Krzyż (20.10.2015)

 

Wybory 2015. Zandberg: „Jeśli będzie tak, jak chce Petru, to będzie Rosja” [DEBATA W PUNKACH]

ks, 20.10.2015

Debata 8 Liderow

Debata 8 Liderow (Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Zandberg do Petru: „Jeśli nie chcemy mieć państwa z tektury, musimy mieć porządny progresywny podatek. Jeśli będzie tak, jak proponuje pan Petru: 3 razy 16, to będziemy mieli druga Rosję”. Czego dowiedzieliśmy się o poglądach liderów?

 

Po dzisiejszej, ponad 100-minutowej debacie liderów wszystkich komitetów wyborczych, porządkujemy wiedzę o ich poglądach na poszczególne tematy:

1. Wiek emerytalny

Barbara Nowacka, Zjednoczona Lewica: Wiek emerytalny należy uzależnić od stażu pracy. Chcemy podwyższyć najbiedniejszym emerytom stawkę o 200 zł.
Janusz Korwin-Mikke, KORWiN: „Obrabowano emerytki i emerytów. Mieli dostać swoje emerytury w wieku 60 i 65 lat. To rabunek w biały dzień”.
Ryszard Petru, Nowoczesna: „Żeby emerytury były wysokie, pensje muszą być wysokie”.
Paweł Kukiz, Kukiz ’15: „Ja nie jestem wróżką, nie wiemy ile jest w budżecie. Jedna wielka niewiadoma. Trzeba rozpisać referendum”.
Ewa Kopacz, PO: „Musimy skorzystać mądrze z tego, że Polska jest szóstą gospodarką Europy. Możemy podnieść płace”.
Janusz Piechociński, PSL: „Im dłużej pracujesz, tym masz większą szansę na wyższą emeryturę. Myślimy o emeryturze minimalnej w wysokości 1200 złotych”.
Adrian Zandberg, Razem: „Mamy milion pracowników na śmieciówkach, którzy nie mieli odprowadzanych składek. Będą mieli głodowe emerytury”.
Beata Szydło, PiS: „Wracamy do poprzedniego wieku emerytalnego”.

2. Podatki

Nowacka: „Podatki w Polsce są niesprawiedliwe. Chcemy podwyższyć kwotę wolną od podatku. Chcemy opodatkować banki i wielkopowierzchniowe sklepy”.
Korwin-Mikke: „Trzeba zlikwidować PIT i CIT, bo ten kto pracuje, ten płaci, a ten kto nic nie robi, nic nie płaci. Im mniej pieniędzy w budżecie, tym lepiej”.
Petru: „Podatki muszą być prostsze. 3 razy 16”.
Kukiz: „Należy uprościć prawo podatkowe i zrezygnować z opodatkowania pracy”.
Kopacz: „Prosty, prorodzinny progresywny podatek PIT, najniższy – 10 proc.”.
Piechociński: „Dajemy rozwiązanie: proste podatki. Ulgi prorodzinne i inwestycyjne”.
Zandberg: „Jeśli chcemy mieć państwo porządne, a nie z tektury, musimy mieć porządny progresywny podatek. Jeśli będzie tak, jak proponuje pan Petru: 3 razy 16, będziemy mieli druga Rosję. Rząd rok po roku uginał się pod presja lobbystów. Urzędy Skarbowe są bezsilne”.
Szydło: „15-proc. CIT dla małych przedsiębiorstw. Proponujemy ulgi podatkowe dla pracodawców, którzy zatrudniają młodych do 30 roku życia. Chcemy zwolnić KGHM i górnictwo z części podatków”.

3. Dług publiczny

Nowacka: „W ciągu ostatnich 8 lat przejedzono pieniądze i z OFE, jak i z Unii Europejskiej. Te pieniądze gdzieś znikły. Trzeba przestać wydawać i zacząć inwestować”.
Korwin-Mikke: „Jakim prawem się zadłużamy? Ten dług będą spłacać nasze dzieci i wnuki. Musimy z tym skończyć”.
Petru: „Musi być wzrost gospodarczy, żeby ten dług spłacić”.
Kukiz: „Trzeba wprowadzić zakaz zadłużania państwa. Moje dziecko rodzi się z 80 tysięcznym długiem, a córka pani Kopacz wyjedzie na Wyspy. A moja córka będzie spłacać to co, pani Kopacz wychachmęciła”.
Kopacz: „Moja córka nie zamierza wyjeżdżać, panie Kukiz. ona pracuje na Polskie PKB. To jest nowoczesny patriotyzm, kiedy ludzie uczciwie płacą podatek”.
Piechociński: „Dług publiczny w Polsce jest jednym z najniższych w Europie. Zero zadłużania się państwa to absurdalne hasło”.
Zandberg: „Musimy ściągać dobrze podatki, żeby utrzymać państwo i go nie zadłużać. Mamy za niskie dochody do budżetu”.
Szydło: „W Polsce jest dość pieniędzy, ale nie są umiejętnie wykorzystywane. Możemy odzyskać około 40 miliardów złotych przez m.in. uszczelnienie VAT-u”.

4. Uchodźcy

Kopacz: „Będziemy prowadzić bardzo kompleksową politykę ws. uchodźców. Będziemy chronić granice zewnętrzne UE”.
Szydło: „Nasze stanowisko jest jasne: skupimy się na pomocy humanitarnej w tych krajach, gdzie to potrzebne. Polacy maja prawo się obawiać, bo nie wiedzą, na co zgodził się polski rząd”.
Kukiz: „Trudno ich nazwać uchodźcami, bo nie są w kraju zagrożenia, to są imigranci zarobkowi”.
Zandberg: „W sprawie uchodźców trzeba zachować się przyzwoicie. Jeśli ludzie pukają do naszych drzwi, to trzeba im pomóc. Część polskiej klasy politycznej postanowiła ubić interes polityczny na straszeniu uchodźcami. To dość obrzydliwe”.
Korwin-Mikke: „To co mówi pan Zandberg, to kompletne bzdury. Oni idą z Turcji do Niemiec, bo tam są lepsze zasiłki. A my mamy służyć jako strażnicy w obozach w Polsce, żeby nie uciekli do Niemiec”.
Nowacka: „Ciężko słuchać słów pogardy pana Kowina-Mikkego. Chcę zaprotestować. My musimy zapewnić pokój na Bliskim Wschodzie – to zadanie stoi przed całym światem”.
Petru: „To nie problem na poziomie Polski, tylko Unii Europejskiej. Ilu ich możemy przyjąć, to wie tylko pani Kopacz, bo to musi być ustalane na poziomie gmin”.

5. Polityka Polski wobec Wschodu

Szydło: „Trzeba budować silną politykę Polski na arenie UE”.
Kukiz: „Nie możemy wychodzić przed szereg. Nie było nas podczas negocjacji w Mińsku, a chcieliśmy wysyłać broń na Ukrainę, to absurd”.
Zandberg: „Nasza polityka zagraniczna ma sens, jeśli jest częścią polityki europejskiej. Nasze machanie szabelką nie robi na nikim wrażenia. Musimy też pamiętać o tym, że solidarność europejska powinna działać w dwie strony”.
Piechociński: „Nie odwracamy się od Rosji, oczekujemy partnerstwa w każdym wymiarze: ludzkim, kulturowym, bo to jest nasz sąsiad”.
Korwin-Mikke: „Chcę przypomnieć, że jak pani Tymoszenko zawarła nielegalną umowę gazową z Putinem, to poszła siedzieć. Chcę też odpowiedzieć panu Zandbergowi, że UE nie ma ani jednego żołnierza, więc się nie obroni”.
Nowacka: „Jesteśmy w UE, więc musimy być solidarni. Myśląc o Rosji, pamiętajmy: Putin przeminie, a Rosja zostanie i zostaną powiązania gospodarcze”.
Petru: „Polscy politycy jeździli często na Ukrainę, a efekt jest taki, że nas tam nie ma. Musimy stawiać na biznes na Wschodzie”.

6. Kościół: religia w szkołach, konkordat

Nowacka: „Chcemy państwa świeckiego. Należy wyprowadzić religię ze szkół. Kościół stać na finansowanie zajęć”.
Zandberg: „Relacje z Kościołem powinniśmy ucywilizować, nie w atmosferze wojny kulturowej. Trzeba wycofać religię ze szkół w sposób transparentny. Państwu nic do praktyk religijnych, a Kościołowi do polityki”.
Petru: „Religia powinna być finansowana przez związki wyznaniowe, ale nie chciałbym jej wyprowadzać ze szkół, bo to wygoda”.
Szydło: „To wygodny temat populistyczny, ale Polska to państwo świeckie. Jest konkordat, jest rozdział państwa od Kościoła. Jest wiele ważniejszych tematów do omówienia”.
Kukiz: „Zgadzam się z panią Beatą, sprawą pierwszorzędną są sprawy ustroju. A religia w szkołach i finansowanie powinno być rozwiązane w drodze referendum”.
Korwin-Mikke: „Pani Nowacka jest zwolenniczką demokracji, to jak wytłumaczy, że większość Polaków chce coś dać za darmo Kościołowi?”.
Kopacz: „Jesteśmy za przyjaznym rozdziałem państwa od Kościoła. Jeśli rodzice wybierają religię zamiast etyki, to niech tak będzie. PO nie chce nikomu organizować świata”.

