Lis (19.10.2015)

 

Tłumaczenia blogerki po ataku na Lisów: „Ktoś włamał się na moje konto”. Sprawą zajmują się prawnicy

WB, 19.10.2015
„Wobec autorki wpisu zostały podjęte kroki prawne, sprawą zajmują się prawnicy” – powiedziała Hanna Lis w rozmowie z portalem WirtualneMedia. Chodzi o komentarze dotyczące rzekomych „skłonności pedofilnych” Tomasza Lisa. Tymczasem blogerka tłumaczy, że wpisy dodawał ktoś inny.

Hanna i Tomasz Lisowie

Hanna i Tomasz Lisowie (Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta)

Po wywiadzie Tomasza Lisa w „Gazecie Wyborczej”, dziennikarz padł ofiarą zmasowanego hejtu internetowych trolli. Tym razem jednak zaatakowano w prawdziwie perfidny sposób nie tylko samego Tomasza Lisa (nazwano go „pedofilem”), ale też jego żonę i córki.

Pojawiły się insynuacje na temat ich rzekomych uzależnień. „Pan Lis niech uważa na swoje córki, bo ludzie plotkują coraz bardziej” – napisała Irena Szafrańska, prawicowa blogerka. Potem było już tylko gorzej. Do nagonki dołączyli kolejni.

Sprawa dla prawników

Hanna Lis – dziennikarka i żona Tomasza Lisa – wdała się w dyskusję. Odpowiadała na każdy atak, co podsycało jeszcze bardziej atmosferę. Też używała mocnych słów („O pani esbeckich skłonnościach wiedziałam od jakiegoś czasu. Teraz dowie się prokuratura”).

W rozmowie z „Wirtualnymi Mediami” Lis poinformowała, że sprawą zajmują się prawnicy i od ich decyzji zależy dalsze postępowanie. „Pani Irena Szafrańska nie jest osobą prywatną i anonimowym użytkownikiem Twittera. To jest osoba, która występuje jako komentator publicystyczny na antenie Telewizji Republika” – dodaje.

Włamanie na konto

Z kolei Szafrańska ogłosiła, że padła ofiarą hakerów. „Ktoś włamał się na moje konto zmieniając hasło” – napisała. Zablokowała też swoje konto tak, że czytać jej wpisy mogą tylko osoby przez nią zweryfikowane.

Lis: Nie uciszycie mnie

Zareagował też Tomasz Lis. „Polskę zalewa fala nienawiści, największa od 1968 roku. Największy i jedyny życiowy sukces Kaczyńskiego” – napisał na Twitterze.

Wcześniej, w tekście „Nadchodzą”, opublikowanym w serwisie NaTemat.pl, napisał: „Nie histeryzuję, przeciwnie, z jakimś, może masochistycznym nastawieniem, wszystko to przyjmuję spokojnie”.

Wymienił wszystkie oskarżenia, jakie o sobie przeczytał: o tym, że jest agentem WSI, że jego ojciec to syn enkawudzisty, że jego ojciec zabijał Polaków. „Po co ta wyliczanka, powie ktoś” – pisze Lis. „By w razie kolejnych ataków, mieć przed sądem dowód, stwierdzałem jasno, a mimo to insynuowali i kłamali. Tyle” – wyjaśnia.

Dodał, że boi się wyłącznie o Polskę, a nie „fabrykowanych internetowych brudów” na swój temat. „Nie uciszycie mnie. Wręcz przeciwnie” – zakończył.

Co spowodowało tak ostrą dyskusję?

„Szaleństwo nienawiści” i „mroczne strony” Kaczyńskiego

W wywiadzie dla „Magazynu Świątecznego” „Gazety Wyborczej” Tomasz Lis skrytykował PiS i prezesa Kaczyńskiego, którzy najpewniej przejmą władzę po wyborach parlamentarnych.

„Wirtuozem gry na czarnych klawiszach polskiej duszy okazał się Jarosław Kaczyński. On je czuje, rozumie, nazywa i używa. Tej muzyce, temu szaleństwu nienawiści i mrocznych stron sprzyja nowoczesna technologia” – mówił Lis.

 

hannaLisNieOdpuści

gazeta.pl

„Wścibska baba, która grzebie w życiorysach innych”. Kim jest Irena Szafrańska, która pisała o córkach Tomasza Lisa?

