu się udało. Republika bananowa rozpościera się pod palmą na Nowogrodzkiej, a on spożywa jej owoce bezprawia. Polska – jak Gregor Samsa w „Przemianie” Kafki – wchodzi w etap Burkina Faso, karalucha demokracji.

>>>

Travolta przyjechał na festiwal do Opola.

Ludzie Beaty Kempy zamieszani w sprawę śmierci . Żądamy komisji śledczej.

Monika Olejnik w „Wyborczej” zadaje Ziobrze fundamentalne pytanie. Swoje dziecko opłakuje ojciec Igora Stachowiaka. Setki dzieci i matek toną w Morzu Śródziemnym, uciekając przed głodem i wojną. Ale politycy PiS potrafią tylko straszyć.

Panie ministrze Ziobro, skoro według pana Igor Stachowiak zmarł z powodu przedawkowania narkotyków, dlaczego policja nie wezwała pogotowia?

Panie ministrze Błaszczak, dlaczego pan nic nie zrobił, skoro zobowiązał się pan wobec ojca Igora Stachowiaka, że zajmie się pan sprawą osobiście?

Panie ministrze Zieliński, od ponad roku wiedział pan, że dwukrotnie użyto paralizatora wobec Igora, o czym pan zresztą powiedział podczas spotkania sejmowej komisji ds. administracji.

Dlaczego głowy komendantów policji poleciały dopiero po wstrząsającym reportażu Wojciecha Bojanowskiego w TVN 24?

Beata Szydło, zamiast powiedzieć przepraszam, zagłuszała sprawę Stachowiaka i Macierewicza, krzycząc z trybuny sejmowej: „Dokąd zmierzasz, Europo! Powstań z kolan, bo będziesz opłakiwała codziennie swoje dzieci!”.

Swoje dziecko opłakuje ojciec Igora Stachowiaka. Setki dzieci i matek toną w Morzu Śródziemnym, uciekając przed głodem i wojną. Ale politycy PiS potrafią tylko straszyć, udawać, że nic nie wiedzą, albo pleść głupoty, że sprawa Stachowiaka to atak za ustawę dezubekizacyjną.

Cech ludzkich nabierają na spotkaniach z dyrektorem Rydzykiem albo na Światowych Dniach Młodzieży, którymi tak się chwalą. A to właśnie na Światowych Dniach Młodzieży papież mówił „o otwartości na ludzi uciekających od wojen i głodu”.

Eurodeputowana Gosiewska, która żądała 5 mln od MON za śmierć męża w Smoleńsku (słabe warunki mieszkaniowe, moralne odszkodowanie), powiedziała w Radiu Maryja: „Bogu powinniśmy dziękować, że rząd premier Beaty Szydło nie godzi się na relokację imigrantów”.

Pan Bóg to słyszy?

DAWNO SIĘ TAK NIE UŚMIALIŚMY 🙂

Każda wieś ma tzw. wsiowego głupka.

Paweł Wroński O Wacku Macierewicza. Dr Wacław Berczyński wciąż pracuje w MON, a jego pensja wynosi 13 tys. zł – ujawnił poseł PO Cezary Tomczyk. Wynika to z dokumentacji, jaką posłowie PO zobaczyli w Ministerstwie Obrony Narodowej.

Jak mówi Tomczyk, umowa o pracę Berczyńskiego kończy się dopiero 7 marca 2018 r. Nie wiadomo, jak Berczyński pracuje dla polskiego ministerstwa, przebywając obecnie w USA.

Przypomnijmy, że w kwietniu dr Wacław Berczyński – szef podkomisji w MON ds. ponownego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej – powiedział w wywiadzie, że to on „wykończył caracale”. Chodzi o przetarg na śmigłowce wart 13,5 mld zł, które ostatecznie nie trafiły do polskiej armii. Następnie Berczyński wyjechał do USA, rezygnując ze wszystkich funkcji pełnionych w Polsce. Według MON nie miał nic wspólnego z przetargiem. Okazało się jednak, że miał dostęp do niejawnej dokumentacji w sprawie caracali. Berczyński był wieloletnim pracownikiem Boeinga – samoloty tej firmy na potrzeby rządu MON nabył w marcu tego roku z naruszeniem prawa.

Posłowie PO, przeglądając dokumenty w MON, odkryli dziwną koincydencję: Berczyński zwrócił dokumentację przetargową caracali bezpośrednio przed tym, jak Polska poinformowała Francję o odstąpieniu od umowy na zakup helikopterów.

Wiceminister obrony Bartosz Kownacki stwierdził, że nie wie, czy Berczyński jest wciąż zatrudniony, a jeśli tak, to w jakim charakterze.

PiS TO JEDNAK STAN UMYSŁU

Waldemar Mystkowski pisze o konflikcie między Morawickim a Szyszko.

Wojna Morawieckiego z Szyszką – między stolarzem a piromanem

Wojna między wicepremierem Mateuszem Morawieckim a ministrem środowiska Janem Szyszką toczy się o niebagatelną część Polski, bo aż o jedną trzecią kraju. Ministrowie walczą o drewno. Szyszko z zapałem wycina nawet Puszczę Białowieską z zamiarem sprzedaży drewna na opał, puszczenia drewna z dymem, z kolei Morawiecki chce, aby trafiało do firm związanych z przemysłem meblarskim.

Krótko pisząc, mamy wojnę między piromanem a stolarzem. Piroman Szyszko musi stosować się do ustawy o odnawialnych źródłach energii, która wprowadziła pojęcie „drewna energetycznego”, a musi ono wypełniać parametry dla opału w elektrowniach i elektrociepłowniach.

Parametry regulować mają przepisy opracowane przez trzy resorty: rozwoju, środowiska i energii we współpracy z naukowcami z Instytutu Technologii Drewna. I tutaj jest pies pogrzebany, bo Szyszko dojrzał, iż zawyżenie parametrów drewna energetycznego powoduje trudniejszą sprzedaż surowca dla przemysłu energetycznego, czyli puszczenie z dymem Puszczy (że zabawię się w Białoszewskiego) nie będzie takie łatwe. A tym samym „stolarz” Morawiecki pozyskałby tańszy surowiec dla przemysłu meblarskiego, więc Szyszko wymyślił – owszem, meblarze dostaną drewna skolko ugodno na specjalnych aukcjach, lecz gdy trzykrotnie nie zostanie sprzedane, idzie do pieca.

Resort Morawieckiego nie zgadza się na takie dictum. obawia się cen zaporowych, meblarzy nie byłoby stać na wykup drewna, niekupione powędrowałoby do spalenia. Morawiecki nie chce odpuścić, bo drewno made in Poland w postaci mebli ponoć cieszy się wielkim powodzeniem za granicą. Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego chce z kolei, aby ceny drewna regulował rynek, a nie podległe Szyszce Lasy Państwowe.

Ta walka toczy się o jedną trzecią kraju, bo tyle powierzchni zajmują lasy. Aż się boję pomyśleć, co by się stało, gdyby do tej wojny weszła trzecia strona – resort Piotra Glińskiego, który w walce z ciemnym ludem zechciałby drewno przeznaczyć na celulozę, tj. na produkcję książek. Ale kto wówczas chciałby głosować na PiS?

PRAWDA, KTÓRA ZAORAŁA CAŁE TO FANATYCZNE TOWARZYSTWO

>>>

DO ZOBACZENIA NA MARSZU WOLNOŚCI Warszawa, Pl. Bankowy 13.00

SZACUNEK DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY SIĘ WYBIERAJĄ 🙂

Monika Olejnik zastanawia się w „Wyborczej”, na czym gra Duda. Może lepiej przestrzegać konstytucji, zamiast mówić, że jest niedobra?

Andrzej Duda 25 maja 2015 r. mówił o sobie, że będzie prezydentem wszystkich Polaków. I że zrobi wszystko, żeby nie było podziałów. A potem? Jest, jak jest. Wśród antyrządowych manifestantów widział tych, którzy walczą o swoje przywileje, i tych, których hasłem ma być „Ojczyznę dojną racz nam zwrócić, Panie”. Wtedy prezydent przeprosił, potem już nigdy. Stwierdził też, że nie pomoże „jazgot” ani żadne demonstracje, będziemy realizować program PiS-u z żelazną konsekwencją. I tak się dzieje. A w czasie kampanii wyborczej mówił, że prezydent nie może być notariuszem, a czy nim został, wszyscy widzą.

Kiedy bezradnie walczy z Antonim Macierewiczem, nawet ci, którzy na niego nie głosowali, są oburzeni zachowaniem ministra i tych z PiS-u, którzy kpią z listów prezydenta do ministra. Polska była też świadkiem spektakularnego spotkania Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim na Nowogrodzkiej.