7. System zdrowotny

Nowacka: „NFZ jest nieefektywnie zarządzany. Składka zdrowotna powinna przysługiwać każdemu ze względu na obywatelstwo. Kolejki powinny być skrócone”.
Zandberg: „Mamy pseudorynkowy system zdrowotny. To absurdalne. Sprzeciwiamy się prywatyzacji i dopłacaniu do diagnoz”.
Petru: „Dlaczego NFZ jest niewydolny? Bo jest marnotrawny. Proponujemy system na konkurujące ze sobą fundusze. Nie bójmy się prywatnych podmiotów, i tak z nich korzystamy”.
Szydło: „Proponujemy likwidację NFZ, powrót lekarzy do szkół, podwyższenie płac dla pielęgniarek. Teraz szpitale zostały zamienione w przedsiębiorstwa, a lekarze są buchalterami”.
Kukiz: „Szpitale nie powinny być prywatne, bo jesteśmy za biedni”.
Piechociński: „Trzeba kształcić kadrę, bo się starzeje, finansować badania i rozwój. Należy odbiurokratyzować system”.
Korwin-Mikke: „Nie stać nas na leczenie prywatne, bo jest to droższe”.
Kopacz: „Dlaczego nikt z was nie powie: to właśnie ta ekipa rządowa uchwaliła narodowy program transplantacji, ratując miliony istnień. Mamy dziś 33 programy onkologiczne”.

Gospodarczy zalew pomysłów. W tym mało realnych

Wojciech Matusiak, Piotr Skwirowski, Aleksandra Gruszczyńska, Artur Kiełbasiński, 20.10.2015

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Debata gospodarcza we wtorek była znacznie bardziej merytoryczna niż poniedziałkowy pojedynek Ewy Kopacz i Beaty Szydło. Padały liczne propozycje zmian i co najmniej kilka z nich może być w przyszłości godnych uwagi. Padały jednak także pomysły niebezpieczne dla finansów publicznych.

Wtorkowa debata była szczególnie ważna dla mniejszych partii, gdyż w poniedziałkowy wieczór przed kamerami dyskutowały tylko przedstawicielki PO i PiS. Jakie zatem propozycje gospodarcze mają partie? Dziennikarze pytali liderów m.in. o to, co zrobić, by Polacy nie bali się o emerytury. Dyskusja emerytalna była ciekawa. Każdy z rozmówców podkreślał potrzebę zmian, i to zasadniczych, w systemie emerytalnym. Radykalne wypowiedzi Pawła Kukiza i Janusza Korwin-Mikkego szły w kierunku straszenia sytuacją ZUS. Recept brakowało.

– Nie wiem, ile jest pieniędzy w budżecie. Trzeba uszanować wolę obywateli i rozpisać w tej kwestii referendum – kluczył Paweł Kukiz. Przypomnijmy: pomysły gospodarcze Kukiza to m.in. podniesienie kwoty wolnej do 10 tys. zł rocznie, likwidacja PIT i zerowy VAT na artykuły pierwszej potrzeby. Według raportu CenEA zmiany te kosztowałyby budżet aż 67,4 mld zł.

Miliardowe koszty

Beata Szydło przekonywała, że trzeba wrócić do wieku emerytalnego sprzed zmian, czyli 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet. Jednak mocno podkreślała, że ma to być opcja, możliwość skorzystania ze świadczenia, ale nie obowiązek. Ewa Kopacz pytana o emerytury poszła w unik: – Moim celem jest podwyższenie płac Polaków i co za tym idzie – emerytur. Ale musi być silna gospodarka.

W dyskusji o podatkach najciekawiej było wtedy, gdy politykom przyszło mówić, skąd wezmą pieniądze na sfinansowanie swoich wielomiliardowych obietnic wyborczych. Koszty w zależności od partii wahają się od 10 do niemal 200 mld zł rocznie. Dochody budżetu państwa to blisko 300 mld zł.

Politycy poszli w banały: okazuje się, że wystarczy uczciwie i dobrze zarządzać państwem. I uszczelnić system podatkowy. Na samym VAT da się w ten sposób ugrać 19 mld zł rocznie. Tak przynajmniej twierdzi Beata Szydło. Dodaje nowe podatki: bankowy i od sklepów wielkopowierzchniowych. Ale też likwiduje. Chce odciążyć podatkowo KGHM (podatek od kopalin). Szydło zaproponowała także czasowe zniesienie podatków nałożonych na górnictwo. Kandydatka PiS na premiera nie wyliczała jednak kosztów takiej decyzji. Nie mówiła też, jak długo takie zwolnienia miałyby obowiązywać. Nie wiadomo także, czy chce zawiesić wszystkie daniny na rzecz państwa, czy tylko ich część. Polskie kopalnie płacą ponad 30 różnego rodzaju danin. Wypowiedź Szydło to seria konkretów. Ale chwilami oderwanych od rzeczywistości.

Niemal wszyscy pozostali politycy występujący w debacie też chwytają się uszczelnienia systemu podatkowego, VAT, CIT, pozostałych podatków. Nikt nie mówi, jak to zrobić. – Pytałem, skąd wziąć pieniądze na obietnice wyborcze – przypomniał jeden z prowadzących debatę dziennikarzy. Ewa Kopacz przekonywała, że uproszczenie i obniżenie podatków ograniczy szarą strefę. A to da dodatkowe wpływy do budżetu.

Nie brakowało też tendencyjnych ataków. – Polska miała tempo wzrostu 8 proc., zanim zaczęła wchodzić do Unii Europejskiej. Teraz zeszła do poziomu już prawie europejskiego. Jeszcze przyjmiemy parę ustaw europejskich i zejdziemy do poziomu europejskiego, czyli -1 do +1 – mówił Janusz Korwin-Mikke. Mija się z prawdą. Według GUS, zanim weszliśmy do UE, nasz PKB rósł w tempie 2 proc. w 2002 r. i 3,6 proc. w 2003 r. W roku wejścia do UE – 2004 – nasza gospodarka przyspieszyła do 5,1 proc. Najszybszy rozwój gospodarczy notowaliśmy w 2007 r. Wtedy nasz PKB urósł o 7,3 proc. Według danych Eurostatu polska gospodarka w II kw. 2015 r. urosła o 3,6 proc. w skali roku (dane wyrównane sezonowo). Lepszy wynik zanotowały tylko gospodarki Czech, Malty, Irlandii i Szwecji. Wzrost gospodarczy w całej UE sięgnął 1,9 proc.

Przypominane hasełka

Partie przypominały swoje – znane już – hasła. Nowoczesna chce systemu trzy razy 16 proc. (PIT, CIT i VAT). To i tak niewiele przy pomysłach Korwina – zerowe PIT i CIT i 15 proc. VAT. Eksperci wyceniają ten „projekt” na 208 mld zł, które nie wpłyną do budżetu.

Razem optowało za wprowadzeniem klauzuli obejścia prawa, aby uszczelnić system CIT, i likwidacją CIT liniowego dla przedsiębiorców. To konkretne propozycje, choć ich realizacja może być trudna. Zaskoczył wszystkich Janusz Piechociński (PSL) – chce, aby CIT trafiał do samorządów. To ma je zachęcić do kreowania przedsiębiorczości. Na tą ciekawą propozycję nikt nie odpowiedział. Dziś gminy mają udziały w PIT i nieznaczne w CIT.

W trakcie debaty zarysowały się dwie „koalicje”. PO, PSL i Nowoczesna – przy dość znacznych różnicach programowych – mówiły o odpowiedzialności za finanse publiczne, o rozsądku w wydatkach. Janusz Piechociński obiecujący emeryturę minimalną 1,2 tys. zł mówił równolegle o wspieraniu przedsiębiorczości i rozwoju biznesu.

Politycy lewicy (głównie ZL) byli bardziej hojni. Zjednoczona Lewica ma precyzyjny plan, a w nim: kwota wolna od podatku idzie w górę aż do 21 tys. zł, emerytury o 200 zł, a VAT w dół z 23 do 21 proc. Do tego premia obywatelska, czyli wypłata 500 zł na głowę obywatela. Koszty dla budżetu: blisko 100 mld zł.

Debata służyła głównie do przypomnienia pomysłów partii. Obracano się w sferze życzeń i ogólników. Kto był wiarygodny bardziej, a kto mniej? Każdy wyborca zapewne jako „zwycięzcę” wskaże to ugrupowanie, z którym identyfikował się przed debatą.

wyborcza.biz

 

Wybory 2015. Debata liderów partii. „Kiedy mówią Szydło i Kopacz, przestajemy słuchać. Z góry wiemy, co powiedzą” [OPINIE O CZĘŚCI GOSPODARCZEJ]

oprac. red, 20.10.2015

Studio

Studio „Gazety Wyborczej” podczas debaty (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Wybory 2015. Po wczorajszej przystawce i debacie PO – PiS dziś telewizyjna debata wszystkich partyjnych liderów. W Studio „Wyborczej” komentują ją na żywo nasi dziennikarze i zaproszeni publicyści: Agata Szczęśniak, współtwórczyni Krytyki Politycznej, Łukasz Lipiński z „Polityki Insight” i Kamil Lipiński z „Magazynu Kontakt”.