Sprawą jej tweeta zajmują się prawnicy.
Sprawą jej tweeta zajmują się prawnicy. Fot. Screen/youtu.be/YFLWMVmhh80

Można powiedzieć, że jest gwiazdą, czy celebrytką, prawicowego Twittera. Wszędzie, gdzie się pojawia jako komentatorka, dziennikarze traktują ją z ogromnym namaszczeniem. Ostatnio głównie w telewizji Republika, ale bywała też gościem Niezależnego Dziennika Internetowego z Lublina, działa na Facebooku, prowadziła blogi m.in. na stronie ”Gazety Polskiej” w Lublinie i Wprost24, teraz w Republice Blogerów. Mówi o sobie, że jest resortowym dzieckiem, wierzy w spiski i – jako kobieta – ma prawo do irracjonalnego myślenia i intuicji. Czy czasem ta intuicja jednak jej nie zawodzi?

Przy okazji wpisu o Tomaszu Lisie i jego córkach Irena Szafrańska niemal wszędzie była przedstawiana jako znana prawicowa blogerka. Rzeczywiście, wyłącznie wśród tego audytorium. Bo w czasie weekendu ciągle padały pytania, kim ta osoba tak naprawdę jest: „Widziałeś jej zdjęcie? Ona ma z 50 lat!” ”Słyszałaś coś o niej?”. Mało, kto słyszał.

Nawet w Lublinie, gdzie podobno mieszka i gdzie na portalu lublin.com.pl (Niezależny Dziennik Internetowy) prowadziła swój program (do obejrzenia na YouTube) lokalni dziennikarze nigdy nie słyszeli jej nazwiska. Próbuję w kilku miejscach. Proszą, by zadzwonić za chwilę, dowiedzą się. Bezskutecznie. Ba, jej filmiki nagrywane w Lublinie odnotowywały zaledwie od 300 do tysiąca wyświetleń.

Ale widać, że w prawicowych kręgach Irena Szafrańska ma duże poważanie. Pod jej starymi wpisami czy blogami internauci piszą ”dziennikarka”, a prowadzący program w TV Republika sam zwraca się się do niej ”pani redaktor”, przedstawia jako publicystkę. Łączy się z nią przez Skype’a, byle tylko blogerka skomentowała najnowsze wieści z kraju. – Posiedzenie rady Twittera polskiego w telewizji Republika uważam za otwarte! – tak rozpoczyna z nią rozmowę. Widać, jak bardzo liczą się z jej tweetami, z tym, co pisze na blogach.

Nagroda Forum Ekonomicznego dla Jarosława Kaczyńskiego to przełom. Oznacza, że biznes zna wyniki wyborów 25.X i je akceptuje. I nie jest to kwestia sympatii, lecz chłodnej kalkulacji wynikającej z oceny ryzyka biznesowego. Ta grupa nigdy się nie myli i obstawia jak Bolek totka. Musi być dużo gorzej niż nam się zdaje. To nie jest zwykłe hołd lenny. Czytaj więcej

Kobieta z doświadczeniem
Irena Szafrańska nie jest młodą osobą. Sama pisała na swoim blogu: ”Jestem kobietą. Mam swoje lata, swoje doświadczenia i przyzwyczajenia”. Niewiele wiadomo o jej życiu. Oprócz tego, że dawno temu była współpracownicą Marka Króla, ówczesnego redaktora naczelnego ”Wprost” i dawnego sekretarza KC PZPR. Szafrańska nie wypowiada się o nim inaczej, jak o przyjacielu.

Szczególnie pragnę podziękować dwóm wspaniałym dziennikarzom i moim wielkim przyjaciołom: Markowi Królowi i Staszkowi Janeckiemu. To od was uczyłam się jak patrzeć na rzeczywistość. Czytaj więcej

Co jeszcze o niej wiemy? Że przez 10 lat pracowała dla dużej organizacji przedsiębiorców. Że jej ojciec pracował w Ministerstwie Bezpieczeństwa, a ona nie miała o tym zielonego pojęcia. – Jestem Irena Szafrańska, resortowe dziecko – przyznała w programie Niezależnego Dziennika Internetowego z Lublina. A potem tłumaczyła, co ją upoważnia do tego, aby – tu cytat – ”nienawistnie grzebać w życiorysach”.

Ponieważ ja grzebałam w moim życiorysie, w mojej świętej pamięci ojca, mam do tego prawo. I mam prawo wyciągać własne wnioski. Miałam taką potrzebę, żeby sama rozliczyć się z własną przeszłością. To był mój krzyż, który będę niosła do końca życia. Czytaj więcej

Otwarcie mówi o tym, że szukała w teczkach IPN ludzi, z którymi stykała się dzieciństwie. Osoby, które kiedyś były furmanami, czy zajmowały się wypasaniem bydła, a potem za PRL znajdywały sobie ”lekką robotę”.

