Kaczyńscy to moneta zła, która przytrafiła się Polsce

Posted: 30 Maj 2018 in Polityka
Tagi: , , , , , ,

4 ostatnie teksty Waldemara Mystkowskiego.

Lech i Jarosław Kaczyńscy to ta sama moneta zła

Czy Lech Kaczyński był lepszym z braci, jak twierdzi Eliza Michalik, dziennikarka Superstacji? Michalik pisze te słowa w kontekście „mordu sądowego” na Tomaszu Komendzie, który odsiedział w wiezieniu 18 lat za zbrodnię, której dokonał ktoś inny.

Do posadzenia Komendy walnie się przyczynił Lech Kaczyński, który jako minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka miał jedyny program polityczny – zaostrzyć prawo i bezwzględnie – wbrew procedurom – sadzać kogo popadnie. Padło na Komendę.

Nie był to program naprawy prawa bądź egzekwowania praworządności. Był to program polityczny, który wydobył PiS z niebytu politycznego. Komenda to niejako kozioł ofiarny mitu założycielskiego PiS.
Idąc dalej – czy Lech K. jest lepszy od groźnego dzisiaj Jarosława K.? Wszak to ta sama moneta, jeden jest reszką, a drugi orłem. Zło ma dwie twarze, nie ma w moralności mniejszego zła i większego, choć w polityce używa się takiego argumentu.

Gdyby nie Lech, nie mielibyśmy Jarosława – i tak należy postawić zależność wśród braci K. A potem ci katastrofalni politycy spowodowali, iż Lech odpowiada za katastrofę smoleńską. Choć zdaję sobie sprawę, że trudno osądzać nieżyjącego wg procedur prawa.

Ale może zastosujmy staropolską regułę, że Polak mądry po szkodzie, po katastrofie… I zadajmy sobie pytanie: Ku jakiej katastrofie zmierzamy pod władzą PiS, której dysponentem jest Jarosław K.?
Na ławie oskarżonych historii może być posadzony Lech Kaczyński i Jarosław Kaczyński. Wyrok, jaki wyda historia, nie będzie dla żadnego z nich uniewinniający. W tej przyszłej polskiej Norymberdze Lech Kaczyński może dostać dożywocie zapomnienia, a Jarosław czapę.

Ale czy na tej podstawie można twierdzić, że Lech jest lepszy z braci? Obydwaj psim swędem dostali się do polityki i takim psim swędem potraktuje ich historia jako zło tej samej monety, o tej samej wartości, zło o dwóch bliźniaczych twarzach.

W PiS toczy się zażarta walka o stołek prezesa

Kto po Kaczyńskim? Klaudiusz Brudziński czy jakiś Kaligula?

Jarosław Kaczyński w szpitalu przebywa od 8 maja, a ma jeszcze w nim przebywać dwa tygodnie. Niemal półtora miesiąca hospitalizowania. Na kolano – operowane bądź nie – tyle się nie leży. Zatem należy się wszystkim odpowiedź na pytanie: co jest Kaczyńskiemu?

Lekarze unikają odpowiedzi, żadnych komunikatów nie wydają. Gdyby to było kolano, ordynator dawno podałby to do wiadomości, tak jak zasuwał z kulami rehabilitacyjnymi na Żoliborz. Dziennikarze nie potrafią uzyskać dojścia do karty choroby Kaczyńskiego ani do jakiejś pielęgniarki, która aplikuje prezesowi lekarstwa i zastrzyki. Żaden paparazzi nie przedarł się przez zasieki i barykady, za którymi skrył się Kaczyński, wszak łasy na splendor celebrycki. Przecież nie możemy polegać na medialnych rozhoworach Adamów Bielanów i Marków Suskich, których wiarygodność jest zerowa, a w zasadzie minusowa.

Nawet gdy Kaczyński wróci, to na krótko, a jeżeli jego choroba jest inna – a jest wielce prawdopodobne – niż na kolano i o wiele bardziej groźna, będziemy mieli do czynienia z nawrotami. Jesteśmy zatem świadkami odchodzenia Kaczyńskiego. Żeby było jasne – odchodzenia politycznego, bo w egzystencjalnym zawsze daję handicap współczuciu – nawet w stosunku do najbardziej złych ludzi, daję im szansę na odkupienie i poprawę. Acz nie wiem, czy Kaczyński leżący plackiem w zakrystii do końca swoich dni i ogrzewający swoim ciałem zimne posadzki – wg swojej średniowiecznej aksjologii – zasłużyłby na przebaczenie.