Można odnieść wrażenie, że Andrzej Duda nie potrafi się wybić na niezależność i może stąd jego gromkie słowa 3 maja: że chce, żeby w 2018 r. przeprowadzić referendum w sprawie zmiany konstytucji. Ale jakie referendum? Czy Polacy mają odpowiedzieć, czy chcą, czy nie chcą zmian w konstytucji? Czy pan prezydent powiedział nam, jakiego chce ustroju? Czy uzgodnił to z prezesem Kaczyńskim?

Już widać nerwowość w szeregach PiS-u. Niektórzy mówią, że pierwszy raz o tym słyszą, a inni, że to nie jest jego pomysł, bo przecież prezes chce zmiany konstytucji. Żeby to zrobić, trzeba mieć większość dwóch trzecich w parlamencie, a tego PiS nie ma. Więc może lepiej przestrzegać konstytucji, zamiast mówić, że jest niedobra?

Pan prezydent w wywiadzie dla TVP powiedział, że obrońcy konstytucji to jej autorzy: bronią jej prawnicy, bo „była tworzona przez prawników, a w Trybunale Konstytucyjnym orzekali prawnicy”. Trudno, żeby o konstytucji decydowali cukiernicy, choć zapewne brali udział w referendum w 1997 r., kiedy 53,36 proc. uprawnionych zdecydowało o tym, że chce takiej konstytucji.

Ostatnio pan prezydent zaskakuje twardością. W TVP Historia oznajmił nagle: „Miejmy świadomość, że dzieci i wnuki zdrajców RP, którzy tutaj walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk w mediach i w biznesie”. A gdzie był Andrzej Duda, kiedy wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Jarosława Kaczyńskiego był Andrzej Kryże, który w 1980 r. skazał na areszt Wojciecha Ziembińskiego, Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Czumę za organizowanie obchodów Święta Niepodległości? Czy Andrzejowi Dudzie nie przeszkadza to, że konstytucją poniewiera pan Piotrowicz? Może nie warto szukać wnuków, prawnuków, tylko spojrzeć na byłych pezetpeerowców, którzy tak łatwo przylgnęli do partii rządzącej?

Jak można rozliczać dzieci za dziadów, pradziadów? Jak pan prezydent to chce sprawdzić? I czy zna nazwiska tych, którzy zasiadają w biznesie dzięki swoim pradziadom, którzy zabijali? Bo tak powiedział w innym wywiadzie: „No przecież byli tacy, co mordowali”.

Przed 1989 r. ludzie żyli, pracowali, byli tacy, którzy siedzieli w więzieniach, byli w opozycji, a byli też lekarze, którym teraz będzie się zabierało emerytury, bo pracowali w MSW. Byli milicjanci, którzy ścigali gwałcicieli, morderców, złodziei – im też się będzie zabierało emerytury. Czy to jest zgodne z konstytucją?

W KWESTII ZDRAJCÓW, PRZYPOMINAMY PREZYDENTOWI SŁOWA ZIOBRO. NIGDY ICH NIE COFNĄŁ. A PAD NIGDY TEGO NIE SPROSTOWAŁ.

Waldemar Mystkowski pisze o Błaszczaku i jego zastępcy.

Minister Mariusz Błaszczak jest taki, jakim go widać. Choć poprzednie zdanie należy obwarować spostrzeżeniem Marka Migalskiego (swego czasu kolegi partyjnego), że go jednak nie widać. Spotkanie z Błaszczakiem grozi kolizją, bo nie wiesz, kiedy się o niego potkniesz.

Jest nijaki, niewidzialny. Są tacy ludzie. Wówczas zalecam im, aby zawsze mieli ze sobą gwizdek. Widzą zbliżającego się innego osobnika i nie chcą zrobić mu krzywdy, niech informują o swojej bytności sygnałem dźwiękowym. To wszak powszechne rozwiązanie w komunikacji.

Niewidzialność Błaszczaka ponadto postrzegam ciut inaczej niż Migalski. Błaszczak lubi odezwać się o multi-kulti (czyt. o uchodźcach). Przychodzi Błaszczak do mediów ze swoim tabletem i czyta to, co spreparowano na Nowogrodzkiej: „Uchodźcy są zagrożeniem, nie ma ich w Polsce, więc nasz kraj jest bezpieczny”. Tak Błaszczak rozwiązuje nasze bezpieczeństwo. Poprzez braki, w Polsce poprzez brak uchodźców. Czego więc brak Błaszczakowi? Osobowości, której bogactwo odróżnia nas od wszelkich Błaszczaków.

Błaszczak walczy z multi-kulti na zewnątrz, ale multi-kulti propaguje w policji, w której działa jeden związek zawodowy NSZZ Policjantów. Nawet jest to zapisane w ustawie o policji. Ale minister Błaszczak chce związkowego multi-kulti w policji. A to dlatego, że  NSZZ Policjantów kilka razy postawiło się Błaszczakowi. Między innymi oczekiwało większej ochrony prawnej przy pacyfikowaniu kiboli, a Błaszczak wg ideologii PiS tych ostatnich chroni jako element patriotyczny.

Policyjni związkowcy protestowali, gdy wykorzystywano ich przy rozbijaniu demonstracji przed Sejmem podczas grudniowej blokady mównicy sejmowej przez posłów opozycji. A najbardziej boli związkowców, iż chce się im obniżyć emerytury. Szczególnie tym najdłużej pracującym, którzy pracowali w PRL-u, choćby jeden dzień.

Błaszczak wpadł na pomysł, aby wprowadzić multi-kulti związkowe i zamierza wprowadzić przepisy w porozumieniu z NSZZ Solidarność. W policji powinno działać więcej związków zawodowych, w tym „Solidarność” mogli bezkrytycznie pałować społeczeństwo obywatelskie i mogło omijać szerokim łukiem kiboli-patriotów. Związkowcy z NSZZ Policjantów nie zgadzają się na takie upolitycznienie policji.

Do ciekawego zdarzenia doszło w mieście Łomży z zastępcą Błaszczaka, wiceministrem Jarosławem Zielińskim. Błaszczak powinien gwizdać, jak się zbliża, a Zieliński to Błaszczak podniesiony do potęgi Błaszczaka. Jest taki niewidzialny, iż swego czasu zarządził, aby policjanci w ramach obowiązków cięli konfetti.

Zbliża się Zieliński, z niebios lecą kolorowe płatki papieru. Acz słysząc i widząc Zielińskiego nie dziwię się, musi zaznaczać jakoś swoją obecność. We wspomnianej Łomży tym razem nie sypano na Zielińskiego konfetti, bo media strasznie skrytykowały ten rytuał, na rynku głównym tego miasta wykopano maszt z flagą Unii Europejskiej. Dlaczego? Bo takiego Zielińskiego nie widać w otoczeniu cywilizacyjnym, kimś staje się na gumnie, na zapiecku.

Błaszczak ma miejsce w historii kabaretu (patrz: Mariusz w „Uchu prezesa”), Zieliński do pozycji swego pryncypała dopiero się dokopuje poprzez wykopywanie masztów z flagami UE.

To przypominałoby sytuację Republiki Weimarskiej, kiedy z kwitnącej demokracji stworzono legalnie system autorytarny

Kleofas Wieniawa pisze o nowym rzeczniku Dudy i jak Platforma dobiera się do czterech liter Macierewicza.

Odejście Marka Magierowskiego można interpretować etapem „referendalnym” w obozie Andrzeja Dudy, który to obóz został zepchnięty do głębokiej defensywy.

Czy wreszcie Duda wejdzie wraz z Adrianem (z „Ucha…”) do pokoju prezesa, aby się wyartykułować? PiS przestraszył się sondaży, a będzie coraz gorzej. Prezes może dopuścić Dudę do głosu. Acz zalecam prezydentowi szykowanie się do Trybunału Stanu i wzbogacanie retoryki, bo ma ją ubogą, a która może mu się bardzo przydać na ławie oskarżonego.

Co może zmienić w otoczeniu prezydenta nowy rzecznik Krzysztof Łapiński, który zdobywał względną sympatię i był na najlepszej drodze, aby pójść w ślady Kazimierza Ujazdowskiego.

To zresztą może być powód tej nominacji, aby zatkać Łapińskiego, aby nie poszło kilku innych za nim w smugę Ujazdowskiego. Kilka szabel mniej czyni Kaczyńskiego zakładnikiem Kukiza.

Nie wierzę, aby Duda zdobył się na samodzielność, bo nie ma jej wpisanej w swoją osobowość, ani w możliwości intelektualne, ale może być celem kilku polityków z otoczenia prezydenta.

Zdecydowanie ważniejsze zdarzenia niż rzecznik prezydenta to audyt Platformy Obywatelskiej w MON, audyt, który można nazwać „śladami Berczyńskiego i podobnych Misiewiczów”, którzy uwalili przetarg na caracale.