Tomasz Piątek, pisarz i publicysta: O, kłopoty techniczne. Jest tak, jakbyśmy już mieli IV RP. Na początku debaty TVN stracił głos. Coś wyłączyło tej stacji fonię… Barbara Nowacka dobrze i pewnie, choć trochę ogólnikowo powiedziała o obronie praw i interesów emerytów. Korwin-Mikke, o dziwo, wypowiedział się dość sensownie o wątpliwych etycznie aspektach podniesienia wieku emerytalnego. Ale znów tak mówił, jakby pluł (i faktycznie wypluł z siebie kilka niemal knajackich słów). Petru po raz kolejny opowiedział nam, że stać nas będzie na zapewnienie ludziom starszym elementarnego bytu dopiero wtedy, gdy się wzbogacimy, kiedyś tam. Czyli to, co słyszymy od 26 lat. Kukiz był jak Sokrates: on wciąż wie, że nic nie wie. Kopacz na początku zabrzmiała trochę jak Petru, gdy mówiła o bezpieczeństwie finansowym państwa. A skończyła, o ile dobrze usłyszałem przez gong, mówiąc o płacach. Czyli znowu zeszła z tematu, jak wczoraj. Szydło zaczęła od tego, że PiS jest lepszy niż PO. Potem obiecała cofnięcie podniesienia wieku emerytalnego. Moim zdaniem słusznie – ale nie powiedziała, jak chciałaby to zrobić. A to teraz byłaby dość skomplikowana operacja. Najbardziej konkretnie, rzeczowo, choć emocjonalnie wystąpił Zandberg.

Dominika Wielowieyska, „Wyborcza”: Wypowiedź Korwina, że zamknie odpowiedzialnych za reformę wieku emerytalnego, oznacza, że od początku wchodzimy właśnie w sferę absurdu. Na razie najlepiej wypada Janusz Piechociński. U Kukiza same sprzeczności, uszczelnić VAT i pełna swoboda.

Łukasz Lipiński, „Polityka Insight”: Kukiz odwoływał się do Korwina. Czy to oznacza, że wraca wielki sojusz? Zgodnie z oczekiwaniami recytujemy swoje programy. Dobrze wypadli Ryszard Petru, Janusz Piechociński i Beata Szydło. Słaby był Paweł Kukiz, a stremowana – Barbara Nowacka. Zwolnienie górnictwa z podatku to wspólny punkt ZL i PiS. Program gospodarczy PiS jest programem bardzo socjalnym, więc oba ugrupowania bardzo szybko by się dogadały w tej kwestii. Czasy się zmieniają, Korwin-Mikke powtarza to samo. A Ryszard Petru swoim gadżetem pokazał, że złapał, o co chodzi w tej debacie – żeby się z tego tłumu jakoś wybić. To dobra metoda, może się okazać skuteczna.

Agata Szczęśniak, publicystka: Premier Kopacz praktycznie powtórzyła o emeryturach to, co powiedział Ryszard Petru. Mam wrażenie, że kiedy mówią Szydło i Kopacz, przestajemy ich słuchać. Z góry wiemy, co powiedzą.

Bartosz Wieliński, „Wyborcza”: Chyba będzie o wiele ciekawiej niż wczoraj. Kandydaci mówią o konkretnych pomysłach. Jest barwnie, szczególnie gdy Korwin-Mikke chce wsadzać polityków do więzień, a Kukiz mówi, że nie jest wróżką. Ale jest coś więcej niż wyuczone przez panie Kopacz i Szydło slogany, jakimi nas raczyły wczoraj. Dobrze, że przeszli od razu do rzeczy i nie tracili czasu na podziękowania i docinki. Ciekawe, jak długo ten format się utrzyma, kiedy politycy zaczną się ze sobą kłócić. Fajnie, że Piechociński zauważył, że emerytów można wykorzystywać na rynku pracy – tak się dzieje w Niemczech, gdzie brakuje specjalistów w koncernach i ściąga się ludzi z emerytur. Do tej pory nie słyszałem, by polski polityk poruszył ten temat. Lepiej późno niż wcale. Za to Petru numer z planszą nie wyszedł, bo operator nie zrobił zbliżenia (ale by była awantura, gdyby zrobił). Ja nie rozumiem polityków, którzy przynoszą te rekwizyty. Na co liczą? Że wytrącą rywala z równowagi, że zaimponują wyborcom swoją kreatywnością?

Artur Kiełbasiński, „Wyborcza”: Wszyscy liderzy zgodnie krytykują obecny stan systemu emerytalnego i mniej lub bardziej bezpośrednio straszą upadkiem ZUS lub niskimi świadczeniami. Jasny przekaz Petru: koniec z przywilejami, ale szanujemy prawa nabyte. Nowacka: przy wieku emerytalnym uwzględniajmy staż pracy. W wątku podatkowym kilka ciekawych projektów. PiS: uwolnić KGHM od podatku od kopalin. Mniejsze obciążenie górnictwa. Razem: potrzebna klauzula obejścia prawa, aby korporacje nie uciekały z podatkami. PSL: CIT dla samorządów, aby opłacało się wspierać biznes. To serial ciekawych propozycji. Pytanie, co wytrzyma próbę czasu i będzie realne.

Piotr Skwirowski, „Wyborcza”: Nowacka mówi o niesprawiedliwych podatkach. Bogatsi płacą mniej niż biedniejsi. Podwyżka kwoty wolnej. I wyższa stawka dla najlepiej zarabiających. Ciekawe, jak to udźwignie budżet – koszt: prawie 100 mld zł rocznie.

Kamil Lipiński, „Magazyn Kontakt”: To przerażające, kiedy partia rządząca przedstawia podatek jako „daninę”. Podatek nie jest „daniną”, ale wkładem w dobro wspólne.

wyborcza.pl

 

Wybory 2015. Debata liderów partii. „Brawo Partia Razem. Pierwszy raz o przyzwoitości ws. uchodźców. Dlaczego tak nie mówi rząd?” [OPINIE PO CZĘŚCI ZAGRANICZNEJ]

oprac. dan, 20.10.2015

Adrian Zandberg z Partii Razem podczas debaty przedwyborczej

Adrian Zandberg z Partii Razem podczas debaty przedwyborczej (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Wybory 2015. Po wczorajszej przystawce i debacie PO – PiS dziś telewizyjna debata wszystkich partyjnych liderów. W Studio „Wyborczej” komentują ją na żywo nasi dziennikarze i zaproszeni publicyści: Agata Szczęśniak, współtwórczyni Krytyki Politycznej, Łukasz Lipiński z „Polityki Insight” i Kamil Lipiński z „Magazynu Kontakt”.

Bartosz Wieliński, „Wyborcza”: Na pierwszy ogień w drugiej części idą uchodźcy. Kopacz podkreśla twardą postawę podczas negocjacji unijnych o podziale przybyszów, ale nie odpowiada na pytanie. To błąd, bo zaraz Szydło zaczyna grać na strachu, mówi o bezpieczeństwie, uzasadnionym lęku. Kukiz idzie na całość. Rząd Platformy realizuje politykę Niemiec. I opowiada brednie o grodzeniu płotem granicy polsko-niemieckiej. Adam Zandberg jako pierwszy w debacie mówi o obowiązku przyzwoitego zachowania i instrumentalizowaniu uchodźców przez polskich polityków. Szacunek! Czemu politycy rządzącej koalicji tak tego nie przedstawiali? Beata Szydło – i znowu banały: musimy zrobić wszystko, byśmy byli bezpieczni. Zrównuje gazociąg Nord Stream 2 z kryzysem uchodźców. Gugała przypomina, że pytanie brzmiało: „Jak Polska powinna bronić wartości przed ekstremizmem islamskim i neoimperializmem rosyjskim?”. A Kukiz na to, że Polska istnieje teoretycznie. I chce odbudowywać siłę Polski, zacieśniając relacje z Grupą Wyszehradzką. Tak to jest, gdy do debaty przygotowuje się z Wikipedii. Zandberg z Partii Razem chce wzmacniać pomoc rozwojową, by w ten sposób zwalczać ekstremizm. Ale jak ją obecnie prowadzić w Syrii czy Iraku? Czy iść razem w sojuszu z Niemcami, czy się od nich uniezależnić? Pierwszą opcję wyznaje Nowacka i po części Petru, drugą Kukiz. Petru jako jedyny porusza kwestię Rosji i celnie mówi, że jak będziemy silni w UE, to Rosja nas będzie szanować. Poza tym Korwin-Mikke robi dobrze tej debacie – wprowadza element humorystyczny. Pada pytanie o Rosję i politykę wschodnią. Kopacz zapewnia, ze drugiej nitki Nord Streamu nie będzie, w przeciwieństwie do pierwszej, której nie zablokował PiS. Trzymamy za słowo. Na pytanie o Rosję znowu nie odpowiada.

Szydło też nie odpowiada, znowu ogólniki: mądra polityka, dobre relacje, silna pozycja. Nie słyszałem wezwania do współpracy z prezydentem.

Kukiz wyciąga na całego z szafy dziadka z Wehrmachtu, znowu daje do zrozumienia, że PO to niemiecka marionetka.

Zandberg sensownie – że machanie polską szabelką nic nie da.

Dominika Wielowieyska, „Wyborcza”: Słowa Zandberga o uchodźcach – dobre, mocne i słuszne. Piechociński znów świetnie. Jeżeli PSL przekroczy próg, to dzięki dzisiejszym słowom Piechocińskiego.

