Czarownice, 01.11.2015

 

Tak Wszechpolacy walczą z Halloween. „Zamiast nosić strój idioty, odwiedź grób polskiego patrioty”

Wszechpolacy walczą z Halloween.
Wszechpolacy walczą z Halloween. Screen z Facebook.com/Wszechpolacy

Młodzież Wszechpolska od kilku dni prowadzi antyhalloweenową akcję. Wszechpolacy nakłaniają do tego, żeby zamiast wycinania w dyni, wystawić znicz narodowym bohaterom. Przekonują, że Halloween wpisuje się w porządek „zachodniej antytradycji”. Nie owijają w bawełnę – według młodych działaczy ci, którzy oddają się hallowenowemu szaleństwu, stoją po stronie „potępionych”.

Młodzież Wszechpolska ukuła nawet zgrabną rymowankę na tę okoliczność, która piętnuje coraz bardziej popularne przebierane imprezy z okazji Halloween. „Zamiast nosić strój idioty, odwiedź grób polskiego patrioty” – piszą na jednej z grafik, która promuje akcję.

Na innej grafice Wszechpolacy znowu dzielą społeczeństwo. Oprócz podziału na „potępionych” i „zbawionych”, narodowcy sugerują, że ci, którzy bywają na halloweenowych zabawach, nie są prawdziwymi Polakami. „Nie mów, że czujesz się Polakiem – ale żyj, jak Polak”– piszą.

Nie wszystkim pomysł Wszechpolaków przypadł do gustu, a na ich oficjalnym profilu, gdzie prowadzili swoją antyhalloweenową kampanię pojawiały się również głosy krytyki. „Wyluzujcie ! Dzisiaj myłem groby, stawiałem świeczkę i kwiaty na opuszczonym grobie, a po południu rozdałem dzieciakom 2,5 kg cukierków. Natomiast jutro spotykamy się całą rodziną na grobach dziadków i w Gdyni postawię znicz ” marynarzom, którzy odeszli na wieczną wachtę. Przestańcie p….ć bo sie wypisze z tej grupy” – stwierdził dosadnie jeden z użytkowników.

takWszechpolacy

naTemat.pl

Prof. Piotr Gliński: Donald Tusk wydał na siebie historyczny wyrok
01.11.2015
– Tak mogą postępować najwyżej kacykowie republiki bananowej i do tego poziomu zszedł pan Tusk – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” prof. Piotr Gliński, kiedyś kandydat na premiera technicznego rządu PiS. Jego zdaniem Donald Tusk „wydał na siebie historyczny wyrok”, opuszczając Polskę z dnia na dzień i udając się do Brukseli.

Po tej wypowiedzi na temat Tuska, prof. Gliński został zapytany o to, czy „Tomasz Arabski (były szef kancelarii premiera, obecnie ambasador Polski w Hiszpanii i Andorze – red.) powinien się już pakować”. – Myślę, że tak. Odegrał bardzo szczególną i jednoznacznie złą rolę w tragicznym wydarzeniu, jakim była katastrofa smoleńska – odpowiedział. Dodał, że ktoś taki „nie może być ambasadorem Rzeczypospolitej”.

Prof. Gliński mówił także o planach PiS na najbliższe 4 lata rządów. W rozmowie z „Rzeczpospolitą” zapewnił, że jego ugrupowanie „nie ruszy KRUS”. Przyszły poseł (prof. Gliński zdobył podczas ostatnich wyborów wystarczające poparcie, by dostać się do Sejmu – red.) dodał, że on sam jest zwolennikiem „wyprowadzenia z KRUS przedsiębiorców, ale to też nie jest proste”. Zapowiedział też, że PiS chce pomóc rolnikom w opłacie ubezpieczeń. – (Oni) często są nie ubezpieczają, bo są za słabi i państwo powinno im w tym pomóc, biorąc na siebie część odpowiedzialności – mówił.

Oprócz zmian w KRUS, PiS chce, by leki dla seniorów powyżej 75 lat były za darmo. Koszt wprowadzenia tego rozwiązania prof. Gliński ocenił na około pół miliarda złotych rocznie. Dodał, że jego partia przewiduje też likwidację Narodowego Funduszu Zdrowia. – Część szpitali miałaby podlegać ministerstwu, reszta wojewodom. Ten system powinien zaspokoić potrzeby pacjentów, zmniejszyć kolejki – powiedział.