Macierewicz z pewnością zatarł wszelkie ślady, ale nie zatrze braków w dokumentacji, które będą wskazywały dokonane bezprawie. Minister jest cwany, ale nie aż tak, aby posadzać go o jakiś geniusz. Wszelka amoralność – a to jedna z cech Macierewicza – zostawia linie papilarne swej próżności.

Na razie audytorzy PO odkryli, iż dostęp do dokumentów przetargowych na śmigłowce bojowe mieli osobnicy bez certyfikatów dostępu do informacji niejawnej, a są to Berczyński, nieuk Misiewicz i nowy szef podkomisji smoleńskiej (na 30 synekurach w spółkach zbrojeniowych) Kazimierz Nowaczyk.

Partia tak niebezpieczna dla Polski, jak PiS, bodaj nigdy nie zdarzyła się w historii Polski. Nawet saski dwór drezdeński nie rozwalał tak kraju, jak „lepszy sort” Kaczyńskiego.

BĄDŹMY O 13.00 NA PLACU BANKOWYM TRZEBA IŚĆ NA ZANIM BĘDZIE ZA PÓŹNO

>>>

Marek Beylin („Wyborcza”) pisze, iż przyszedł czas opozycji. Władza powinna być ustawicznie osaczana przez społeczeństwo. Niech opozycja zbiera teraz podpisy w sprawie referendum: „Czy jesteś za tym, by zgodnie z konstytucją sędziowie byli niezależni od rządzących polityków?”.

Nadszedł czas opozycji. Po półtorarocznych rządach PiS zaplątał się we własne portki. To, że w nowym sondażu Kantar Millward Brown (dla „Faktów” TVN i TVN 24) i Kantar Public dla „Wyborczej” Platforma wyprzedziła PiS, nie świadczy jeszcze o trwałej zmianie lidera, pokazuje jednak dobitnie słabość partii rządzącej.

W dodatku PiS nie wie na razie, jak się z tą słabością uporać. Wewnętrzne konflikty, ustawiczny pokaz śmieszności i nieudolności sprawiły, że władza zajmuje się głównie leczeniem własnych ran. Jest w defensywie, jak nigdy po wygranych wyborach.

Jeśli opozycja nie wykorzysta tej słabości, dowiedzie, że nadaje się jedynie do uprawiania gadulstwa, a nie polityki. Jest jednak problem, jak PiS skutecznie przyciskać.

Bo opozycji słabo wychodzi mobilizowanie ludzi, nie ma też takich pomysłów na Polskę po PiS, które przyciągnęłyby wahających się wyborców. A to oni zdecydują, kto wygra wybory.

W dodatku wyczerpuje się główna dotąd forma oporu: demonstracje. Są coraz mniej liczne nie tylko wskutek „wojny na górze” w KOD. Co ważniejsze, nie da się utrzymać stałej emocjonalnej mobilizacji ludzi, która przesądza o tym, czy wyjdziemy na ulice. Bez takich emocji udział w demonstracjach staje się rutynowym obowiązkiem przyciągającym jedynie najbardziej zmotywowanych. W efekcie słabnie widoczność sprzeciwu w społeczeństwie. A ludzie czują się bardziej osamotnieni wobec władzy.

Jak ożywić opór i emocje budujące wspólnotę sprzeciwu, z której wielu Polaków mogłoby czerpać poczucie siły? Dobry przykład dała akcja referendalna w sprawie gimnazjów. Ponad 900 tys. zebranych podpisów i umiejętna, merytoryczna perswazja przekształciły rozproszone niezadowolenie w polityczny taran kruszący władzę PiS. To przecież głos „ludu”, do którego władza odwołuje się w propagandzie, by zalegitymizować swe poczynania. Co więcej, jeśli rządzący zlekceważą te podpisy, potwierdzą, że mają gdzieś obywateli, jeśli ulegną, dowiodą własnej megakompromitacji.

Takich taranów trzeba nam więcej, bo władza powinna być ustawicznie osaczana przez społeczeństwo.

Niechże więc opozycja zacznie zbierać teraz podpisy w sprawie referendum: „Czy jesteś za tym, by zgodnie z konstytucją sędziowie byli niezależni od rządzących polityków?”. Według sondaży większość Polaków opowiada się za taką niezależnością. Ale kilkaset tysięcy podpisów pod takim wnioskiem potwierdziłoby wagę konstytucji i zasady niezależności sądownictwa oraz utrudniłoby rządzącym wyrwanie się z defensywy.

Następnie warto by wszcząć taką akcję w kwestii pozostania Polski w Unii Europejskiej. Bo Kaczyński, wbrew swym deklaracjom, może nas z UE chyłkiem wyprowadzać. Bliżej mu do Turcji niż do Brukseli.

Takie działania podtrzymają gniew i rozczarowanie władzą. A PiS w staraniach, by odzyskać moc, coraz bardziej będzie przypominał psa bezskutecznie kręcącego się w kółko, żeby złapać własny ogon.

Akcje referendalne przekonają też wielu, że protesty są trwałe i widoczne. Co wpłynie na tych, którzy wciąż się wahają. W dodatku każdy, kto złoży podpis, poczuje się uczestnikiem rozszerzającej się wspólnoty sprzeciwu. W tym dziś siła.

Roman Imielski analizuje władzę z jej pozycji klęczącej.  Przygnieciony serią wizerunkowych wpadek i autentycznych afer, gnębiony wewnętrznymi sporami i mało sprzyjającymi sondażami PiS zaczyna robić krok wstecz. Właśnie wycofał się z forsowania absurdalnego powiększenia Warszawy o ponad 30 podstołecznych gmin, zamykając jeden z pootwieranych przez siebie frontów walki.

To nie jest najlepszy okres dla obozu władzy. Jeszcze na początku roku wydawał się on monolitem, który walcem rozjeżdżał wszystko, na co miał ochotę. Ale to se ne vrati, przynajmniej na razie. Wiele nieskończonych wciąż bitew odbija się bowiem Prawu i Sprawiedliwości czkawką. Suweren zaczął brykać.

Nieprzygotowana i zwiastująca chaos w szkołach reforma edukacji zaowocowała zebraniem blisko miliona podpisów przeciwko planowanym zmianom i żądaniem referendum.

Próba zablokowania reelekcji Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, zamiast zdyskredytować byłego premiera, w oczach wielu wywindowała go na męża opatrznościowego, który w 2020 r. może wygrać wybory prezydenckie.

Forsowana przez ministra środowiska Jana Szyszkę wycinka drzew oraz kuriozalne sprawy Bartłomieja Misiewicza i szefa podkomisji smoleńskiej Wacława Berczyńskiego były wizerunkową katastrofą dla PiS.

Do tego dochodzi polityczne kolesiostwo we wszelkich możliwych urzędach, instytucjach i spółkach skarbu państwa. I widoczne już jak na dłoni wewnętrzne walki buldogów zakończone publicznym dyscyplinowaniem traktującego armię jak prywatny folwark szefa MON Antoniego Macierewicza czy wyrażającej wątpliwości wobec polityki rządu minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej.

To wszystko PiS mógłby pominąć, gdyby nie spadki w ostatnich sondażach, w których przegrywa z Platformą Obywatelską, a Andrzej Duda – w ewentualnej II turze wyborów prezydenckich z Tuskiem. Można by je zahamować, gdyby rządzący mieli w ręku poważne atuty. Tyle że program 500 plus już jest, obniżka wieku emerytalnego też, podniesienie pensji minimalnej również. Słowem – z socjalnego arsenału nie zostało prawie nic w odwodzie.

No i jest jeszcze niezwykle popularne kabaretowe „Ucho Prezesa” – a popadnięcie w śmieszność to jedna z najgorszych rzeczy, jaka może spotkać władzę.

Dlatego PiS musi zamknąć niektóre fronty. I tak właśnie zrobił z ustawą o powiększeniu Warszawy, która miała ułatwić przejęcie stolicy po wyborach samorządowych. Podstołeczne gminy stanęły okoniem. Bagatelizowane referendum w Legionowie było dla ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego szokiem – nie tylko okazało się ważne, ale aż ponad 94 proc. głosujących powiedziało „nie” dla planów PiS. Za chwilę podobne referenda przetoczą się przez kolejne gminy, a nastroje w nich wcale nie są przychylne władzy. Forsujący zmiany poseł Jacek Sasin, marzący o prezydenturze Warszawy (w ostatnich wyborach samorządowych znacząco przegrał z Hanną Gronkiewicz-Waltz), w końcu rzucił ręcznik.