Łukasz Lipiński, „Polityka Insight”: Szydło nadal straszy uchodźcami i mówi, żeby ich nie wpuszczać. Kiedy Beata Szydło mówiła o Nord Streamie: co ma Unia Europejska do umowy zawartej przez prywatną firmę? Jeżeli nie dostrzega solidarności europejskiej, to niech sprawdzi, z jakich pieniędzy została zbudowana droga, po której przyjechała dziś do studia. „Fact checking” w sprawie Korwin-Mikkego: wraz z bogaceniem się państw ich wzrost gospodarczy jest coraz mniejszy. To, że notujemy niższy wzrost gospodarczy niż kiedyś, wynika z tego, że jesteśmy coraz bogatsi. Szydło o „głosie rozsądku płynącym z PSL” – to istotne słowa w przypadku tworzenia przyszłej koalicji. Jest bardzo prawdopodobne, że PiS będzie potrzebował PSL w kolejnym rządzie, stąd te miłe słowa.

Kamil Lipiński, „Magazyn Kontakt”: A Janusz Korwin-Mikke właśnie zaproponował wojnę z Niemcami o 10 tys. uchodźców.

Tomasz Piątek, pisarz, publicysta: Kopacz ma problem z gongiem. O uchodźcach mówiła dobrze, ale już bez tego zaangażowania, z którym mówiła o córce… Szkoda. Znów straciła okazję, żeby powiedzieć mocno: „Trzeba ratować ludzi!”. Szydło złagodziła ton, ale tylko ton. Spokojnie i grzecznie opowiadała, jak tu pomóc, żeby nie pomóc. Kukiz za to okazał emocje, strasząc nas uchodźcami, co to nie są uchodźcami, tylko złymi terrorystami. Zandberg niewiele mniej emocjonalnie i młodzieńczo, ale słusznie mówił o dwóch obrzydliwościach. O obrzydliwości moralnej, jaką jest odmawianie pomocy ludziom w rozpaczy. I o obrzydliwości moralno-politycznej, jaką jest straszenie uchodźcami i dorabianie ofiarom gęby terrorystów. Korwin w odpowiedzi powiedział, że przeciw uchodźcom i Zachodowi, który chce nam ich „wcisnąć”, powinniśmy zacząć się zbroić. Rozumiem, że chce równocześnie wypowiedzieć wojnę Unii i Bliskiemu Wschodowi. Petru, być może zainspirowany przez Korwina, też poszukał rozwiązań globalno-geopolitycznych. Stwierdził, że Stany powinny zadziałać rozsądniej w tej sprawie. Ciekawe, jak on chce to sprawić. Kopacz i Szydło ciągle myślą, że kontynuują swoją wczorajszą debatę. Kopacz niby odpowiada Zandbergowi, żeby przypomnieć Szydło o niekonsekwencjach PiS, która to partia kiedyś… Etc., etc. Szydło w odpowiedzi zaczęła wytykać Kopacz, że wczoraj, mówiąc na inny temat, powiedziała coś, co nie było do końca prawdą… Etc., etc. Na szczęście Zandberg wypowiedział się na temat, czyli powiedział coś o polityce międzynarodowej. Chętnie bym się do niego przyczepił (tak, żeby wszystkim przyłożyć po równo), ale mówił sensownie, choć ogólnikowo. Bo główne źródła problemów międzynarodowych to bieda i nierówności na świecie – i tego problemu nie rozwiąże się militarnie. Korwin, jak przystało na głosiciela wolności, zaczął bronić morderczego dyktatora Asada. Nowacka powiedziała to, co Zandberg, ale spokojniej.

Michał Wybieralski. „Wyborcza”: Powiązanie przez Jarosława Gugałę islamu z terroryzmem jest totalnym nieporozumieniem.

wyborcza.pl

Adrian Zandberg z Partii Razem: Wielki biznes i najbogatsi odmawiają współpracy. Trzeba to zmienić

rozmawiał Michał Wilgocki, 19.10.2015

Pikieta Partii Razem podczas Targów Kielce, 26 czerwca 2015

Pikieta Partii Razem podczas Targów Kielce, 26 czerwca 2015 (PAWEŁ MAŁECKI)

Chcą podnieść podatki najbogatszym i korporacjom, podnieść płacę minimalną i budować tanie mieszkania na wynajem. Są lewicą, ale z Millerem nie pójdą, bo jest „głównym architektem obecnego złego systemu podatkowego”. O politycznych planach Partii Razem opowiada Adrian Zandberg, jedynka na warszawskiej liście ugrupowania.

Michał Wilgocki: Proponujecie zmianę systemu podatkowego tak, by najbiedniejsi płacili mniej, a najbogatsi – aż 75 procent. Dlaczego tak radykalnie?

Adrian Zandberg, lider warszawskiej listy Partii Razem: Idea sześciu progów podatkowych sprowadza się do prostego równania. Jeżeli chcemy obniżyć podatki dla najbiedniejszych to – żeby to odpowiedzialnie sfinansować – po drugiej stronie skali trzeba podnieść je najbogatszym. Efektem naszych zmian w PIT będzie to, że 90 proc. podatników zapłaci niższe podatki niż obecnie, a 10 proc. – wyższe.

Stać nas na to? Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że taki projekt zmniejszy wpływy z PIT do budżetu.

– Przeciwnie. Taki system będzie się bilansował i wyprodukuje jeszcze nadwyżkę. A przede wszystkim będzie sprawiedliwy, bo uważamy, że jest głęboko niesłuszne opodatkowywanie osób, które mają ewidentny problem z utrzymaniem się. Dlatego chcemy kwoty wolnej od podatku w wysokości 12 tys. zł – czyli około 12-krotności minimum socjalnego.

Andrzej Duda proponuje wzrost kwoty wolnej do 8 tys. zł, co oznacza koszt 20 mld zł rocznie. To duże pieniądze, a Razem jeszcze licytuje się z prezydentem.

– My mówimy, jak chcemy te zmiany finansować. Proponujemy, jak już wspomniałem, gruntowną reformę stawek podatkowych, a także likwidację przywileju, z którego korzystają dziś najzamożniejsi – czyli podatku liniowego dla przedsiębiorców. Ćwierć miliona najbogatszych podatników uciekło za jego pomocą z systemu progresji podatkowej i płaci dziś bardzo niskie podatki. Skończymy z tym. W systemie, który proponuje Razem, przedsiębiorcy i ci, którzy czerpią zyski z kapitału, płacą podatki na zasadach ogólnych.

75 proc. płaciliby ci, którzy zarabiają powyżej 500 tys. zł rocznie. 55 proc. – ci, którzy zarabiają 250 tys. zł. Zaraz podniosą się głosy, że to karanie ludzi przedsiębiorczych.

– W takim systemie nadal opłaca się zarabiać więcej. Zresztą podatki nie są tylko po to, by osiągnąć cele budżetowe. Pełnią też rolę regulacyjną. Za pomocą podatków możemy przeciwdziałać nierównościom dochodowym. Wyobraźmy sobie sytuację, że prezes firmy zastanawia się, czy przyznać sobie dwa miliony złotych premii, czy te pieniądze przeznaczyć na podwyżki dla kilkuset pracowników. Wysokim progiem podatkowym zmobilizujemy go, by dał ludziom zarobić.

Prezesi nie płacą PIT, mają kontrakty menedżerskie. Takie stawki dotkną przede wszystkim najlepszych specjalistów na etatach.

– Elementem naszego systemu jest likwidacja podatku liniowego dla przedsiębiorców. Niezależnie od tego, do jakiej firmy prezes przeleje swoje wynagrodzenie, będzie musiał w końcu zapłacić podatek dochodowy na zasadach ogólnych. Inaczej nie kupi sobie za nie ani maserati, ani bułek w sklepie.

Propozycja dotknie nie tylko prezesów. Ludzie zarabiający nieco powyżej średniej krajowej też będą zarabiać mniej. Według raportu CENEA, który przeanalizował wasze propozycje, ucierpią ludzie z przedziału 5-10 tys. zł brutto.

– Dla tych, którzy zarabiają 5-6 tys. nasza propozycja nie oznacza praktycznie żadnych zmian, będą zarabiać więcej o kilkanaście złotych albo mniej o kilkanaście złotych. Natomiast istotnie zwiększa się opodatkowanie wśród tych, którzy zarabiają 10-15 tys., a zasadniczo tych, którzy zarabiają po 80 czy 100 tys. zł miesięcznie.

Chcemy, żeby tacy ludzie dorzucali do wspólnego kotła więcej pieniędzy. To nie jest zabieranie, łupienie, ograbianie, tylko budowa dobra wspólnego. W społeczeństwach z progresywnym systemem podatkowym są lepsze usługi publiczne i wszystkim żyje się lepiej, żyje się bezpieczniej.

Najbogatsi uciekną do rajów podatkowych.

– Problem nieszczelności naszego systemu podatkowego nie wynika ze stawek podatkowych. Najlepszym przykładem jest CIT. Jego stawki są niskie, zostały obniżone z nadzieją, że dzięki temu firmy zaczną płacić. A jest zupełnie odwrotnie. To oznacza, że kluczowe dla funkcjonowania systemu podatkowego nie są stawki, ale efektywność urzędów skarbowych.

Oprócz najbogatszych chcecie również docisnąć korporacje.

– Dlaczego w polskim budżecie brakuje pieniędzy? Bo wielki biznes odmawia współpracy i nie dorzuca się do wspólnych wydatków. A jednocześnie zatrudnia wykształconych za publiczne pieniądze specjalistów, którzy – kiedy poważniej zachorują – leczą się w publicznych szpitalach. Korporacje korzystają z infrastruktury zbudowanej za podatki, które płacą niechętnie. To nie jest fair, że na liście największych płatników CIT są głównie firmy państwowe.

Jaki macie pomysł na reformę systemu emerytalnego?