Widać gołym nieuzbrojonym okiem, iż w PiS toczy się zażarta walka o stołek prezesa. Tak naprawdę kandydatów jest niewielu. Kaczyński nominował Mateusza Morawieckiego, ale ten jest słaby w strukturach partyjnych, nadrabia tę przypadłość gębą, jest w niej bardziej papieski od prezesa. Nie bez szans ogrzania się na jeszcze ciepłym stołku prezesa ma Joachim Brudziński, który przez Renatę Grochal w „Newsweeku” został przyrównany do mało rozgarniętego Klaudiusza, który psim swędem uchował się na dworze Kaliguli.

Raczej nie ma szans na prezesa PiS Kaligula Zbigniew Ziobro, formalnie nie jest w PiS, ponadto pod każdym względem to cienki Bolek. Starszy Kaligula Antoni Macierewicz ma już za sobą karierę polityczną, kombinował coś ze swoim koniem Incitatusem Bartłomiejem Misiewiczem, ale nie udało mu się na trwałe zrobić go senatorem.

Władza PiS utyka na kolano prezesa, po jego odejściu – ktokolwiek posadzi swoje cztery litery na stołku Kaczyńskiego – będzie bardziej kuśtykała mimo jakichkolwiek kul rehabilitacyjnych. Oby w tym chwiejnym chodzie jak najszybciej się obalili ci, którzy przynieśli Polsce tyle nieszczęść.

Wg strategii PiS niepełnosprawni potraktowani zostali jak gorszy sort

40 dni trwał protest niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie. 40 to liczba symboliczna w kulturze chrześcijańskiej, tyle dni na pustyni przebywał Joszua z Nazaretu i był oblegany przez złe duchy. Tymi diabełkami okazali się u nas marszałek Sejmu Marek Kuchciński, Mateusz Morawiecki i tudzież takie strzygi i rokity jak Krystyna Pawłowicz, jej koleżanki i koledzy strzykający brudnymi słowami.

Gdyby poruszyć jeszcze jedną symbolikę, wręcz mistykę narodową, to należy mówić o mrokach romantycznych Mickiewicza – „40 i 4” z III części „Dziadów”. Jak mało chrześcijańska okazała się władza PiS i mało polska, mało empatyczna, nieromantyczna, nieoświecona.

W proteście niepełnosprawnych nie chodziło o kompleksy polskie, ani chrześcijańskie, ale o jeden postulat – godnego życia, który nie został spełniony (dodatek na życie w kwocie 500 zł).

Więc co przyniósł ten protest? Każdy z osobna powinien odpowiedzieć na to pytanie. Przede wszystkim większość Polaków dowiedziała się o problemach niepełnosprawności. Niepełnosprawny stał się bliższy rodakom, patrzą na niego dużo bardziej przychylnym spojrzeniem i z empatią. Byłem świadkiem kilku zdarzeń, gdy ludzi na wózkach traktowano z większą atencją, uprzejmością i uśmiechem bliskości, niż to miało miejsce przed protestem.

Niepełnosprawni przegrali jednak z zimnym głazem władzy, która nie jest w stanie podjąć dialogu, a tylko monologować, jaki to sobie sama stawia plus, a jak się z tym nie zgadzasz, to nie pozwolą ci wyjść na spacer, utrudnią dostęp do prysznica, zamkną okna i wyślą strażników, aby wykręcali ręce.

Utrudniano życie protestującym i ich szykanowano. Nie zmieni się ich sytuacja tym bardziej po proteście, kłopot został zażegnany, ta władza ma gdzieś słabszych, są dla niej problemem nie do rozwiązania, bo są grupą społeczną nieznaczącą pod względem wyborczym.