To dobra wiadomość dla tych obywateli, którzy mają dość niszczenia państwa przez PiS. Bo im więcej problemów ma obóz władzy, tym większy sens ma społeczny nacisk. Po raz pierwszy efekt zobaczyliśmy jesienią zeszłego roku, gdy dziesiątki tysięcy kobiet zmusiły „czarnym protestem” do porzucenia projektu zaostrzenia prawa aborcyjnego. Ostatnio społeczny sprzeciw widzieliśmy w przypadku lex Szyszko, a teraz dał efekt w sprawie ustawy warszawskiej.

Suweren – tak często przywoływany przez polityków PiS – nie okazał się potulny jak baranek. I to najlepsza wiadomość dla Polski.

Waldemar Mystkowski pisze o Emmanuelu Macronie, jego wypowiedzi o Polsce i reakcji PiS.

Kandydat na prezydenta Francji – i z wielkim prawdopodobieństwem przyszły prezydent – Emmanuel Macron prowadzi ostrą kampanię wyborczą, bo za przeciwnika ma populistkę i nacjonalistkę Marine Le Pen, która stosuje sztuczki podobne, jak PiS, „Francja w ruinie”.

Macron musi się obawiać wszelkich cudów nad urną – jak w Polsce (PiS), jak w USA (Trump) – nie może pozostawiać pola populistom od ruin. Kampanię drugiej tury wyborów prezydenckich Macron zaczął od powiązania wartości gospodarczych ze standardami demokracji zachodniej i padło na… Polskę. Dopowiedzmy: Polskę pisowską. – „W ciągu trzech miesięcy po moim wyborze, zapadną pewne decyzje w sprawie Polski. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Nie możemy tolerować tego, że jakiś kraj, będący w Unii Europejskiej, rozgrywa różnice kosztów pracy i narusza wszystkie zasady UE, nie ma szacunku dla wartości Unii Europejskiej” – powiedział Macron w wywiadzie dla prowincjonalnej gazety. Z dala od Paryża Marine Le Pen ciuła elektorat, bo w stolicy Francji miała w I turze poniżej 5%.

Macron dosadnie nazywa to, czego ma doświadczyć Polska rządzona przez PiS: „Chcę, by sankcje zostały wprowadzone w kwestiach dotyczących praw i wartości Unii Europejskiej”. Nie są to przyjemne słowa dla Polaków, nawet gdy PiS traktuje się jako wcielenie zła. Jak traktuje Macrona rząd PiS? Byle jak. Bo przyszłemu prezydentowi odpowiada rzecznik rządu Rafał Bochenek. Mógł wybrać milczenie i byśmy potraktowali jako wykładnię „milczenie jest złotem”, ale Bochenek otworzył usta – za pozwoleniem Nowogrodzkiej, skąd wychodzą przekazy dnia – nazwał słowa Francuza: „To niefortunna wypowiedź”.

Można niejako się zgodzić, iż Macron zachowuje się protekcjonistycznie, lecz nie jest fortunny Bochenek, gdy określa słowa francuskiego kandydata: „negatywnie wpływają na rozwój wolnego rynku i w sposób jawny przeciwstawiają się wartościom, na jakich powinna być budowana UE”.

PiS będzie miał problem nie tylko z wartościami demokratycznymi, ale przede wszystkim z gospodarczymi, bo Europa kilku prędkości w pierwszym rzędzie postawi na rozwój gospodarczy. Nie wiadomo, kto miałby odpowiedzieć Macronowi. Obawiam się, że Waszczykowski stanąłby na znanym nam wszystkim stanowisku dyplomatołka (nie spotkał się z Macronem, tylko z Marine Le Pen). Mateuszowi Morawieckiemu wypsnęłaby się niewiedza ontologiczna i postawiłby naród ponad prawem.

Podobny kłopot przysporzą PiS-owi Niemcy, którzy będą wybierać między Angelą Merkel a Martinem Schulzem. Merkel uważa, że Niemcy muszą współpracować z Polską – nawet pisowską – ale już niekoniecznie socjaldemokrata. Układ Merkel-Macron będzie równie nieprzyjemny dla Polski pisowskiej jak Schulz-Macron.

Więcej niż pewne, że po zwycięstwie Macrona nasza pozycja w Unii Europejskiej będzie coraz gorsza. Nie dziwię się zatem PiS, że woleliby Marine Le Pen, bo ta rozwaliłaby Unię i politycy PiS mieliby usprawiedliwienie: „to nie my, to wina… (tu wstawić odpowiednie nazwisko)”. Tak wygląda choroba pisowska, w tym wypadku choroba francuska, kiedyś nazywana francą. Polska pisowska powstała z kolan i od razu poległa. To zresztą ich ulubiony polityczny paradygmat sukcesu – „poległ, polegliśmy”.

Kleofas Wieniawa pisze o sankcjach, które mogą być nałożone na Polskę.

Nie jestem zdziwiony wypowiedzią kandydata na prezydenta Francji Emmanuela Macron, iż będzie zabiegał o nałożenie sankcji na Polskę. Najprawdopodobniej zastąpi Hollande’a w Pałacu Elizejskim, a gdyby jakimś cudem miała wygrać w II turze Marine Le Pen, będzie jeszcze gorzej. Francja prawicowa zawsze była antypolska, prorosyjska.

Po raz pierwszy w historii sprzyjała nam koniunktura międzynarodowa, zarówno Niemcy byli naszymi adwokatami, także Francja. Zostało to już w niwecz zaprzepaszczone przez PiS i „geniusz” Kaczyńskiego, który tak daleko nie odbiega od przysłowiowego Kononowicza ze wszystkimi „powstawaniami z kolan”.

Leżymy. Cieszmy się, że mamy Donalda Tuska, szefa Rady Europejskiej, który będzie hamował zapędy Macrona, ale niewiele wskóra w Unii różnych prędkości, bo jestesmy w niej „czerwoną latarnią”.

Macron, jak każdy liberał jest przychylny Polsce, lecz kampania wyborcza ma swoje prawa i nie może oddawać elektoratu Le Pen – odpowiednik hard naszego PiS. Dobrze postawę Macrona oddaje niedawny list sławnej Annette Laborey, która odmówiła przyjęcia orderu od Andrzeja Dudy: „Polska wpadła w ręce partii, którą mogłabym tylko zwalczać. Odznaczenie nadane takimi rękami zamienia się w zniewagę”.

I to jest powód takich, a nie innych słów Macrona. Gdyby na jego miejscu był kandydat gauliistów Francois Fillon usłyszelibyśmy podobne słowa.

Gdyby Wielka Brytania nie wychodziła z UE, także Theresa May powiedziałby podobnie. Polska ogrywana jest przez wszystkich, no może oprócz San Escobar.

Niedługo kampania i wybory w Niemczech, usłyszymy trawestację Macrona z ust Martina Schulza, a także Angeli Merkel, która będzie musiała wzmocnić swój zdecydowany przekaz, iż Unia nie będzie się rozłazić z powodu niszczenia standardów demokratycznych. Pod władzą PiS zostaliśmy w półtora roku chorym człowiekiem Europy, dopadł nas złośliwy nowotwór – kaczyzm. Zaścianek.

>>>

Osiół.

Andrzej Duda zaczyna się już bać. Pisze o tym Wojciech Czuchnowski („Wyborcza”). Zatrzeszczała uruchomiona przez PiS machina niszczenia niezależności polskich sądów. Prezydent Andrzej Duda postawił się ministrowi Zbigniewowi Ziobrze i wstrzymał prace nad ustawą pozwalającą partii władzy przejąć kontrolę nad Krajową Radą Sądownictwa.

Prezydent ma wątpliwość, czy zakładane w ustawie skrócenie obecnej kadencji KRS jest zgodne z Konstytucją RP. A już zapowiadał się blitzkrieg na miarę zwycięstwa „przedstawicieli suwerena” nad Trybunałem Konstytucyjnym.

Ziobro o sądach: „patologia”

Media publiczne i prorządowe od miesięcy zohydzały wizerunek sędziów, przedstawiając ich jako zwyrodnialców, drobnych złodziei i alimenciarzy. Ziobro i jego współpracownicy w jednym zdaniu wymieniali sądy z takimi słowami jak „patologia”, „klika” oraz „sitwa”. Grozili dyscyplinarkami i brali w obronę sprawcę ataków na sędziego podczas rozprawy. Sejm, nie przejmując się sprzeciwem opozycji, wszystkich środowisk prawniczych i organizacji międzynarodowych, przyjął w pierwszym czytaniu nowe przepisy o KRS.

Wydawało się, że teraz sprawę klepnie tylko komisja sprawiedliwości z niezawodnym prokuratorem Piotrowiczem na czele, potem szybka ścieżka w Senacie, podpis prezydenta i latem, a najpóźniej jesienią Ziobro zamelduje prezesowi, że zadanie „odzyskania sądów” zostało wykonane.