– Ludzie, którzy obecnie pracują w sposób nieregularny albo na umowach cywilnoprawnych, znajdą się kiedyś w bardzo trudnej sytuacji, bez perspektyw na świadczenia. Dlatego trzeba będzie o nich zadbać i pomyśleć nad systemem emerytur obywatelskich, finansującym z budżetu świadczenie gwarantujące przynajmniej minimum socjalne.

W jakiej formie?

– O tym trzeba poważnie porozmawiać, nie tylko w gronie polityków, ale przede wszystkim pracowników i pracodawców. Nam się bardzo nie podobało to, w jaki sposób PO przepchnęła na chybcika podwyższenie wieku emerytalnego, ale i to jak obniżanie wieku emerytalnego było używane jako narzędzie w kampanii. Odpowiedzialne podjęcie decyzji musi brać pod uwagę wiele zmiennych.

Trzeba mieć na uwadze realne szanse pracowników po 60. roku życia na utrzymanie się na rynku pracy. Rząd nie ma tu sensownej strategii. Po co wiek emerytalny na papierze, skoro pracownicy po 60. roku życia trafią jako klienci do pomocy społecznej i będziemy mieć tylko dodatkowy problem społeczny?

Co z KRUS, emeryturami górniczymi i mundurowymi?

– Bogaci rolnicy nie powinni być objęci KRUS. To tak naprawdę zamożni przedsiębiorcy i tak samo powinni być traktowani. Co do emerytur – w Razem uważamy, że należy się kierować prostą zasadą: ci, którzy faktycznie pracują w warunkach zagrażających zdrowiu, powinni mieć prawo do wcześniejszego przejścia na emeryturę. Górnik, który codziennie ryzykuje w pracy życie – tak. Urzędnik w policyjnym mundurze, który całe życie spędza za biurkiem w Komendzie Głównej – nie.

Młody człowiek, który chce zapewnić sobie dach nad głową, musi wikłać się w 30-letni kredyt. Mówicie, że tak również być nie powinno.

– W Polsce brakuje co najmniej miliona małych i średnich mieszkań. Nie można zamykać oczu i udawać, że rynek wszystko rozwiąże. Bo nie rozwiąże.

Na mieszkalnictwo wydajemy mało. I są to głównie dopłaty do kredytów. One się nie sprawdziły jako metoda rozwiązania problemu społecznego. Natomiast sprawdziły się jako sposób dofinansowania deweloperów i robienia złotych interesów.

Nasz pomysł to system budowania mieszkań czynszowych należących do gmin. Takie mieszkania nie mogłyby być przez gminy prywatyzowane. A pieniądze na budowę pochodziłyby z budżetu państwa.

Platforma próbuje rozwiązać ten problem, ale nieskutecznie. Program tanich mieszkań na wynajem na razie nie działa. Nieliczne, które są np. w Poznaniu, mają ceny zbliżone do rynkowych.

– Raz, że projekt nie wypalił, bo znowu po drodze zarabiają deweloperzy, a dwa, że to działania na zbyt małą skalę. Pokutuje u nas myślenie, że mieszkanie komunalne to zapomoga dla ludzi w trudnej sytuacji życiowej. Tymczasem w wielu stolicach europejskich miejskie mieszkanie czynszowe to naturalny wybór dla młodych ludzi, którzy wchodzą na rynek pracy. Dzięki nim nie muszą zakładać sobie od razu pętli kredytu na 30 lat.

To też stabilizuje rynek nieruchomości i utrudnia narastanie baniek.

Ile powinien trwać tydzień pracy?

– Docelowo 35 godzin.

Nie za krótko?

– Nasz dotychczasowy model rozwojowy to długie godziny kiepsko płatnej pracy. W ten sposób możemy oczywiście być konkurencyjnym krajem tanich fabryk i montowni, ale wpadamy w pułapkę średniego rozwoju. Potrzebujemy innowacyjności w gospodarce, a nie gospodarki folwarcznej.

Polacy dzisiaj pracują – poza Grekami – najdłużej ze wszystkich w Europie. A osiem godzin efektywnej pracy to coś, co mało komu się zdarza. W krótszych odcinkach czasu efektywność będzie większa. Będzie to też czynnik mobilizujący przedsiębiorstwa do tego, by przewagi nie szukały w zwiększaniu godzin pracy i w niskich płacach, tylko w innowacjach.

Ale mamy niższą wydajność niż w krajach zachodnich, a Francuzi już wycofują się z pomysłu skrócenia tygodnia pracy.

– Rozumiem, że Francuzi tak „wycofują się” z 35-godzinnego tygodnia pracy jak Szwecja od trzydziestu lat „już zaraz upadnie pod ciężarem socjalu”? Szwedzi swoją drogą też eksperymentują lokalnie ze skracaniem czasu pracy. Wystarczy spojrzeć w statystyki OECD, żeby zorientować się, że w krajach rozwiniętych pracuje się krócej niż w Polsce. Firmy potrzebują impulsu, żeby podnosić wydajność pracy. Dziś w Polsce zbyt łatwo podnieść zyski, mówiąc: „zostaniecie kilka godzin dłużej”. Niska wydajność pracy to nie jest wina polskich pracowników – kiedy trafiają na emigrację, to w magiczny sposób stają się dużo wydajniejsi? Niższa wydajność to w dużym stopniu kwestia zarządzania. Praca jest zbyt tania, więc się jej nie szanuje.

A ile powinniśmy zarabiać?

– Bazowa stawka godzinowa dla ludzi zatrudnionych na umowę o pracę to powinno być 15 zł. Dla ludzi na niestabilnych kontraktach – 20 zł.

Dlaczego?

– Chcemy skłonić przedsiębiorców, żeby zatrudniali na etacie. Umowy śmieciowe muszą się przestać opłacać. Poza tym ludzie, którzy pracują na niestabilnych kontraktach, powinni być w stanie wygenerować ze swoich dochodów minimalną poduszkę bezpieczeństwa, na którą mogą spaść, jeżeli przez kilka tygodni nie mają dochodu. Ten problem dotyczy zwłaszcza zarabiających mało – stąd nasza propozycja dwuszczeblowej stawki minimalnej.

A czy w zamian zgodzilibyście się na skrócenie okresu wypowiedzenia na etatach? Albo zniesienie konieczności podawania przyczyny zwolnienia przez pracodawcę?

– Ochrona pracowników w Polsce jest w tym momencie bardzo skromna. Nie widzimy powodu, żeby redukować ją jeszcze bardziej. Chętnie usłyszelibyśmy jakieś racjonalne argumenty, ale na razie słychać ze strony organizacji pracodawców wyłącznie: „chcemy, żeby tak było”.

Czy poparlibyście – w ramach kompromisu – propozycję podniesienia płacy minimalnej do 12 zł?

– Poprzemy każdą propozycję poprawiającą sytuację pracowników na umowach śmieciowych. I będziemy dalej walczyć o realizację naszego programu.

Wszystko to brzmi pięknie w teorii, ale skąd weźmiecie na to pieniądze?

– Pewna rezerwa zostaje wygenerowana z proponowanych przez nas zmian w podatku dochodowym i ze zwiększenia bazy, od której odprowadzane są składki na ubezpieczenia społeczne. Ok. 20 mld przyniosłaby w perspektywie kolejnych lat zmiana ustawy o CIT i uszczelnienie systemu podatkowego. A uważam, że rezultaty w zakresie domknięcia dziur w ustawie o podatku korporacyjnym mogłyby nas pozytywnie zaskoczyć.

Jest jeszcze trzecie źródło dochodów, bardziej długofalowe, które wynika z dwóch pierwszych. Skoro pracownicy zaczną zarabiać więcej, będą też płacić wyższe podatki.

To wszystko razem powinno spowodować efekt popytowy, a zatem wzrost wpływów do kasy państwa z podatku VAT.

Brzmi ryzykownie. Wydatki są realne, a wpływy – potencjalne.

– Nasz program chcemy realizować stopniowo, krok po kroku. Co do realizmu – proszę zajrzeć do niedawnego raportu Centrum Analiz Ekonomicznych, który podsumował część propozycji komitetów wyborczych. Według ich wyliczeń na nasze propozycje zmian w podatkach i świadczeniach potrzebowalibyśmy dodatkowych 15-20 mld zł rocznie. A raport nie uwzględniał naszych zmian w podatku korporacyjnym, przynoszących spore dodatkowe dochody. Jeden z naszych najważniejszych postulatów – nowy program budownictwa mieszkaniowego – jest naprawdę niedrogi. To 10 mld zł rocznie, czyli kwota, która – w skali budżetu – nie powala na kolana.

Jeśli porównać nasz program z tym, co wyczyniają w kampanii partie z Sejmu: festiwalem obniżania podatków wszystkim i rozdawania wszystkim wszystkiego, ze szczególnym uwzględnieniem rozdawnictwa pieniędzy dla biznesu, to mam nadzieję, że widać, kto traktuje, a kto nie traktuje wyborców poważnie.

Przejdźmy od idei do brutalnej rzeczywistości. Sondaże dają wam śladowe poparcie i uzyskanie choćby 3 proc., które gwarantują subwencje z budżetu, będzie bardzo trudne.

– Nie namówi mnie pan ani na wróżenie z baranich jelit, ani z polskich sondaży. Wolę skupić się na walce o to, żeby społeczny lewicowy głos, reprezentujący interesy pracowników, znalazł się w Sejmie.