Kiedy mieszkałam w Poznaniu mojego ojca odwiedzał bardzo dystyngowany pan. Znałam tylko jego imię i nazwisko i widziałam, że jest na bardzo wysokim stanowisku. Po latach postanowiłam sprawdzić, kim był. To był jeden z największych katów lubelskiego UB. W 1956 roku był katem robotników w Poznaniu, potem go przeniesiono.

Wyciąga takie szczegóły…
Ktoś napisał w sieci, że to wścibska baba. Rzeczywiście, wystarczy posłuchać kilku rozmów z nią – wyciąga tyle szczegółów z życia innych, rzuca datami, nazwiskami, liczbami, doszukuje się między nimi mnóstwa powiązań…

Roman Giertych był przez 1,5 roku pełnomocnikiem Marii Nowińskiej, czyli pierwszej żony Janusza Palikota, wówczas barona Platformy Obywatelskiej. Kiedy jej małżonek dostał się do polityki, pani Nowińska nie mogła znaleźć sobie żadnego pełnomocnika, ponieważ wówczas nikt nie chciał się podjąć reprezentowania jej interesów. Wpadła na pomysł współpracy z Romanem Giertychem, gdyż wtedy sądziła, że jest on skonfliktowany z jej małżonkiem…. Czytaj więcej

O sobie też lubi mówić. Na przykład, że wychowywała się w Wielkopolsce, w Poznaniu spędziła najważniejsze lata życia i że częściowo została jej jeszcze tamta mentalność. Mówi też, że jako kobieta ma prawo do irracjonalnego myślenia i prawo do intuicji. A także, że nie wierzy w teorie spiskowe, ale wierzy w spiski.

Gdy zmarł Jan Kulczyk, napisała na Twitterze: ”Miliarderzy nie umierają śmiercią naturalną w skutek przebytych operacji.— Irena Szafrańska (@ISzafranska) July 29, 2015”. A po ostatnich wyborach samorządowych w lubelskim programie powiedziała: ”Chciałam powiedzieć, że dnia 16 listopada 2014 roku skończyła się w Polsce demokracja, a zaczęła demokratura. Nasze życie będzie polegało na tym, że będziemy chodzili do wyborów. One będą nazywane wolnymi, ale z urny będzie wyskakiwał taki wynik, jaki władza między sobą ustali”.

Jej komentarze oczywiście najczęściej można przeczytać w portalach typu wpolityce.pl, czy niezależna.pl.

• Drodzy Państwo, z dnia na dzień przekonujemy się, że Polską rządzi kobieta, dla której 65 IQ to nieosiągalne wyzwanie.
•#macierewicz lepiej żeby siedział w tej szafie, bo psuje kampanię Jondrusiowi Dudzie. Irena Szafrańska (@lSzafranska) March 27, 2015.

Podobno pasjami ogląda Herkulesa Poirota i uwielbia angielskie ”powieści detektywne”. Teraz twierdzi, że nie ona jest autorką słynnego tweeta, w którym napisała o córkach Tomasza Lisa. To ktoś inny miał podszyć się pod jej konto. Sprawą zajmują się już prawnicy. Prawdziwa ”detektywna story”.

 

naTeamt.pl

 

 

 

 

Prezydent Duda i „choroby uchodźców” na nagłówkach światowych mediów. „Skojarzenia z retoryką nazistowską”

wah, 19.10.2015

Portale na całym świecie wspomniały słowa prezydenta Dudy. Na zdjęciu -

Portale na całym świecie wspomniały słowa prezydenta Dudy. Na zdjęciu – „The Times of India”

Media na całym świecie – w tym nawet w Indiach oraz Singapurze – zauważyły słowa prezydenta RP Andrzej Dudy, który stwierdził, że „państwo powinno zabezpieczyć obywateli przed epidemią z zagranicy”. Katarska al Dżazira mówi o „skojarzeniach z retoryką nazistowską”.

Prezydent Andrzej Duda mówił o chorobach w niedzielę w TVN24. – Państwo powinno zabezpieczyć obywateli przed epidemią z zagranicy i mamy prawo zadawać pytania, czy rząd jest na to przygotowany – odpowiadał Duda, pytany o niedawne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na temat uchodźców.