Czemu Duda stawia się Ziobrze

Co poszło nie tak? Czemu prezydent stawia się Ziobrze, chociaż dotychczas „niezłomnie” parafował wszystko, czego tylko chciała partia? Przecież jeszcze niedawno Andrzej Duda mówił, że Ziobro był „najlepszym w historii ministrem sprawiedliwości”…

Nie wierzę w „przebudzenie” Andrzeja Dudy. Dotąd prezydent za nic miał nawoływania, by szanował swój urząd i stał na straży konstytucji. Nie przejmował się głosami swoich wychowawców z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy przypominali mu zasady państwa prawa wpajane na studiach prawniczych.

Duda się boi

Powód sprzeciwu głowy państwa wydaje się inny: Krajowa Rada Sądownictwa jest organem państwa, którego członkowie mają w konstytucji zagwarantowaną pełną kadencyjność. Oprócz KRS taką gwarancję ma w konstytucji tylko Prezydent RP. Jeżeli dzisiaj obecna władza zmieni tą zasadę odnośnie do Rady, to Andrzej Duda nie może mieć pewności, że władza następna (albo nawet jeszcze ta sama) nie zrobi tego w stosunku do jego urzędu.

Sprzeciw prezydenta to nie „przebudzenie”. To strach.

Dla radnego PiS Rafała Piaseckiego z Bydgoszczy.

Ambasador USA o kwestii smoleńskiej: nie widzimy już nic, co moglibyśmy zrobić

BRAWO DLA NIEZALEŻNYCH SĄDÓW. PROKURATURA NIE ZAMIECIE POD DYWAN KOLEJNEJ SPRAWY DZIAŁACZKI PiS

Monika Olejnik pisze o państwie PiS. W państwie praktycznym PiS-u – jakże innym od państwa teoretycznego PO! – armia może tracić 30 generałów i 250 pułkowników, można też sobie pozwolić na ujawnienie własnych szpiegów. Bo najważniejsze jest ściganie Tuska

Państwo za czasów PO przez osiem lat było teoretyczne – to ulubiony cytat z podsłuchanej rozmowy między Bartłomiejem Sienkiewiczem a Markiem Belką. Powtarzany przez prezydenta Andrzeja Dudę, premier Beatę Szydło, szefa MSW Mariusza Błaszczaka. Częściej cytowany jest Bartłomiej Sienkiewicz niż Henryk Sienkiewicz.

Dzisiaj rzeczywiście państwo polskie staje się praktyczne: pękająca opona w limuzynie prezydenta, pędzący samochód z panią premier zatrzymujący się na drzewie, uciekający z miejsca wypadku kierowca Antoniego Macierewicza.

W państwie praktycznym należy sobie wszystko podporządkować. Trwa zamach na sędziów, na Sąd Najwyższy. Najlepiej wszystkich wymienić i zacząć od początku, bo przecież jak to możliwe, by w sądach pracowali ci sami ludzie co przed 1989 r.?

Co innego w prokuraturze. Najnowsza „Polityka” pisze o wiceprokuratorze generalnym Waldemarze Puławskim, który „czuwa nad śledztwem dotyczącym Donalda Tuska”. Puławski od 1984 r. pracował w warszawskiej prokuraturze, a już w III RP weryfikował śledczych. A przypomnę jeszcze słynnego prokuratora Piotrowicza, który macha nam przed oczami konstytucją.

W państwie praktycznym można przesłuchiwać przez osiem godzin przewodniczącego Rady Europejskiej, żeby sprawdzić, czy przypadkiem służby rosyjskie i polskie ze sobą nie współpracowały. W państwie praktycznym szefem SKW może być człowiek, który znalazł na swoim płocie martwą wiewiórkę i twierdził, że ktoś mu ją przyczepił w odwecie za jego działalność. Po tzw. dobrej zmianie „wykańczać” caracale może dr Berczyński, który pochwalił się Magdalenie Rigamonti, jak uratował Polskę przed francuskimi śmigłowcami.

Ministerstwo Obrony Narodowej zaprzecza, oświadcza, że nie ma z tym nic wspólnego, ale okazuje się, jak donosi „Dziennik Gazeta Prawna”, że dr Berczyński dostawał dokumenty z Inspektoratu Uzbrojenia MON. Na jakiej podstawie? Tego nie wiemy. Dlaczego miał dostęp do materiałów niejawnych, tego też nie wiemy. W państwie teoretycznym byśmy zapewne wiedzieli.

Władza chce zmienić wszystko. Ma zakusy na konwencję antyprzemocową, choć jest wielu skorych do bitki mężczyzn, można takich odnaleźć w PiS.

W państwie praktycznym minister obrony narodowej może lekceważyć prezydenta, nie odpowiadać na jego listy, a armia może tracić 30 generałów i 250 pułkowników. W państwie praktycznym można sobie pozwolić na ujawnienie szpiegów dzięki czemu, jak pisze w „Wyborczej” Wojciech Czuchnowski, „obce służby, nie ruszając się zza biurka, mogą zidentyfikować naszych szpiegów, a potem odtworzyć ich kontakty za granicą”.

Ale co to obchodzi szefa SKW pana Piotra Bączka. On ściga Tuska i to jest najważniejsze przesłanie obecnej władzy.

PIĘKNE PODSUMOWANIE RZĄDÓW PiS. Rachunek sumienia znaleziony w sieci. Autor: Ada112

Waldemar Mystkowski pisze o ambasadorze Przyłębskim i Beacie Szydło.

Ambasador RP w Niemczech Andrzej Przyłębski nie może być pewien swego stołka, bo jego zwierzchnik Witold Waszczykowski też nie jest pewny posady, może wylecieć przy pierwszej lepszej rekonstrukcji. Nie wiem, jakim łukiem Przyłębski obejdzie ustawę dekomunizacyjną, wszak ma solidną teczkę w IPN jako TW Wolfgang. Może liczyć, iż ustawa zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego, a tam żona Julia z innym agentem Mariuszem Muszyńskim znajdą jakiś haczyk, aby nie podlegał lustracji.

Przyłębski jednak musi punktować u prezesa, u którego splotem słonecznym czy też piętą Achillesa jest „Tusk”. Walniesz Kaczyńskiego Tuskiem to jęczy na cały kraj i wyzywa: ty elemencie animalny, najgorszy sorcie, gestapo. Przyłębski nieprzypadkowo przybrał ksywkę Wolfagang, bo lubi jako Wolf poszczekać, poszarpać za nogawki i wyć do księżyca.

W Berlinie Przyłębskiego nie tolerują, zresztą nie uprawia żadnej dyplomacji, bo dla polityki PiS jest ona zbędną. Ambasador a to załatwi salę kinową dla filmu „Smoleńsk” (kilka miesięcy za tym chodził), a to dla jakiegoś lokalnego dziennika poszczeka na Tuska. Proszę zauważyć, że nie piszę, iż zamienia się w kundelka, ale w Wolfa. Szarpie za nogawkę Tuska i szczerzy zęby na łamach „Neue Osnabrücker Zeitung”, sugerując, że to był niemiecki kandydat: „najwyraźniej z punktu widzenia Berlina istniały nie cierpiące zwłoki powody, by przedłużyć kadencję Donalda Tuska”.

Spowodowało, że – mówi to dyplomata (w istocie wzorzec z Sevres dyplomatołka wg definicji niezapomnianego Władysława Bartoszewskiego): „Wina za pogorszenie się stosunków polsko-niemieckich leży po stronie Niemiec”. Hau, hau – szczeka Wolf Przyłębski, a tak naprawdę boi się o posadę i melduje prezesowi: Heil, heil.

W o wiele ważniejszej niemieckiej gazecie, bo w „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) – ichniej „Gazecie Wyborczej” – ukazał się artykuł podpisany przez Beatę Szydło. Wszak wiadomo, że pani premier tego nie mogła napisać, lecz podpisała. Nie waham się tak nazywać, choć język jest szydłowski – ble, ble godny magla – pusty znaczeniowo, owijający bawełnę w inną bawełnę, jest to zresztą charakterystyka PiS. Nie potrafią zająć się konkretami, bo najlepsi są w pluciu na przeciwników politycznych.

Artykuł publikuje „FAZ” z powodu tego, iż w niedzielę w Hanowerze Szydło wraz z Angelą Merkel będą otwierały targi przemysłowe. Szydło „pisze” o wszystkim, a tak naprawdę o niczym, przy tym wciskając sporą dawkę kłamstw, pisowskiej trucizny. My, w Polsce już się uodporniliśmy (co cię nie zabije, to wzmocni), a szkoda, gdyż przeciwstawić się złu najlepiej za pierwszym razem, gdy jest determinacja. Szydło kłamie w czytelnicze niemieckie oczy: „Polska nie jest przygotowana na falę uchodźców”, ale „dobrze radzimy sobie z ponad milionem ukraińskich obywateli”.