Nie byłoby łatwiej pójść ze Zjednoczoną Lewicą? Przy niskim poparciu dla lewicy w ogóle dwa rywalizujące ze sobą komitety to dwa grzyby w barszczu. Czy Polska jest gotowa na dwie lewice?

– Polska jest gotowa na partię, która poważnie traktuje słowo „wiarygodność”.

A Zjednoczona Lewica nie jest wiarygodna?

– Trudno mówić o wiarygodności, jeżeli Leszek Miller mówi, że będzie realizował program socjalny. To jakby wilk przebrał się w owczą skórę i beczał. ZL może ukrywać w mediach swoich aparatczyków za plecami Barbary Nowackiej, ale kiedy wyborcy pójdą do urn, to znajdą na listach stare, skompromitowane nazwiska: Dyduch, Wenderlich, Miller, Czarzasty. Jakoś trudno mi wyobrazić sobie, żeby młodzi lewicowi wyborcy rwali się do głosowania na takie listy.

Załóżmy, że sen się spełnia i przekroczycie próg. Co dalej?

– Razem nie będzie oczywiście koalicjantem PiS, który zapewne wygra. Będziemy socjalną, lewicową opozycją.

A wejdziecie w układ „wszyscy przeciw PiS”?

– Nie. Ten pomysł, jeżeli zostanie wdrożony, bardzo źle się skończy. On wynika z dramatycznego niezrozumienia, jak wielu Polaków ma dość status quo. Przecież ludzie nie głosują na PiS, bo pokochali Antoniego Macierewicza albo zaczytują się w teoriach na temat smoleńskiej mgły.

Oni głosują z zatkanym nosem na PiS, bo mają dość arogancji establishmentu. Mają dość wysłuchiwania, że jeżeli nie stać ich na mieszkanie, to mają zmienić pracę i wziąć kredyt. A przede wszystkim nie narzekać, bo Polska jest w budowie i wszystko jest super. Nie jest.

Czyli trzeba pozwolić PiS rządzić?

– Koalicja kordonu sanitarnego nie zadziała. Coś podobnego można było zobaczyć na Węgrzech. Tam też rządził sojusz miłośników zachowania stołków: liberałów z postkomunistyczną, bezideową pseudolewicą. Rząd się posypał, a efektem jest silny Orban.

Taka koalicja sprawi, że PiS w następnych wyborach wróci silniejszy, nie daj Boże z większością konstytucyjną.

Czyli opozycja?

– Razem będzie konstruktywną, socjalną opozycją, punktującą władzę. Nie mamy złudzeń, po tych wyborach nie będziemy uczestniczyć w rządzeniu. Ale jest możliwe wprowadzenie społecznego głosu do polskiego Sejmu. I o to walczymy.

wyborcza.pl

 

Zakaz aborcji i „tak mi dopomóż Bóg” w konstytucji

MAREK BOROWSKI, MACIEJ STASIŃSKI; ZDJĘCIA I MONTAŻ: KINGA KENIG, DOROTA HALICKA
19.10.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,19049656,video.html?embed=0&autoplay=1

Borowski i Stasiński rozmawiają o projekcie konstytucji, który kilka dni przed wyborami zniknął ze stron PiS. – Każda konstytucja w państwie demokratycznym, poza podstawowymi zasadami, ma jedno bardzo ważne zadanie : określa prawa i wolności obywatelskie oraz sposób ochrony tych praw przed zakusami rządzących – podkreśla Marek Borowski, senator niezależny w rozmowie z Maciejem Stasińskim w ‚Studio Wyborczej’. Zaznacza, że w projekcie konstytucji Prawa i Sprawiedliwości te wolności są, ale ich ochrona jest znacznie zredukowana.

W ubiegłym tygodniu ze strony internetowej Prawa i Sprawiedliwości zniknął projekt zmian w konstytucji z 2010 roku. Jarosław Kaczyński niejednokrotnie podkreślał, że jest zwolennikiem zmodyfikowania obowiązującego dokumentu, który zdaniem prezesa PiS jest ‚naprawdę niedobry’. Rzeczniczka PiS Elżbieta Witek twierdzi, że partia nie ma w tym momencie żadnego projektu, choć do niedawna można go było jeszcze znaleźć w serwisie internetowym Prawa i Sprawiedliwości. Tymczasem dziennikarze i przedstawiciele środowisk naukowych biją na alarm. Podkreślają, że zagrożone są wolności obywatelskie, niezawisła władza sądów, niezależność państwa od kościoła. – To jest konstytucja państwa autorytarnego – twierdzi Marek Borowski.

Co musi się stać, aby istniało realne zagrożenie zmianami w konstytucji, które chce wprowadzić PiS? Artykuł 235., p. 4 Konstytucji z 1997 roku mówi, że: ‚Ustawę o zmianie Konstytucji uchwala Sejm większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz Senat bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów’. Oznacza to, że aby uchwalić ustawę zasadniczą, trzeba mieć 153 posłów i 26 senatorów (gdy głosuje co najmniej połowa ustawowej liczby posłów oraz senatorów) lub, przykładowo, 307 posłów i 51 senatorów (przy 100% frekwencji w obu izbach). Według najnowszych sondaży PiS ma szansę zdobyć w wyborach 222 mandatów.

borowskiIstasiński

wyborcza.pl

 

Dwaj Polacy na top liście amerykańskiego portalu. Dostali się na nią za swoje kontrowersyjne wypowiedzi

Mateusz Włodarczyk, 20.10.2015

Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński

Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński (Fot. Agencja Gazeta)

Amerykański portal Politico przygotował listę dziesięciu najbardziej kontrowersyjnych wypowiedzi o uchodźcach. Jarosław Kaczyński znalazł się na podium. Miejsce znalazło się również dla Andrzeja Dudy obok innych europejskich przywódców.

 

– Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne – za tę wypowiedź prezes PiS dostał trzecie miejsce na liście najgorszych zdań wypowiedzianych przez polityków na temat uchodźców. Amerykańscy dziennikarze zwrócili również uwagę na wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy, który powiedział, że migranci mogą spowodować epidemie.

„Niektórzy politycy są brutalnie szczerzy w swojej niechęci wobec migrantów” – tak portal Politico podsumował swoje zestawienie unijnych polityków. Listę otwiera Marine Le Pen, przewodnicząca francuskiej nacjonalistycznej partii, za nazwanie uchodźców „niewolnikami”. Kaczyński wyprzedził takich polityków jak brytyjski premier David Cameron („mamy chmarę ludzi forsujących Morze Śródziemne”) i słowacki premier Robert Fico („Słowacja jest tylko dla Słowaków, nie dla mniejszości”).

Polski prezydent uplasował się na liście przed Wiktorem Orbanem. Węgierski przywódca mówił o „chrześcijańskiej Europie”: – Napływ uchodźców z Bliskiego Wschodu stanowi zagrożenie i może podkopać chrześcijańskie korzenie Europy.

dwajPolacy

TOK FM

Belgijski „Le Soir”: Król Belgii u prezydenta Polski pił wino za 12 euro

mw, 20.10.2015

Król Belgii Filip, prezydent Andrzej Duda, Pierwsza Dama Agata Duda i królowa Matylda podczas uroczystego przyjęcia w warszawskich Łazienkach

Król Belgii Filip, prezydent Andrzej Duda, Pierwsza Dama Agata Duda i królowa Matylda podczas uroczystego przyjęcia w warszawskich Łazienkach (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Belgijski dziennik „Le Soir” pisze, że prezydent Andrzej Duda podczas wizyty belgijskiej pary królewskiej podjął ją winem za 12 euro. „Czy wino powinno być drogie, żeby było dobre?” – zastanawia się gazeta i o komentarz prosi ekspertów. Zdania są podzielone.

Gazeta podaje, że Kancelaria Prezydenta do kolacji z udziałem króla Filipa i królowej Matyldy podała butelkę Tauzinat l’Hermitage Saint-Émilion Grand Cru z 2011 r., której cena to 12 euro.

„Nie jest aż tak tanie, ale czy nie jest zbyt tanie, by podawać je parze królewskiej?” – zastanawia się „Le Soir”. I przypomina, że np. w 2013 r. podczas wizyty w Holandii para królewska została podjęta winem Montagny 1er Cru La Grande Roche za 20 euro.

Eric Boschman, ekspert z serwisu Vins du Soir, tłumaczy, że ten wybór świadczy o tym, iż Polska nie jest najbogatszym krajem.

– Nie mam nic przeciwko temu gatunkowi. Jest dobre, przyjemnie się je pije, ma też dobry stosunek ceny do jakości. Ale trzeba pamiętać, że okazją nie było spotkanie w domu ze starym przyjacielem, ale formalna kolacja z królem i królową Belgii – zauważa Boschman.

Inny ekspert Vins du Soir, Marc Roisin, mówi, że wino wybrane przez Kancelarię Prezydenta jest poprawnym wyborem.

– Serwowanie drogich win to konserwatywne podejście. Jeżeli natomiast wybierzemy tańsze wino, które okaże się dobre, gość może to odczytać jako miły gest – bo takie wina są trudne do znalezienia – mówi Roisin.

Gazeta zauważa również, że w Polsce nie ma kultury picia wina. I że Polacy wybierają chętniej piwo czy wódkę.