Władza PiS zastosowała swoją strategię. Niepełnosprawni są jeszcze jednym segmentem gorszego sortu Polaków. Czy była szansa na zwycięstwo niepełnosprawnych? Na to pytanie musimy sobie odpowiedzieć. W jakich warunkach zewnętrznych protestu była szansa, aby ta władza pochyliła się nad postulatem niepełnosprawnych?

Gdyby przez 40 dni spadło znacząco poparcie dla PiS, gdyby przed Sejmem i w całej Polsce dochodziło do masowych protestów, to nie mielibyśmy tej sytuacji, iż po 40 dniach zawieszono protest?

PiS się nie zmienia i nie zmieni. Nie miejmy w stosunku do nich żadnych oczekiwań. PiS wygrał z protestującymi. Czy w związku z tym wkrótce wygra wybory?

I jeszcze jedno – PiS nie wygrywa dzięki sobie. Wszystko niszczy, demoluje – Konstytucję, praworządność, niepełnosprawnych. Nie możemy na to pozwolić i dać się zepchnąć na kolejne lata do gorszego sortu.

Morawieckiemu odkleja się oczko, jak „Misiowi” Barei

Kolano Jarosława Kaczyńskiego jest jak na najlepszej drodze – tak przynajmniej utrzymuje Mateusz Morawiecki. Podzielił się tą wiedzą w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM, gdy został zapytany, kiedy jego zwierzchnik wyjdzie ze szpitala: – „Tego nie wiem, to jest kompetencja lekarzy. Ale mam nadzieję, że jest wszystko na bardzo dobrej drodze”.

Droga samego premiera Morawieckiego jest drogą przez mękę, bo każdą ważną decyzję konsultuje: – „Najważniejsze rzeczy konsultuję. Rozmawiamy ze sobą, zwykle przez telefon, bo ma kontuzję pewną”. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że Golgotą jest szpital przy Szaserów – do czasu jednak, gdy zostanie przeniesiona na Nowogrodzką.

Trudno nie kpić z Morawieckiego, który jest niesprawny językowo. A może jest sprawny, bo to język z groteski, wykrzywiony wewnętrznie, nie będący w kontakcie z rozumem, zaprzeczający sensowi już na przestrzeni dwóch zdań. Tak sypnął się Morawiecki, gdy zapytany został o fundusze unijne: – „My mamy błędne wyobrażenie, że nasza gospodarka zależy od środków unijnych. (…) Będziemy bardzo twardo walczyć o fundusze strukturalne i na politykę rolną”. Logika tych dwóch zdań jest następująca: będziemy walczyć o błąd.

Język jest nośnikiem oleju w głowie, jak powiedział Jan Onufry Zagłoba, bohater Trylogii Sienkiewicza, którą ponoć Morawiecki czytał. Premierowi jednak albo brak oleju w głowie, albo kiepsko porusza się w języku polskim. Nie mogę się zdecydować, co szwankuje u Morawieckiego, bo jak można połączyć protest niepełnosprawnych w Sejmie z PGR-ami. A to udało się temu bohaterowi wyjętemu z grotesek Barei: – „Ludzie o kamiennych sercach, którzy niszczyli PGR-y w latach 90-tych, zakłady pracy, bezrobocie 25%, zrobili nic albo prawie nic w sprawach społecznych”.

Premier rządu polskiego jeździ po Polsce, zamiast rządzić i tak jak bohater grotesek w każdej poruszanej kwestii jest na bakier z sensem. Morawieckiemu odkleja się oczko, jak „Misiowi” Barei.
Pisowska rzeczywistość musi się sypnąć. Sprzyja jej na razie koniunktura gospodarcza w Europie. Żadna w tym zasługa rządów Misia Morawieckiego, który jest śmieszny w swoich wypowiedziach, a które musimy racjonalizować, aby nie zwariować we własnym kraju.

Zracjonalizował groteskę PiS pewien mężczyzna, który na „schody Kaczyńskiego” na placu Piłsudskiego po prostu wszedł. Przynajmniej wiemy, do czego może w przyszłości będzie służyć ten pomnik, jako atrakcja turystyczna – do wchodzenia. I niech Morawiecki przyjmie do wiadomości, że dla niego schody się zaczęły, ale one prowadzą w innym kierunku – w czeluść.

Dodaj komentarz