Takich oszustw i bleblań jest co nie miara, ale pojawia się też inny ton: „Jesteśmy gotowi do zawierania dobrych kompromisów we wszystkich ważnych kwestiach europejskich”. Te „dobre kompromisy” znamy w Polsce jako „dobrą zmianę”. Niemcy ani nikt w Europie na to się nie nabiorą, bo nie ma żadnych „dobrych” konkretów.
Na szczęście o Tusku autor podpisany jako Szydło nic nie pisze. I to jest najlepszy element tego artykułu. Szydło w Niemczech jednak wystąpi i na jakimś konkrecie się wyrżnie, bo tak mają wszyscy pisowcy (Morawiecki, Waszczykowski, itd.), którzy na światowych salonach otwierają buzie.

REALIZUJE PLAN „POLSKA W RUNIE”?

UMARLIŚMY ZE ŚMIECHU :)))))))))

Pod MON pikieta przeciw szkodnikowi Macierewiczowi. ANTONI pod sąd! KTO JEST ZA?

Kleofas Wieniawa pisze o aferach Macierewicza.

Beata Szydło nie dostała pozwolenia od prezesa, aby zdymisjonować Antoniego Macierewicza. Więc wotum nieufności Platformy Obywatelskiej wobec ministra obrony będzie miało formę krytyki, a jest za co go rugać, bo to postać z pogranicza zaprzaństwa i zdrady.

Przegranym też może czuć się Andrzej Duda, dla którego polityka epistolarna jest najwyższą formą sprzeciwu i buntu wobec odebrania mu konstytucyjnych prerogatyw. Macierewicz i tak wykopyrtnie. Oby jak najprędzej, aby straty były względnie najmniejsze.

Afera z Wacławem Berczyńskim ma posmak korupcji i znamiona wielkiej afery. Ten człowiek tak czuł się pewnie pewnie, że chlapał jęzorem bez opamiętania.

Widać, iż wyobraźnię ma kiepską, bo fabuła z ładunkiem termobarycznym to jakość grafomanii. Na wierzch będą wychodzić coraz gorsze rzeczy.

DOBRE 🙂

>>>

TAKA PRAWDA

AMERYKANIE SĄ ZACHWYCENI SKUTECZNOŚCIĄ ANTONIEGO

Monika Olejnik („Wyborcza”) zwraca sie do Macierewicza. Macierewicz przetrzebił wojsko, może bagatelizować słowa prezydenta i zapewne w tym roku podczas rocznicy będzie wymieniany jako bohater przez Jarosława Kaczyńskiego.

Antoni, Antoni…

„Po państwa twarzach widzę, że nie wiecie, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 r.” – tak mówił do dziennikarzy rzecznik rządu Rafał Bochenek.

Pan rzecznik, patrząc w twarz Antoniego Macierewicza, pewnie wie, co się wydarzyło. Na pokładzie samolotu były wybuchy w lewym skrzydle, w prezydenckiej salonce. Piloci Tu-154 zostali celowo wprowadzeni w pułapkę, z której się wydostali. Rosyjscy kontrolerzy świadomie podawali błędne informacje, żeby – jak to mówi minister obrony narodowej – katastrofa wyglądała na „naturalną”. Zapewne pan rzecznik widzi to wszystko przez mgłę.

Macierewicz jest w tej chwili najmocniejszym człowiekiem w państwie. Siłę daje mu Toruń, a nie potrafi jej odebrać Jarosław Kaczyński. Mimo sprawowania tak mocnego urzędu minister obrony narodowej nic nowego nie wniósł do sprawy katastrofy. Próba włączenia NATO się nie powiodła, choć – jak twierdził – politycy natowscy „zdali sobie sprawę ze stopnia zagrożenia, jakie wprowadza do Europy Rosja”. Okazuje się, że być może nasze państwo i działania tegoż ministra przyczyniają się do tego.

W najnowszym tygodniku „Polityka” słowacki dziennikarz Tomáš Forró opisuje historię włamu Bartłomieja Misiewicza i pracowników MON oraz SKW do siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, która miała rozpracowywać zagrożenia ze strony rosyjskiej.

Forró pisze: „Międzynarodowi partnerzy Centrum byli incydentem zszokowani. Jak wynika z naszych informacji, w brytyjskim wywiadzie MI6 powstała opinia, która głosi: efektem obecnych czystek przeprowadzonych przez polskie władze są masowe próby infiltracji ze strony rosyjskich służb, które chcą umieścić jak najwięcej swych ludzi w polskiej administracji. Polska przestaje być sojusznikiem w obliczu wyzwań ze strony Rosji i staje się zagrożeniem dla całej naszej wspólnoty”. Raport MI6 jest wstrząsający.

Szkoda, że zwierzchnik sił zbrojnych nie czyta „Polityki”, a być może raporty, które do niego spływają, są ocenzurowane?

Pan prezydent pisze listy do Antoniego Macierewicza, ostatnio w sprawie degradacji. Pyta o degradację pułkownika Krzysztofa Duszy, szefa i współtwórcy CEK. Pyta również o degradację major, która uwolniła polskiego kapitana z białoruskiego więzienia.

Jaka jest odpowiedź? Bagatelizowanie całej sprawy przez szefa MON i krytyka za pisanie listów ze strony marszałka Terleckiego, wiceministra Sellina, pani premier i Kaczyńskiego.

Patrząc na wysiłki prezydenta Dudy, nie można nie mieć skojarzeń z „Uchem Prezesa”, w którym to kabarecie Andrzej Duda stoi w korytarzu u pani Basi, pod drzwiami pana prezesa i przez iks odcinków próbuje się do niego bezskutecznie dostać.

Macierewicz przetrzebił wojsko, może bagatelizować słowa prezydenta i zapewne w tym roku podczas rocznicy będzie wymieniany jako bohater przez Jarosława Kaczyńskiego.

W zeszłym roku prezes Kaczyński na okrzyki tłumu odpowiadał tak: „Antoni, jeszcze raz Antoni, dokonał cudu wraz ze swym zespołem [smoleńskim]. Dziękuję ministrowi obrony, choć chciałoby się powiedzieć: generałowi, ale jeszcze nie”.

A kolejny zespół Macierewicza znów dokonał cudu. Wczoraj odbyła się konferencja Wacława Berczyńskiego w sprawie katastrofy, trwała tyle co walka Gołoty, który poległ po trzech sekundach.

STERUJĄ POLSKĄ JAK TUPOLEWEM…

Kim Ir Kaczyński

DLACZEGO MARSZAŁEK SEJMU ZA PRZEKRACZANIE CZASU WYSTĄPIEŃ KARZE POSŁÓW PO A NIE MA ODWAGI UKARAĆ SWOJEGO PREZESA?

Prawo i Sprawiedliwość przygotowało wystawę o dokonaniach rządu Beaty Szydło. Według PiS, wystawa ma pokazać „niewątpliwe sukcesy” rządu. Kluczowe jest miejsce, gdzie stanęła wystawa. Otóż ponad 20 plansz rozstawiono… w głównym holu Sejmu na piętrze. Wystawa szczelnie otacza cały korytarz. Nieprzypadkowa jest również data ustawienia plansz. – „Dzień, gdy w Sejmie jest debata o wotum nieufności wobec rządu, jest do tego bardzo dobry” – podkreślił poseł Marek Suski z PiS.

PiS na wystawie chwali się m.in. tym, że 6 tys. żołnierzy USA jest na wschodniej flance NATO (z czego przynajmniej 3 tys. w Polsce), wzrostem przeciętnego wynagrodzenia brutto w lutym 2017 roku w ujęciu rok do roku o 4 proc., wzrostem przeciętnego zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw w lutym 2017 r. w ujęciu rok do roku. Skąd pomysł? – „Mamy trochę nierównowagi w przestrzeni publicznej wykreowanej przez media, które pokazują i wyolbrzymiają pewne zdarzenia – jak wypadek samochodowy premier Beaty Szydło czy histerie wokół wycinania drzew, natomiast nie są pokazywane rzeczywiste dokonania rządu, takie, które wpływają na jakość życia obywateli” – powiedział PAP Marek Suski. Według niego, wystawa „ma te dokonania przypomnieć, pokazać sukcesy, które niewątpliwie są”.