– Statystyczny Polak pije trzy litry wina rocznie, co nie jest wielką ilością w porównaniu do 44 litrów, które pije statystyczny Francuz – zauważa „Le Soir”.

belgijski

wyborcza.pl

Prezes planuje wysłać prof. Pawłowicz do Trybunału Konstytucyjnego. Pierwsza okazja już w kwietniu przyszłego roku

Krystyna Pawłowicz może trafić do Trybunału Konstytucyjnego już w kwietniu.
Krystyna Pawłowicz może trafić do Trybunału Konstytucyjnego już w kwietniu. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Krystyna Pawłowicz potrafi o siebie zadbać. Dała temu dowód, kiedy wyprosiła u prezesa, by zabrał ją na mównicę i udzielił poparcia. Dlatego pewnie nie będzie miała problemów, by przekonać go do wysłania jej do Trybunału Konstytucyjnego. Zresztą w siedzibie partii mówią, że prezes już raz proponował to Pawłowicz. Pierwsza okazja do ponownej próby już w kwietniu.

Krystyna Pawłowicz na razie w pocie czoła prowadzi kampanię wyborczą. Jak bardzo się stara, pokazują jej zabiegi o wsparcie prezesa. – Proszę mnie zabrać, żeby ludzie widzieli, że jestem z piątego miejsca, z panem prezesem – prosiła Krystyna Pawłowicz Jarosława Kaczyńskiego, kiedy ten odwiedzał jej okręg wyborczy.

Prezes spełnił prośbę, ale nawet bez tego Pawłowicz może być pewna zdobycia mandatu. Wiele wskazuje jednak na to, że zbyt długo nie zagrzeje miejsca w sejmowych ławach. – Jarosław proponował jej Trybunał kilka miesięcy temu, ale ona się uparła, że chce kandydować do Sejmu – mówi „Newsweekowi” osoba pracująca w centrali partii.

Kiedy PiS obejmie władzę, już w kwietniu będzie mógł uzupełnić skład Trybunału Konstytucyjnego, bo kończy się kadencja Mirosława Granata (swoją drogą wybranego jeszcze w czasach, gdy rządził PiS). Jeśli jeszcze wtedy Pawłowicz nie będzie chciała rozstawać się z Sejmem, kolejne okno otworzy się w grudniu. Wtedy swoją misję skończy obecny prezes TK Andrzej Rzepliński.

Trzecia możliwość to czerwiec 2017. Po niej na zakończenie kadencji kolejnych sędziów trzeba będzie czekać aż do 2019 roku. Dlatego najbardziej prawdopodobne jest, że posłanka PiS trafi do Trybunału w kwietniu lub w grudniu przyszłego roku. Sejm na tym skorzysta. Nie wiadomo jak Trybunał.

naTemat.pl

Trybunał i krzyż

Wojciech Sadurski prawnik, 20.10.2015

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Wojciech Surdziel /AG)

Prawne gwarancje innych wolności i praw obywatelskich tracą ważność, gdy ktoś wyjmie z rękawa kartę atutową z napisem „sumienie”. Trybunał Konstytucyjny taką przebitkę dziś żyruje.

Trybunał Konstytucyjny ma na swoim koncie ważne osiągnięcia, jeśli chodzi o wzmacnianie ochrony praw obywatelskich: przez trzydzieści lat dość konsekwentnie wzmacniał standardy ustaw dotyczących np. wolności słowa, wolności zgromadzeń czy zakazu dyskryminacji.

Zawsze jednak był jeden wyjątek. Gdy w grę wchodziła religia, sędziów (nie wszystkich, ale większość) opanowywał osobliwy paraliż. Czy chodziło o religię w szkole, czy o przerywanie ciąży, czy o wartości chrześcijańskie w mediach – ochrona religii i wolności religijnej wygrywała w cuglach z rywalizującymi z nią wartościami.

Ostatni rok przyniósł trzy ważne orzeczenia (w tym dwa w ostatnich dniach), które wzmacniają wrażenie trybunalskiej uległości wobec roszczeń religijnych.

Sumienni, ale nieuczynni

W najnowszym orzeczeniu, z 7 października, Trybunał znacznie rozszerzył zakres tzw. klauzuli sumienia lekarzy – czyli prawa lekarzy do odmowy wypełniania zawodowych obowiązków, niezbędnych do realizacji uprawnień kobiet, na podstawie własnych poglądów religijnych.

„Sumienie” to piękna rzecz – ale pamiętajmy, że w odmowie świadczeń zdrowotnych mamy do czynienia z co najmniej dwiema osobami – lekarzem i pacjentką. Każde rozszerzenie prawa do powoływania się na „sumienie” przez lekarza oznacza jednocześnie ograniczenie szans na realizację uprawnień – nie jakichś przywilejów czy widzimisię, ale właśnie twardych uprawnień, po stronie pacjentki.

Trybunał zmienił demokratycznie przyjętą ustawę, rozsądnie wyważającą granice między sumieniem lekarza a prawami pacjentki, na dwa sposoby. Po pierwsze, ustawa ograniczała prawo lekarza do odmowy ze względu na sumienie w przypadkach zagrożenia życia i zdrowia oraz w „innych przypadkach niecierpiących zwłoki” – TK uznał, że żadne „inne przypadki niecierpiące zwłoki” nie mogą być podstawą ograniczenia klauzuli sumienia. Jak powiedział Trybunał, takie przypadki nie stanowią dobra odpowiednio „cennego”, by przeważyć wolność sumienia; ponadto jest to pojęcie zbyt ogólne, niepozwalające na „identyfikację” owych wartości po stronie pacjentki. To dziwne, bo w innych przypadkach (np. w „sprawie Dody”) Trybunał wcale nie oburza się na używanie pojęć ogólnych i nieprecyzyjnych.

Drugą ingerencją Trybunału w ustawowy kompromis, dokonaną na wniosek branżowej organizacji lekarzy, było uznanie za niekonstytucyjny obowiązku wskazania przez lekarza innej placówki, w której dany zabieg może być dokonany.

Powód? Konstytucja chroni jednostkę wyposażoną w religijnie umeblowane sumienie także „przed przymusem współdziałania w osiąganiu celu niegodziwego”. A zatem Trybunał staje jednoznacznie po stronie lekarza, a przeciw kobiecie, akceptując ocenę lekarza katolika, że dokonanie zabiegu aborcji jest „celem niegodziwym”. To szokujące podejście, w świetle zasady bezstronności państwa, która przecież dotyczy też Trybunału. Od kiedy realizacja własnych uprawnień przez obywatelkę jest „celem niegodziwym”? Odmowa zabiegu w sytuacji naprawdę dramatycznej (przypomnijmy sobie przypadki, w jakich aborcja jest legalna w Polsce) – niegodziwa z kolei nie jest?

Sumienie potraktowane zostało przez TK bardzo wybiórczo. Pomoc kobiecie – choćby tylko przez wskazanie innego lekarza – nie jest traktowane jako wymóg sumienia; odesłanie kobiety z kwitkiem w chwili największej potrzeby i rozpaczy jest dyktowane przez sumienie, trybunalsko poświadczone.

Dla wzmocnienia efektu Trybunał rozpoczął swoje uzasadnienie od ogólnej refleksji, że „wolność sumienia każdego człowieka jest kategorią pierwotną, którą prawo konstytucyjne oraz regulacje międzynarodowe jedynie poręczają”. Co to znaczy? Dla obeznanych w prawniczym żargonie jest to niedwuznaczne (i coraz bardziej politycznie prawidłowe) odwołanie się do „prawa naturalnego”, obowiązującego bez względu na regulacje państwowe. Znów – brzmi ładnie, ale w praktyce oznacza, że prawne gwarancje innych wolności i praw obywatelskich tracą ważność, gdy ktoś wyjmie z rękawa kartę atutową z napisem „sumienie”. Trybunał taką przebitkę dziś żyruje.

Obrażalscy wierni

Dzień wcześniej Trybunał podtrzymał konstytucyjność przepisu kodeksu karnego (art. 196) karzącego za obrazę uczuć religijnych. Na marginesie sprawy znanej opinii publicznej jako „sprawa Dody” (słowa o naprutych autorach Biblii przejdą do annałów polskiego prawa) Trybunał nie dopatrzył się nadmiernego ograniczenia wolności słowa w skazywaniu ludzi za „obrazę uczuć religijnych” lub „znieważenie przedmiotu czci religijnej”. Wolność wypowiedzi zeszła na drugi plan.

Podobnie jak w sprawie klauzuli sumienia – w obliczu konkurencji między dwiema wartościami Trybunał bez wahania stanął po stronie religii, choć przecież wiadomo, że nie ma granic w obrażaniu się ludzi, gdy ich prawdy lub symbole wiary są krytykowane przez innych. Oto jak przemyślnie argumentował Trybunał: „Trudno uznać, że istota swobody wypowiedzi sprowadza się do wyrażania poglądów znieważających czy obrażających uczucia innych osób”.

Ale to demagogia. Nie chodzi o to, czy istotą wolności wypowiedzi jest znieważanie – oczywiście, że nie jest. Pytanie, którego Trybunał poważnie sobie nie zadał, brzmi: czy do istoty wolności słowa należy prawo do m. in. wypowiedzi dotyczących np. religii, które mogą komuś się nie podobać? I czy zakaz takich wypowiedzi nie podważa wolności słowa w jej samej „istocie”?

„Ochrona uczuć religijnych” to wyrażenie nieostre, mogące prowadzić do dowolnego rozszerzania zakresu karania – ale tym razem to Trybunału w ogóle nie zaniepokoiło, bo „niedookreśloność i nieostrość ( ) jest w istocie wypełniona zrozumiałą i niedwuznaczną treścią”, zarówno w doktrynie prawa karnego, jak i w języku potocznym.