WP.pl

Polską gminę mają promować… czarownice. Ale są wątpliwości: „Ta historia ma tragiczny finał”

dt, PAP, 31.10.2015

Rycina przedstawiająca proces czarownic z Salem

Rycina przedstawiająca proces czarownic z Salem (Fot. Wikipedia)

Po procesie z 1775 roku, w którym stracono 14 rzekomych czarownic, niewielka gmina Doruchów k. Ostrzeszowa w Wielkopolsce zyskała miano polskiego Salem – miasteczka czarownic. Wśród samorządowców i mieszkańców nie ma jednak zgody, czy historię sprzed 240 lat należy wykorzystać do promocji gminy.

Proces czarownic w Doruchowie uznaje się za ostatni przeprowadzony w majestacie prawa na ziemiach polskich. Formalnym zakończeniem tych praktyk była w Polsce konstytucja Sejmu Warszawskiego z roku 1776, zakazująca stosowania tortur oraz karania śmiercią w sprawach sądzenia o czary.

Najgłośniejszy proces czarownic odbył się pod koniec XVII wieku w amerykańskiej miejscowości Salem. Kilka wieków później to niewielkie miasteczko stało się prężnym ośrodkiem turystycznym, a o czarownicach powstały dziesiątki filmów i seriali telewizyjnych. Doruchów takiego boomu nie doświadczył, ale tu też o procesie nie zapomniano.

Gdy blisko 40 lat temu w Doruchowie zorganizowano pierwsze plenerowe widowisko upamiętniające wydarzenia z XVIII wieku, obecny wójt gminy Józef Wilkosz wcielił się w rolę sędziego. Dziś zapowiada, że w przyszłym roku, kiedy będzie tworzona nowa strategia promocyjna, samorządowcy ponownie rozważą wykorzystanie w niej wydarzeń z przeszłości. Zaznacza jednak, że zarówno wśród badaczy tego zagadnienia, jak i mieszkańców Doruchowa, zdania są podzielone. Spory dotyczą zarówno faktów sprzed lat, jak i tego, czy wypada w działaniach promocyjnych odwoływać się do tragedii – nawet tak odległej w czasie.

Wszystko zaczęło się od rady znachorki

Wszystko zaczęło się – jak powiedział dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury Ryszard Mazur – od bólu palca i poskręcanych w kołtun włosów miejscowej dziedziczki. – Prawdopodobnie wynikało to po prostu z braku higieny. Kiedy medyk nie rozpoznał przyczyny choroby, postanowiono zapytać o radę znachorkę, która miała powiedzieć: „Wiedźmy, cioty kołtuna zadały, Dobra z nich najpierwsza” – opowiadał.

Dobra była wzorową gospodynią, której – w tym przypadku, na nieszczęście – powodziło się nad wyraz dobrze. Stwierdzono więc, że musi mieć konszachty z diabłem. – Znachorka wskazała sześć kobiet z Doruchowa. Resztę na zasadzie „samooczyszczenia się” okolicy wytypowano z pobliskich miejscowości i przed sądem stanęło 14 kobiet. Zgodnie ze scenariuszem przesłuchań poddano je próbie wody, następnie żelaza – torturom, podczas których m.in. wyłamywano kości ze stawów – podkreślił Mazur.

Kobiety uwięziono w pozycji klęczącej w drewnianych beczkach z otworami, na których widniał napis odganiający złe moce – „Jezus, Maria, Józef”. Podstawowymi atrybutami sędziów podczas przesłuchań były butelka wódki i krucyfiks z dwiema świeczkami. Sędziowie, posiliwszy się, mieli zadawać „standardowe” pytania: „Gdzie nauczyła się czarować? Od kogo?”.

11 kobiet przyznało się do winy i prawomocnym wyrokiem zostały skazane na spalenie na stosie. Trzy z nich zmarły w trakcie przesłuchań. Następnie w towarzystwie zakonników przewieziono je na tzw. wzgórze czarownic mieszczące się na trasie z Doruchowa do Kępna, ok. 1 km za obecnym urzędem gminy.

„Temat jest nie do końca jednoznaczny i zdania są bardzo podzielone”

– Dopiero po podpaleniu stosu ludzie zaczęli się zastanawiać, jakiej to zbrodni dopuścił się dziedzic; na początku było to dla nich widowisko. Jedyną pozytywną postacią był wtedy ksiądz Józef Możdżanowski, który konno wyjechał do króla Stanisława Augusta prosić o interwencję. Do Warszawy jest jednak ponad 300 km, więc jak wrócił, zastał już tylko zimny popiół – mówił Mazur.