– Jeżeli rząd się na to zgadza [na przyjęcie uchodźców], to ja bym chciał, żeby rząd odpowiedział na pytanie, czy jest na różne okoliczności w związku z tym przygotowany, czyli czy Polacy są dzisiaj należycie zabezpieczeni, choćby także i pod takim względem, pod względem epidemiologicznym – dodawał.

Prezydent przywołał też publikację z medycznego periodyku „Lancet”, w którym – jak mówił – „niemieccy lekarze opisywali przypadki choroby Heinego-Medina, które właśnie przychodzą ze strony Azji i są dzisiaj bardzo trudne do wyleczenia”.

Depesza AFP obiega świat

Słowa Dudy o „zagrożeniu epidemią” zostały prawie natychmiast wyłapane przez zagraniczne agencje prasowe. „Polski prezydent ostrzega, że migranci mogą spowodować epidemię” – zatytułowała depeszę francuska AFP.

„Duda powiedział, że jego rząd powinien przedsięwziąć kroki, by chronić swoich obywateli, jeśli przyjmą migrantów, gdyż mogą przynieść ‚możliwą epidemię'” – pisze dziennikarz AFP. „Duda powtórzył słowa prezesa populistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość, który wcześniej mówił o tym, że migranci przynieśli ‚cholerę na wyspy greckie oraz dyzenterię do Wiednia'” – dodaje. Podkreśla także, że słowa Dudy mogą być problematyczne dla Donalda Tuska, który jako „prezydent UE krytykował stawianie płotów przed migrantami przez europejskie państwa”.

Wkrótce depeszę opublikowały serwisy internetowe na całym świecie, w tym tak odległe geograficznie od Europy jak Indie, czy Singapur.

Al Dżazira: Budzi skojarzenia z retoryką nazistowską

Własny materiał przygotowała telewizja al Dżazira. Nadająca z Kataru stacja dociera do 130 mln ludzi na świecie, w tym do 40 mln w krajach arabskich. „Apel Andrzeja Dudy, by zapobiec wybuchowi chorób, budzi skojarzenia z retoryką nazistowską” – napisała stacja na swojej stronie internetowej. Al Dżazira dodała równocześnie, powołując się na raport Światowej Organizacji Zdrowia z września, że „wbrew temu co twierdzi Duda, WHO nie stwierdziła związku pomiędzy migracją a chorobami zakaźnymi”.

„Choroby zakaźne nie zostały jednak wyeliminowane i są wciąż obecne w Europie, niezależnie od migracji. Ryzyko importu do Europy egzotycznej i rzadkiej choroby – takiej jak ebola, wirus marburg, wirus Lassa czy bliskowchodniego syndromu oddechowego [MERS] – jest ekstremalnie niskie” – dodaje stacja.

Niemcy: Duda wskoczył do wyborczego pociągu

Wypowiedź Dudy przedrukowała także niemiecka agencja dpa, z której korzystają główne serwisy w Niemczech, Austrii oraz w Szwajcarii. Przytaczając słowa Dudy, dpa skupia się na nadchodzących wyborach w Polsce i pisze, że powtarzając antyimigrancką retorykę Jarosława Kaczyńskiego, „Duda wskakuje do wyborczego pociągu”. Przypomina też, że opozycja krytykowała przyjęcie 7 tys. uchodźców przez Polskę.

O słowach polskiego prezydenta piszą m.in. główny dziennik ekonomiczny Niemiec „Handelsblatt”, dziennik „Die Welt”, „Stern”, czy austriackie serwisy radiowe „OFR”.

„Proszę przytoczyć dokładny moment, kiedy to powiedział”

Na informacje zagranicznych agencji zareagował na Twitterze Marek Magierowski, do niedawna dziennikarz „Do Rzeczy”, a teraz ekspert ds. dyplomacji publicznej w Kancelarii Prezydenta RP. Na Twitterze zażądał od agencji AFP „zaznaczenia dokładnego momentu, gdy prezydent Duda powiedział, że migranci mogą przynieść epidemię”.