Jest dokładnie na odwrót: pojęcie ochrony uczuć religijnych jest dalekie od jednoznaczności, nawet w doktrynie prawnej, nie mówiąc już o mowie potocznej. Prawnicy spierają się co do wszystkiego: czyje uczucia religijne się liczą (przeciętne czy faktycznej publiczności mogącej uznać się za obrażoną), czy chronione uczucia religijne dotyczą tylko religii „uznanych”, czy także „nietypowych”, czym jest „przedmiot czci religijnej” itp.

Na dodatek wśród moralistycznie i religijnie nastawionych prawników narasta tendencja do penalizowania „obrazy uczuć religijnych” niezależnie od tego, czy ktokolwiek faktycznie poczuł się obrażony. W komentarzu do kodeksu karnego z 2013 r. pióra Michała Królikowskiego i Roberta Zawłockiego czytamy, że występujące w art. 196 „pojęcie znieważenia dotyczy samego sposobu zachowania sprawcy i jest niezależne od skutków, które zachowanie to wywołuje w psychice wszystkich ludzi”. Przekładając to na zwykły język: prokurator ma być strażnikiem ochrony religii bez względu na to, czy ktoś poczuł się urażony, czy nie

Już tradycyjnie Trybunał wywodzi prawo do ochrony uczuć religijnych z konstytucyjnej wolności sumienia i wyznania – choć zupełnie nie wiadomo, dlaczego „wolność sumienia” obywatela ma być zagrożona przez fakt obrazy jego uczuć. Godność – tak, komfort – tak, ale wolność? Trybunał napomniał też, że „debata publiczna powinna toczyć się w sposób cywilizowany i kulturalny”, zapominając, że nie jest guwernantką pilnującą dobrego smaku i kultury wypowiedzi, ale ma chronić prawa i swobody obywateli. Najwyraźniej wolność słowa traci swoją wartość, gdy w tle pojawia się religia

Religia jest najważniejsza

To jest właśnie istotą doktryny Trybunału: religia postawiona jest na piedestale, wysoko ponad innymi wartościami. Chociaż sama konstytucja nie dokonuje żadnej hierarchii różnych wolności i praw, Trybunał uzupełnił tekst konstytucji, gorliwie windując religię na szczyt, gdy inne ważne dobra społeczne i osobiste są zagrożone. Bardzo wyraźnie to zostało postawione w orzeczeniu z grudnia ubiegłego roku dotyczącym „uboju rytualnego”.

Dla apoteozy religii i wolności religijnej stawianej ponad innymi wolnościami (w tamtym przypadku – humanitarne traktowanie zwierząt) Trybunał nie zawahał się wówczas zmanipulować tekstu konstytucji. „Już wstęp do konstytucji podkreśla znaczenie wiary jako źródła, prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna” – lirycznie odnotował Trybunał. Ale preambuła niczego takiego nie „podkreśla”: zauważa tylko, że w Polsce są zarówno ludzie, którzy te dobra wywodzą z religii, jak i ci, którzy je wywodzą z innych źródeł. Piękne, szlachetne sformułowanie zasady pluralizmu i równości wierzących i niewierzących Trybunał przełożył na język „podkreślenia znaczenia wiary”, jakby antycypując religiancką konstytucję PiS (o której pisałem niedawno na tych łamach).

„Art. 53 [o wolności religii – przyp. WS] jest jednym z najbardziej rozbudowanych przepisów konstytucji” – zauważał dalej z podziwem Trybunał, jakby długość przepisu miała związek z jego rangą. Wolność religii jest nie tylko wolnością jednostki – zauważał Trybunał, ale także „zasadą ustrojową, co odpowiednio zwiększa jej rangę”. Naprawdę? Wolność słowa czy godność człowieka – np. pacjentki – to także „zasady ustrojowe”. Dlaczego muszą zawsze ustąpić przed religijnymi względami?

Równowaga między różnymi wolnościami i prawami obywatelskimi została poważnie zachwiana w Polsce, gdy tylko w tle pojawiała się religia, do czego przyczyniło się niestety orzecznictwo Trybunału. Dziś, gdy skład sędziowski w części się zmienił, można nieśmiało wyrazić nadzieję – jako wpis do sztambucha nowym sędziom – że równowaga zostanie jednak przywrócona.

Wojciech Sadurski jest profesorem prawa na Uniwersytecie Sydnejskim i profesorem w Centrum Europejskim Uniwersytetu Warszawskiego.

trybunałiKrzyż

wyborcza.pl

Farsa. Ewa Kopacz i Beata Szydło zakpiły ze wszystkich: telewizji, dziennikarzy i – przede wszystkim – obywateli

Piotr Markiewicz, 19.10.2015
Telewizje dostarczyły nam wieczorem żenujący spektakl. Po wielu dniach zapraszania, ustaleń i negocjacji ze sztabami, w trzech telewizjach informacyjnych i najważniejszym programie Telewizji Polskiej dostaliśmy wykastrowaną wersję debaty przedwyborczej.
http://www.gazeta.tv/plej/19,147565,19049833,video.html?embed=0&autoplay=1

Wszystkie „zasady” już na początku dyskusji wyłożyła ze szczerością Dorota Gawryluk z Polsat News, jedna z prowadzących „Rozmowę o Polsce” (telewizje jak ognia unikały – pewnie z powodów prawnych – określenia „debata”):

„Choć nasza rola, rola prowadzących, jest mocno ograniczona, bo ustalono, że nie możemy zadawać dodatkowych pytań, a już – broń boże! – przerywać, to mam nadzieję, że dzięki naszemu programowi lepiej poznają państwo kandydatki i programy”.

Problem w tym, że przez tak mocno ograniczoną rolę prowadzących, dostaliśmy telewizyjny produkt publicystyczno-rozrywkowy, który formą przypominał debatę przedwyborczą. I ani lepiej nie poznaliśmy kandydatek, ani ich programów.

Po co prowadzący?

Prowadzący więc robili jedynie to, co mogli. Czyli odczytywali pytania i informowali, kiedy czas na odpowiedź się skończył. A skoro robili to czołowi dziennikarze TVP, Polsat News i TVN24, można było odnieść wrażenie, że to poważna dyskusja. Tak nie było.

Zasada 1: Prowadzący nie przerywa. Obie kandydatki mogły mówić to, co im ślina na język przyniesie. I nawet się nie kryły z tym, że korzystają z tej możliwości. Odpowiadały na mało pytań (najczęściej w ogóle), za to wpadały w dygresje – wracały do kwestii sprzed kilku pytań, wygłaszały nauczone wcześniej monologi i ataki na przeciwnika. Np. kiedy Ewa Kopacz zapytana o wnioski z afery podsłuchowej zaczęła wytykać Beacie Szydło aferę SKOK-ów. Jakie wnioski premier wyciągnęła z afery, która niemal wywróciła cały rząd RP? Tego się nie dowiedzieliśmy.

Zasada 2: Nie można dopytać. Dzięki temu, zarówno premier Ewa Kopacz, jak i wiceprzewodnicząca PiS Beata Szydło, mogły mówić puste frazesy. „Ja mam ambitny program naprawy Polski. Polska potrzebuje stabilnego rządu” – to tylko namiastka wiceprezes PiS, której występ można skrócić do hasła: jest źle, za nas będzie dobrze. I tylko widz nie mógł się, dowiedzieć, co to niby za ambitny program ma nam do zaproponowania Beata Szydło.

Kpina

W czterech telewizjach dostaliśmy żenujący spektakl. Dlaczego?

Po pierwsze, telewizje organizując debatę, której na ich życzenie debatą nazywać nie można, zrobiły wyraźny podział na dyskusję „poważnych polityków” i tych „mniej ważnych”, których zepchnęły na następny dzień. Dopiero po ostrej krytyce, Ewa Kopacz i Beata Szydło postanowiły dołączyć do drugiej debaty.

Po drugie, pozwoliliśmy politykom na kastrowanie dziennikarzy. Mając w studiu trójkę świetnych prowadzących, zostali oni sprowadzeni – prawdopodobnie na życzenie polityków i ich sztabów – do roli stoperów i stojaków pod mikrofony;

Po trzecie, telewizje usankcjonowały kompletnie nieodpowiedzialne dyrdymały, nie pozwalając dziennikarzom (których to rola!) na ripostowanie pustosłowia, którego w tej dyskusji było multum;

Po czwarte, to jest po ludzku bezczelne wobec innych ugrupowań i ich wyborców, że zostali na samym początku zepchnięci do stolika „mniej ważnych”, do „stolika dla dzieci”; że byli pokazywani jako „niegodni” debaty przy głównym stole. I że musieli się prosić o debatę z „poważnymi” kandydatami. To sankcjonuje patologię, która się u nas wytworzyła – że są tylko dwie ważne partie;

Wszyscy daliśmy się zrobić w idiotów tego wieczoru. Tak daleko zabrnęliśmy w bezmyślność polskiej polityki i w strach przed fochami strzelanymi przez polityków, że przestaliśmy nazywać rzeczy po imieniu i skutecznie sprzeciwić się temu, co robią. A to nic innego, jak zwykła zuchwałość i brak szacunku dla ludzi. Tak się tworzy quasi debatę w quasi demokracji. A jutro znowu zobaczymy, jak Szydło i Kopacz będą się licytowały na moralną wyższość.

farsa

gazeta.pl