Posłowie opozycji zarzucili Twittera fotografiami ukazującymi całą instalację. Nie szczędzili przy tym mocnych słów. Pomysł Prawa i Sprawiedliwości wyraźnie nie przypadł im do gustu. W ocenie Platformy ekspozycja w Sejmu, to dowód na prowadzenie przez PiS „polityki propagandowej”. – „Brakuje tylko premier na traktorze i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, wyłaniającego się z łanów zboża. To propaganda iście gomułkowska, niektóre z tych tablic są żenujące” – pisze poseł PO Marcin Kierwiński. Kinga Gajewska napisała z kolei: – „Powoli odczuwam to, czego mogli doświadczyć ludzie w PRL. Natomiast starsi koledzy mają déjà vu”. Gajewska oskarżyła dodatkowo polityków PiS o nieprzestrzeganie regulaminu sejmowego. Zamieściła na Twitterze nawet fragment dokumentu, który jej zdaniem został złamany. Jak zauważył dziennikarz „Rzeczpospolitej” Marcin Dobski, w tak „przystrojonym” holu trudno będzie nagrać setkę z politykiem, aby w tle nie znalazła się plansza z sukcesami rządu. Przypomnijmy, że to właśnie w tym korytarzu najczęściej są przeprowadzane krótkie rozmowy z posłami i mają miejsce konferencje prasowe.

ELIZA MA RACJĘ. MÓWIŁ JAK PREMIER.

Waldemar Mystkowski pisze o wotum nieufności do rządu Beaty Szydło.

Rząd Pinokiów nie został obalony

Debata w Sejmie nad konstruktywnym wotum nieufności została sprowadzona do rytuału. Spodziewałem się więcej, acz nie podczas samej debaty, ale dzień, dwa wcześniej, podczas których Platforma Obywatelska, a szczególnie jej lider Grzegorz Schetyna wyraźniej – a przede wszystkim nowym językiem – wskażą silniej społeczeństwu zagrożenie, jakie niesie ze sobą władza PiS. Niemal do ostatniej chwili data debaty i głosowania była trzymana pod korcem, ale to nie jest wytłumaczenie czekania przez opozycję na jakiś cud.

Wystąpienie Grzegorza Schetyny było dobre, może najlepsze z dotychczasowych, lecz przewodniczący Platformy Obywatelskiej nie porwał nim. Trudno się z jego nie zgodzić z krytyką PiS i zarysowaniem sytuacji, co proponuje PO, gdy marionetki Kaczyńskiego zostaną odsunięte od koryta, gdyż „Polacy chcą Polski zdrowej psychicznie”.

Z kolei Jarosław Kaczyński jest w coraz gorszej kondycji, nie konstruuje żadnych nowych argumentów, tym bardziej nowej narracji. Kręci się wokół tych samych chwytów retorycznych. Słabizna – to i tak niezbyt krytyczna recenzja „pana” posła. Jedna rzecz może być zapamięta, mianowicie Kaczyński wpada w atrofię języka polskiego, w czym dorównuje posłance ze swego tabunu partyjnego Krystynie Pawłowicz. Kaczyński zapowiedział, że „będą wyłanczać”, a Pawłowicz jakiś czas temu użyła „wziąść”.

Zwrócono uwagę Kaczyńskiemu, że to niepoprawnie (nie „po polskiemu”), uparł się: „szanowni państwo, pozwólcie że będę mówić, jak mówię”. Pawłowicz także się upierała i przez kilka dni dowodziła, że „wziąść” jest tak samo dobre albo nawet lepsze niż „wziąć”.

Czy Kaczyński się będzie upierał przy swoim? Wszak mógł mu marszałek Marek Kuchciński „powyłanczać” mikrofony na trybunie sejmowej, bo przekroczył czas o 3 minuty. Takiego Sławomira Nitrasa (ulubiony poseł do karania) spotkałaby kara finansowa.

Zapamiętana może być fraza szefa klubu parlamentarnego PO Sławomira Neumanna, który sięgnął do klasyki literatury dziecięcej, prezesa porównał do mistrza Gepetto, a jego podopiecznych do Pinokiów: „Kłamać rano, kłamać w dzień, kłamać wieczorem, a może ciemny lud to kupi. A na dole w pierwszym rzędzie siedzi wasz mistrz, Gepetto”.

Wystrugany Pinokio kłamał i kłamał, a nos mu się wydłużał, lecz się zbuntował, wymówił posłuszeństwo, w nagrodę stał się normalnym dzieckiem.

Pinokiem płci żeńskiej jest premier Beata Szydło, która niczego nie powiedziała od siebie. Same frazesy pisowskie zbudowane z tzw. przekazów dnia, nad którymi pracuje sztab PR-owców, a jej „Polska jako brzydka panna na wydaniu” nie została wszak poproszona do tańca przez żadnego z 27 absztyfikantów w trakcie słynnego szczytu w Brukseli.

Rząd Pinokiów nie został obalony. Ale debata pokazała, iż Gepetto Kaczyński jest w coraz gorszej formie intelektualnej, do tego stopnia – na co zwrócił uwagę Tomasz Siemoniak: – „Prezes mówiąc „żeby było tak jak było” cytuje sam siebie z „Ucha Prezesa”. Żeby tylko nie kazał Mariuszowi próbować kociej karmy”.

Nikt nawet nie udaje, że uznaje Szydło za Premiera

KRYSTYNA PAWŁOWICZ – „WZIĄŚĆ” JAROSŁAW KACZYŃSKI – „WYŁANCZAĆ” JĘZYK POLSKI PO DOBREJ ZMIANIE..

PiS DZIŚ STARA SIĘ UKRYWAĆ TEN FAKT, O KTÓRYM MÓWIŁ WICEPREMIER MORAWIECKI. 500+ JEST NA KREDYT!!!

>>>

PIRELLI MA JUŻ SWÓJ KALENDARZ. TERAZ CZAS NA BMW 🙂

SZOK !!!!!! OTO JAK PiS TRAKTUJE NAUCZYCIELI

Paweł Wroński („Wyborcza”) pisze, że nie budziet żadnych śmigłowców bojowych. Macierewicz rozbraja nas. Wbrew zapowiedziom szefa MON Antoniego Macierewicza do Polski nie dotrą dwa śmigłowce Black Hawk do testów. Według MON „nie ma takiej potrzeby”.

Minister Macierewicz zapowiedział zakup dwóch black hawków do końca 2016 roku w październiku podczas wizyty w Mielcu. Pojechał tam zaraz po odwołaniu kontraktu z francuskim Airbus Helicopters, producentem caracali. Obiecał załodze zakładu, że teraz MON będzie wspierał polski przemysł obronny.

Następnie MON deklarował różne liczby śmigłowców, ale zawsze miały przylecieć „dwa pierwsze”. Najpierw do końca stycznia lub „przełomu stycznia i lutego” – rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz twierdził, że opóźnienie wynikało z problemów formalnych i świąt. Następnie sam Macierewicz zapewniał, że dwa black hawki będą „na pewno do końca marca”, a powodem opóźnień był obieg dokumentów tajnych w USA.

Dzień przed upływem terminu wiceminister obrony Bartosz Kownacki stwierdził jednak, że „nie ma potrzeby zakupu helikopterów testowych”. Sam Macierewicz na konferencję nie przyszedł. Kownacki tłumaczył , że kupienie maszyn danej marki zostałoby odczytane jako preferencja w przetargu na śmigłowce.

Kownacki poinformował, że zmieniły się też warunki przetargu. Pierwotnie MON ogłosił, że chce w tym roku kupić 16 maszyn (osiem dla sił specjalnych, osiem dla ratownictwa morskiego i zwalczania okrętów podwodnych). Teraz ma być osiem dla sił specjalnych, cztery morskie i kolejne cztery morskie, jeśli ministerstwu wystarczy pieniędzy.

RAZEM! CAŁA OPOZYCJA. WSZYSCY WROGOWIE I PRZECIWNICY PIS RAZEM. ZOSTAWCIE RZECZY DROBNE. ZRÓBMY TAKA WIELKĄ NOC, ZEBY PRZESZŁA DO HISTORII

Tylko co to ma wspólnego z uzbrojeniem żołnierzy?

I ZNÓW ULAŁ SIĘ JAD. TYM RAZEM DO STRAJKUJĄCYCH NAUCZYCIELI.

W cotygniowym felietonie piątkowym Monika Olejnik pisze o naszym ukochanym wodzu Słoneczku i jego pokornych cielętach. Wydawałoby się, że PiS chce już zapomnieć o brukselskiej porażce 1:27. Nie szukano winnego tego potwornego blamażu. Ale jest ktoś, kto nie daje zapomnieć.

W poniedziałkowy poranek szef MSZ Witold Waszczykowski oświadczył nagle w TVN 24: „Doszło do fałszerstwa. Mamy dzisiaj ekspertyzy, które mówią o tym, że Tusk został wybrany w sposób, który można zakwestionować”. Minister dodał, że przedstawi je rządowi.

Wprawił w osłupienie swoich kolegów, którzy szybko zaczęli się odcinać od jego wypowiedzi. Pan minister ma niezwykłe skłonności do bycia bardziej politykiem niż dyplomatą. W „Super Expressie” powiedział, że należy ochłodzić nasze stosunki z Unią, blokować jej inicjatywy i że musimy zacząć prowadzić ostrą grę.