Później torturowano także córki domniemanych czarownic. W wyniku tych wszystkich zdarzeń żona dziedzica zachorowała psychicznie, a on sam – aby odkupić winę – ufundował parafii złotą monstrancję.

Niemcy rehabilitują czarownice. A Polacy?

Pierwsza pisemna wzmianka o procesie w Doruchowie ukazała się 65 lat po tamtych wydarzeniach na łamach jednego z periodyków. Była to relacja naocznego świadka, bratanka ówczesnego proboszcza miejscowej parafii. W 1976 roku odbyło się natomiast pierwsze widowisko plenerowe o tamtych wydarzeniach pt. „Pożegnanie z diabłem i czarownicą”. Właśnie w tym spektaklu sędzią był dzisiejszy wójt Doruchowa. – Temat jest nie do końca jednoznaczny i zdania są bardzo podzielone – mówi dziś wójt, pytany, czy Doruchów chce być „polskim Salem”.

Nie każdemu podoba się taki pomysł na promocję. „To trochę delikatny temat”

Jednym z pomysłów na przypomnienie o tamtych wydarzeniach mogłoby być muzeum czarownic. Sekretarz gminy Tomasz Bugaryn przyznaje, że odwołanie do historii sprzed 240 lat mogłoby się stać elementem promocji i sposobem na przyciągnięcie turystów. – To jest niewykorzystany potencjał i na pewno element, który można wykorzystać – powiedział sekretarz gminy, podkreślając, że wymagałoby to konsultacji z mieszkańcami, przeznaczenia na ten cel odpowiednich środków oraz nagłośnienia inicjatywy. Na razie pomysł bardziej podoba się ludziom spoza Doruchowa niż części jego mieszkańców i samorządowców.

– Zastanawiamy się, czy to byłby rzeczywiście dobry wizerunek, żeby dziś promować się na kanwie tamtej historii, nawet gdyby traktować ją nieco żartobliwie – dodał Bugaryn. Nad wykorzystaniem potencjału historii z 1775 roku zastanawia się też Ryszard Mazur, przyznając, że to – jak mówi – „trochę delikatny temat”. – Proces był typowym polowaniem na czarownice, czyli po prostu arogancją władzy, w wyniku której niewinne kobiety stały się ofiarami – wskazał.

Zdaniem szefa ośrodka kultury Doruchów może być przykładem miasta, które – stawiając m.in. na poprawę infrastruktury i inne sprawy ważne dla jakości życia mieszkańców – nie docenia swej regionalnej historii i kultury. Podobnego zdania jest także pochodząca z Doruchowa Justyna Ptak, która uważa, że mieszkańcy nie powinni się tej historii wstydzić. – Nie był to oczywiście czyn chwalebny, ale przecież nikt z nas nie brał w nim bezpośredniego udziału. To ciekawa historia, a tak naprawdę nikt z mieszkańców dokładnie nie wie, jak i gdzie odbywała się egzekucja – powiedziała.

– O historii czarownic mówiło się w szkole na lekcjach historii, ale poza tym epizodem mam wrażenie, że jest ona pomijana. A szkoda, bo uważam że ten fakt z przeszłości mógłby zainteresować turystów. O tym, że ta historia jest intrygująca, mogłam się przekonać kilka lat temu, kiedy sama brałam udział w rekonstrukcji tamtych wydarzeń. Spektakl na świeżym powietrzu przyciągnął tłumy widzów – powiedziała Justyna Ptak.

Sceptycy wskazują natomiast, że historia – choć ciekawa – miała bardzo tragiczny finał i nie byłoby dobrze, gdyby Doruchów kojarzył się tylko z czarownicami. – Wydaje się, że teraz już nikt nie żyje tą historią, jest to traktowane z lekkim przymrużeniem oka. Ale może jesteśmy w błędzie – powiedział sekretarz gminy, tłumacząc pojawiające się różnice zdań. Decyzje o tym, czy czarownice zostaną wpisane do strategii promocyjnej gminy, mają zapaść w przyszłym roku.

Pomysł upamiętnienia i wykorzystania czarownic w promocji miasta pojawiał się już wcześniej m.in. w Czeladzi (Śląsk) czy Gorzuchowie (Wielkopolska). We wrześniu z inicjatywą stworzenia pomnika czarownicy wyszła poznańska radna osiedlowa Ewa Łowżył. Takie inicjatywy są przez antropologów kultury określane przejawem „rehabilitacji czarownic”, czyli przywrócenia dobrego imienia osobom niesłusznie skazanym za czary.

straconoTam14Kobiet

wyborcza.pl