W kolejnych wiadomościach w dyskusji z użytkownikami Magierowski nazwał również depeszę AFP „manipulacją”:

Zobacz także

prezydentDudaIchorobyUchodźców

wyborcza.pl

Historia Polski według Hollywood czy Mosfilmu

Tadeusz Sobolewski, 19.10.2015

Jarosław Kaczyński na premierze filmu

Jarosław Kaczyński na premierze filmu „Mgła” (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)

Jarosław Kaczyński jak z rękawa sypie nowymi pomysłami mającymi uczynić z Polski „wyspę wolności w Europie i świecie”. Ostatnio wziął się do kina. Proponuje „zebrać pieniądze na jeden-dwa wielkie hollywoodzkie filmy, które pokażą, jak w Polsce było naprawdę w czasie II wojny światowej”. Nic prostszego, jak wynająć „wielkich aktorów i wielkich, znanych w świecie reżyserów”, żeby zrobili film pod dyktando PiS. Ciekawe, kto dałby się skusić. Clint Eastwood? Paul Thomas Anderson? David Fincher? Steven Spielberg? Za tym chwytliwym i, zdawałoby się, niewinnie brzmiącym pomysłem prezesa partii kryją się mętne założenia.

Po pierwsze – że wielkość da się kupić i „zorganizować”. Po drugie – że historia zaczyna się dziś i dopiero my raz na zawsze pokażemy, jak było naprawdę.

W medialnym szumie na prawicowych portalach po premierze fabularyzowanego dokumentu o rotmistrzu Pileckim, który przekazał aliantom plany obozu w Auschwitz, a po wojnie został zamordowany przez UB, uporczywie przewija się wyjęte z kontekstu zdanie wypowiedziane przez Pileckiego po wojnie w komunistycznym więzieniu: „Oświęcim to była igraszka. Tu zabija się nawet nadzieję”. W ustach PiS-owskich działaczy zdanie: „Oświęcim to była igraszka”, nabiera niezamierzonej przez autora groźnej wymowy. Dołącza się do tego zdanie aktora Marcina Kwaśnego, że dziś „wyklętymi są ci, którzy nie boją się nazywać rzeczy po imieniu, nie chcą żyć w kłamstwie”. Od słowa do słowa okazuje się, że w tej pseudopatriotycznej kampanii chodzi nie tyle o dobre imię Polski, ile o „prawdziwych Polaków”, którymi jesteśmy „my”, w przeciwieństwie do jakichś „onych”, na przykład tych, którym podobało się „Pokłosie” lub „Ida”. I choć sam prezes w tym, co głosi, nie daje się broń Boże przyłapać na żadnym „hejcie” – wciąż apeluje o zgodę, walcząc o dobro wszystkich Polaków – to przecież równolegle, nie bez związku z tym, co głosi, jakby na tej samej „patriotycznej” fali, płynie niewiarygodnie brutalny internetowy atak na Olgę Tokarczuk. Stwarza wrażenie spontanicznego „głosu narodu” (jakby nagle tysiące internautów przypomniały sobie mailowy adres pisarki).

Z którejkolwiek strony nie dotknąć tych odnowicielskich postulatów kulturalnych, zawsze natrafimy na jakiś fałsz, jakąś manipulację.

Ze słów prezesa PiS wyłania się wizja Hollywood jako ostoi tradycjonalizmu, wytwórni filmów ku pokrzepieniu serc i na zamówienie – niczym Mosfilm. A przecież cała historia kina amerykańskiego – od Chaplina i Wellesa do Scorsesego i Coppoli – to przekraczanie kolejnych progów demitologizacji, odsłanianie gorzkiej prawdy o własnym społeczeństwie i historii: o eksterminacji Indian, o niewolnictwie, o złu wojny w Wietnamie, o rasizmie, antysemityzmie, homofobii. O roli wolnej prasy w obaleniu skorumpowanej władzy. Ameryka celuje w filmach krytycznych, bo jej kino jest wytworem społeczeństwa obywatelskiego.

W sztandarowym westernie „W samo południe” Freda Zinnemanna, którego plakat z Gary Cooperem w roli samotnego szeryfa w 1989 r. stał się symbolem nowego początku naszej niepodległości, ostrze krytyki jest, jak wiadomo, skierowane nie przeciw bandytom z zewnątrz, tylko przeciwko swoim – rodzimym tchórzom.

Kolejne pomysły, jak ma wyglądać, a zwłaszcza, jak nie ma wyglądać polskie kino, często przypominają pomysły Władysława Gomułki, który w latach 60. usiłował zatamować krytyczne kino szkoły polskiej. Jak to dobrze, że mamy Polski Instytut Sztuki Filmowej i europejski system samofinansowania kina, o którego rozwoju nie decydują politycy, tylko filmowcy. Oraz publiczność płacąca za bilety.

* Nakręć się na wybory. Powiedz, co dla Ciebie Ważne!
* Obejrzyj rozmowy z ekspertami w programie STUDIO WYBORCZEJ

Zobacz także

receptaKaczyńskiego

wyborcza.pl