Jak do tej pory żaden polski minister zajmujący się sprawami międzynarodowymi nie wygłosił tylu porażających wypowiedzi. Z pogardą mówił o kobietach biorących udział w „czarnym proteście”, który nazwał sprawą marginalną, a protest – kpiną. Pouczał kobiety, że nie powinny się przebierać i wykrzykiwać głupkowatych haseł.

Minister nawiązywał kontakty dyplomatyczne z nieistniejącym państwem San Escobar. Proponował Białorusinom, żeby zaczęli oglądać TVP Polonia, a nie Biełsat. Dużym echem odbiła się jego niechęć do lewaków, wegetarian, cyklistów i tych, którzy myślą tylko o energii odnawialnej. Minister zmienia image, ale niestety to, co wyprawia, jest coraz gorsze. Tłumaczył kiedyś, że musimy odejść od „murzyńskości”.

Według Jarosława Kaczyńskiego Witold Waszczykowski jest oryginałem, takim jak Boris Johnson. Dziwne, że nie zauważa tego, że Waszczykowski szkodzi Polsce. Jeżeli trzeba uważać, bo Unia chce nas oszukać, to po jakiego grzyba jesteśmy w tej Unii, gdzie jesteśmy osaczani przez fałszerzy, dwulicowców?
Pan minister oburzony jest tym, że TW pracowali w MSZ.

Teraz będzie czyścił ministerstwo „ze złogów komunistycznych”, jak to mawiał drzewiej były pezetpeerowiec, a obecnie tropiciel układów red. Targalski. Dziwne, że panu min. Waszczykowskiemu nie przeszkadza TW „Wolfgang”, czyli ambasador w Berlinie Andrzej Przyłębski.

Kłamstwa „Wolfganga” nie przeszkadzają, bo swój. Należy tropić nieprzyjaciół. Pan Waszczykowski mówi, że albo ktoś coś sfałszował, albo że nas oszukał. Parę miesięcy temu mówił, że oszukuje nas szef Komisji Europejskiej Juncker. W sukurs Waszczykowskiemu przyszła posłanka Krystyna Pawłowicz, która napisała list do Junckera: „Pana zachowania, będące wynikiem pana choroby alkoholowej, są nie do zaakceptowania w świetle przyjętych norm kulturowych. (…)

Kompromitują nie tylko pana osobiście, ale ważny urząd, który pan piastuje w UE. Kompromitują i obrażają też obywateli państw członkowskich Unii”. Z tym temperamentem posłanka, która mówi o fladze unijnej, że to szmata, nadawałaby się na zastępczynię Witolda Waszczykowskiego.

BIZANCJUM ZAMIAST ŚMIGŁOWCÓW DLA WOJSKA. 2 MILIARDY BEZ PRZETARGU… trwa…

Waldemar Mystkowski pisze o „szczycie” Duda – Macierewicz.

„Geniusz” Jarosława Kaczyńskiego jest nie do przecenienia. Czego się nie dotknie, to rozwiąże problem. Niechętni prezesowi (w tym także czasami ja), twierdzą, że wszystko niszczy i psuje. Psuje, ale czy wszystko?

Oto wydawałoby się, że nie do rozwiązania jest konflikt Andrzej Duda – Antoni Macierewicz. Prezydent jako bezwolny polityk doprowadził sprawowany urząd do stanu fasady, nie jest strażnikiem Konstytucji, jest strażnikiem woli prezesa.

Z kolei Antoni Macierewicz zdemolował dowództwo Wojska Polskiego, prawie 100 proc. dowódców generałów pożegnał bądź sami się pożegnali. Nie zostały zakupione śmigłowce bojowe, jego zastępca Bartosz Kownacki wzruszył ramionami: „a po co?” Wypisani zostaliśmy z obronności UE, z Eurokorpusu.

Duda nie wytrzymał i list napisał do ministra Macierewicza, aby stawił się u niego, bo on jest zwierzchnikiem sił zbrojnych i ministra obrony, który administruje WP. Obserwujemy ten konflikt z zażenowaniem, zagranica ma ubaw, na pewno Kreml, ale nie NATO.

Oto w ten konflikt wkroczył „pan” poseł Kaczyński i swoim geniuszem sięgnął do złotego środka, wskazał winnego. A nie jest nim ani Duda, ani Macierewicz, tylko… Konstytucja. „Napięcia są nieuniknione ze względu na fatalny kształt polskiej Konstytucji” – powiedział Kaczyński. Fatalna jest Konstytucja. Nie jest fatalny prezydent, nie jest fatalny minister.

Z tego wniosek jest taki, że prezesowi nie przeszkadza, że prezydent zrezygnował z prerogatyw zapisanych w Konstytucji (bo jest „fatalna”), ani nie przeszkadza Macierewicz, który pracowicie demoluje Wojsko Polskie.
Zatem konflikt zostanie pozamiatany pod dywan, będzie mamienie opinii publicznej o wirtualnym zakupie uzbrojenia. Po zerwaniu kontraktu na zakup Caracali, miały być zakupione 3 śmigłowce Black Hawk, 3 łodzie podwodne. Dzisiaj Macierewicz oznajmił, że kupi osiem baterii Patriot.

Macierewiczowi nic się nie stanie, bo jest potrzebny do klajstrowania mitu smoleńskiego, do nowej teorii zamachowej, która zostanie na dniach ogłoszona. Aberracja będzie coraz większa, jak to obrazowo nazwał w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” polityk PO Krzysztof Brejza: – „Mongołowie wtargnęli do Polski i nie można się na nic oglądać”.

Prezes dla swojej szarańczy zawsze znajdzie usprawiedliwienie, a to wina Tuska, a to wina fatalnej Konstytucji. Ci Mongołowie wszystko dokumentnie niszczą. Musimy znaleźć adekwatną odpowiedź na to, że „nie możemy się już na nic oglądać”, bo rozpirzą nam ojczyznę.

I JESZCZE SŁOWO LISA O DEFORMIE

Kleofas Wieniawa pisze o „ingerencji” prezesa w konlikt Duda – Macierewicz.

Spotkanie Duda – Macierewicz było skazane na sukces. Jak to ujął „zgrabnie” prezydent Andrzej Duda” „Uzyskałem zapewnienie…”

Jak uzyskał zapewnienie, to wszystko jest OK. Caracali, ani black hawków nie ma, wychodzimy z Eurokorpusu, niemal 100 proc. dowódców odeszło z wojska, bojówki WOT są formowane. Duda: „Jestem zadowolony z dzisiejszego spotkania…”

Nie miał innego wyjścia. Bo przed tym spotkaniem na szczycie Jarosław Kaczyński wskazał winnego konfliktu Duda – Macierewicz. A winna jest- konstytucja.

Czyli winny jest pośrednio Duda, bo to on jest strażnikiem konstytucji. Prezesowi „panu” posłowi Kaczyńskiemu: „Nie podoba się polityka epistolarna”.

Kto tę politykę zaczął? Duda. To kolejna poszlaka, kto jest winien. Wywiady i przemowy Kaczyńskiego zaczynamy czytać, jak w komunie I sekretarzy, poprzez aluzje, analogie i ciągi logiczne.

Przy czym u Kaczyńskiego występuje ten problem, że on nieskładnie mówi po polsku, w zdaniu złożonym zwykle dopuszcza się nielogiczności w drugiej jego części, nie panuje nad wypowiedzią.

Sukces więc jest odnotowany, tym razem Duda go ogłosił, podporządkował się Macierewiczowi, bo tak prezes nakazał. Abdykacja Dudy na tej linii frontu jest oczywista.

Prezes zaś udzielając się tak medialnie, pokazuje, że sondaże napędziły mu stracha. Mam dla prezesa niedobrą wiadomość, sondaże będą leciały w dół, bo eskalacja konfliktów i nienawiści będzie postępować. Zaś liczba błędów PiS wzrastać.

Dużo zależy od opozycji i lewicy, gdyby PO i Nowoczesna potrafiły się skonsolidować, a lewica zjednoczyć, już dzisiaj PiS zobaczyłby w sondażach wolę suwerena.

Kaczyński ponarzekał jeszcze na media, w których ponoć nie ma równowagi. Tak! Nie ma równowagi w mediach pisowskich, dawniej publicznych, nie można tv i radia oglądać i słuchać, w treści i formie są jak gadzinówki, zdecydowanie bardziej nieobiektywne niż w PRL.

Ale mamy sukces. Inny niż sukces na szczycie w Brukseli – 1:27, bo w naszym gumnie.

PILNE: DUDA ODWOŁANY PRZEZ MACIEREWICZA

>>>